Knights of Badassdom
Dużej części populacji fantastyka kojarzy się jedynie z Hobbitem zmierzającym w kierunku pokrytego popiołem Mordoru lub zielonymi i złotymi smokami z gry Heroes of Might and Magic III. Niektórym obiło się o uszy, że w pewnych kręgach dorośli ludzie poświęcają wolny czas na to, aby zasiąść przy stole i przez dobrych kilka godzin porzucać kostką, wczuwając się w fabułę wymyśloną przez kogoś, kto nosi dumny przydomek mistrza gry. Jeszcze bardziej wtajemniczeni słyszeli o LARP-ie, czyli przeniesieniu wieczornej posiadówy ze świata wyobraźni do świata rzeczywistego.
Godziny spędzone przy Władcy Pierścieni czy dni poświęcone na to, aby w końcu wykończyć mnożących się jak grzyby po deszczu nekromantów z Heroesa nikogo zbyt mocno nie dziwią. Ludziom rzucającym kostkom przypina się łatki dziwaków zdecydowanie częściej. Fani LARP-a są natomiast przez większość społeczeństwa uważani za, delikatnie mówiąc, dość specyficzną i zastanawiającą grupę społeczną. Komedia Joego Lyncha – Knights of Badassom – opiera się na stereotypach związanych z ludźmi, którzy przebierają się za fantastycznych bohaterów i rozgrywają partię RPG wśród łąk, drzew i strumieni. Śmiejemy się zatem z LARP-owców, ale (powtarzam) – „śmiejemy się” a nie „kpimy”.
Myślę, że postawienie sprawy w taki sposób mogło zawieść wielu widzów, którzy spodziewali się bezlitosnego drwienia z dorosłych mężczyzn pomykających po leśnej ściółce w plastikowych elfich uszach. Joe Lynch nie zachowuje się jednak tak, jak twórcy takich kinematograficznych kamieni milowych jak Poznaj moich Spartan czy Epic Movie. Fabuła nie jest jedynie ciągiem kolejnych, makabrycznej jakości żartów, mających na celu dokopanie obiektowi, z którego się śmiejemy. Jasne, LARP-owcom odrobinę się dostaje. Lynch sprawnie bawi się stereotypami krążącymi wokół tej społeczności i z upodobaniem wplata je w swoją opowieść. Jego humor nie jest jednak agresywny. Reżyser nie chce nikogo wgniatać w ziemię, a wręcz przeciwnie – czuć w Knights of Badassom pewien sentyment do RPG rozgrywanego w świecie rzeczywistym.
Jeśli tylko kupimy tę konwencję, to na filmie Lyncha można się naprawdę dobrze bawić. Fabuła dostarcza sporo radochy, ponieważ w całkiem sprawny sposób miesza wątki komediowe, obyczajowe oraz „okołohorrorowe”. Mamy dostatek ekscentrycznych postaci, starożytną księgę o mocy Necronomiconu, krwiożerczą ex opętaną przed demona, a nad wszystkim unosi się delikatna aura B-klasowości. Mamy również Summer Glau w skąpym i obcisłym stroju. Jeśli jej zdjęcie poniżej nie przekonuje do obejrzenia, to nie wiem, co innego przekonać może.
Pomijając jednak walory Summer, reszta obsady również radzi sobie bardzo dobrze. Peter Dinklage, znany głównie jako Tyrion Lannister z Gry o tron, zabawnie pogrywa sobie ze swoim wizerunkiem z serialu HBO. Sprawdzają się Jimmi Simpson oraz Steve Zahn, który marzy o tym, aby nabić swojemu wyexpionemu magowi kolejny level. Czuć, że na planie panowała luźna i zdrowa atmosfera, co potwierdzają zresztą wywiady powstałe z okazji premiery filmu.
Przy Knights of Badassom raczej ciężko tarzać się po podłodze w poszukiwaniu oddechu. Nie znaczy to jednak, że film się nie udał. Sympatyczny – to najlepszy epitet opisujący film Joego Lyncha. Sympatycznie się na niego patrzy, sympatycznie śledzi poczynania aktorów, rozwój wątku fabularnego, kolejne gagi i realizację całości. W sam raz na wieczór po ciężkim dniu w pracy i na takie okoliczności Knights of Badassom polecam.