search
REKLAMA
American Film Festival 2024

KONKLAWE. George Smiley w sutannie [RECENZJA]

Chociaż film Edwarda Bergera podejmuje szereg aktualnych tematów, to twórcom udaje się uniknąć kinowej publicystyki.

Jędrzej Paczkowski

8 listopada 2024

REKLAMA

Konklawe Edwarda Bergera, czyli historia burzliwej walki o papieski tron, to dzieło z szufladki o nazwie „film aktualny”. Wystarczy rzut oka na listę tematów, jakie podejmuje tu niemiecki reżyser: upadający autorytet instytucji Kościoła, bezwzględne przepychanki o władzę, starcie liberalizmu z konserwatywnym reakcjonizmem… Adaptacja powieści Roberta Harrisa wpisuje się zarówno w dyskusję o sytuacji Kościoła Katolickiego, jak i w aktualny klimat polityczny (film miał amerykańską premierę jeszcze przed wyborami prezydenckimi), jednak na szczęście twórcom udaje się uniknąć kinowej publicystyki; najważniejsze pozostają tu jednostki uwikłane w meandry politycznych rozgrywek.

Naszym przewodnikiem po ekranowym Watykanie jest kardynał Lawrence (Ralph Fiennes), który po śmierci papieża przewodniczy obradom tytułowego konklawe. Chociaż bohater od dłuższego czasu zmaga się z kryzysem powołania, to pozostaje on jednym z nielicznych hierarchów świadomych konieczności zmiany wewnątrz Kościoła. Same obrady szybko stają się zresztą walką o ideowe „być albo nie być” instytucji. Zgromadzeni na czas konklawe kardynałowie dzielą się na frakcje konserwatystów i postępowców, a sam Lawrence mimochodem staje się uczestnikiem kuluarowych rozgrywek o wybór „właściwego” pretendenta do papieskiego tronu.

Znamienne, że za wizualny kontrapunkt dla scen kolejnych głosowań służą tu regularne przebitki na Sąd Ostateczny Michała Anioła. Strona estetyczna filmu współgra bowiem z podniosłym charakterem tytułowego konklawe – w obiektywie operatora Stéphane’a Fontaine’a architektura Watykanu wydaje się przytłaczać bohaterów, a ścieżka dźwiękowa Volkera Bertelmanna to nieustająca kanonada dramatycznych smyczków. Ten monumentalny styl wyraźnie zaznacza też jednak gatunkową proweniencję filmu. Konklawe poprowadzone jest bowiem niczym rasowy polityczny thriller. Konflikty ideologiczne idą tu w parze z nieczystymi zakulisowymi rozgrywkami, z kolei grany przez Fiennesa kardynał Lawrence wchodzi w rolę detektywa mimo woli. To bohater trochę jak z prozy Johna le Carré – zmęczony i pozbawiony złudzeń co do instytucji, której przez wiele lat był częścią, ale wciąż wierny wyznawanym wartościom. Niczym George Smiley w Szpiegu, Lawrence musi w toku dokopać się do mrocznych tajemnic kolejnych kandydatów, a jego prywatne śledztwo wyznacza tempo całej opowieści.

Te dwa wątki Konklawe – kryminalny i ideowy – łączą się zresztą bez zarzutu, „grając” na siebie nawzajem. Z jednej strony, toczone przez bohaterów spory o rolę Kościoła we współczesnym świecie nadają śledztwu Lawrence’a odpowiedniej wagi; z drugiej zaś, formuła opowieści detektywistycznej pozwala Bergerowi na pocieniowanie centralnego ideologicznego konfliktu. Chociaż reprezentujący skrajne światopoglądowe postawy kardynałowie są początkowo przedstawieni na zasadzie prostych opozycji, to z czasem dostają okazję na zrzucenie masek; na pokazanie zarówno strachu kryjącego się za reakcjonistycznymi hasłami, jak i oportunizmu schowanego za fasadą postępowości. Berger nie boi się też przełamywać wspomnianej podniosłości humorem, widocznym chociażby w wykorzystaniu pewnych rekwizytów – jak elektroniczny papieros, z którym nie rozstaje się jeden z kardynałów.

Film nie działałby jednak równie dobrze bez udziału bezbłędnie dobranej obsady. Stanley Tucci przykuwa uwagę swoim pozornym spokojem i wycofaniem, a Sergio Castellitto i John Lithgow w rolach miakiawelicznych hierarchów ewidentnie dobrze się bawią, jednak na największe brawa zasługuje Ralph Fiennes. Grany przez niego Lawrence prawie w ogóle nie schodzi z ekranu, więc to na jego barkach spoczywa cały emocjonalny ciężar historii. Brytyjczyk tworzy tu zdecydowanie jedną z najlepszych ról w karierze – ukazywany często w zbliżeniach, samym spojrzeniem jest w stanie ukazać zmęczenie, wątpliwości i głęboko ukrytą frustrację.

Na filmie Bergera prawdopodobnie najbardziej zawiodą się ci, którzy będą od niego oczekiwać dokładniejszej wiwisekcji kościelnych brudów. Chociaż reżyser rzuca co jakiś czas aluzjami do autentycznych wydarzeń i jasno pokazuje, po której stronie leży jego sympatia, to ostatecznie jego celem wydaje się raczej szukanie nici porozumienia. Ktoś zapewne zarzuci mu naiwność, wydaje mi się jednak, że w naszej niespokojnej rzeczywistości jest to przesłanie, które szczególnie warto wziąć sobie do serca – nie tylko w dyskusji o religii czy jej instytucjach.

Jędrzej Paczkowski

Jędrzej Paczkowski

Absolwent filmoznawstwa UAM. Fan Kurosawy, westernów, Muppetów, kina gore i wszystkiego, co pomiędzy.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA
https://www.perkemi.org/ Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor 2024 Situs Slot Resmi https://htp.ac.id/