search
REKLAMA
Recenzje

KNEECAP. HIP-HOPOWA REWOLUCJA. Gdyby Guy Ritchie kręcił filmy o irlandzkim rapie

Dzięki niesamowitej charyzmie dwóch głównych aktorów nie sposób nie kibicować tym szalonym buntownikom, nawet jeśli robią rzeczy, które trudno pochwalać.

Dawid Myśliwiec

29 listopada 2024

Kneecap
REKLAMA

Kino irlandzkie w ostatnich latach ma się lepiej niż kiedykolwiek (o czym pisałem tutaj), ale Kneecap. Hip-hopowa rewolucja to bodaj najbardziej efektowna produkcja z Zielonej Wyspy, jaką dane nam było oglądać od dawna – a może kiedykolwiek? Utrzymana w konwencji wczesnych filmów Guya Ritchiego fabularyzowana historia autentycznego projektu muzycznego jest potężnym ładunkiem nie tylko rapowej energii, ale też zabawy filmem w najczystszej postaci.

Kneecap

Kneecap rozpoczyna się niepozornie – słyszymy z offu głos Liama, który opowiada o losach swojego najlepszego kumpla Naoise. Robi to w sposób humorystyczny i niepozbawiony ciętej ironii, co nie pozostawia wątpliwości na temat tonu filmu Richa Peppiatta. Szybko zostajemy wrzuceni w spiralę łobuzersko-prześmiewczej akcji, w której sekwencje niczym z gangsterskich komedii Ritchiego mieszają się z narkotycznymi tripami kojarzącymi się z Trainspotting Danny’ego Boyle’a. Jednak wygłupy i drobne wykroczenia dwóch dwudziestolatków z katolickiej części Belfastu nie są wyłącznie zgrywą – u podstaw ich buntowniczej postawy leży wpojona im przez ojca Naoise (w tej roli Michael Fassbender jako przerysowany bojownik o wolność) duma z irlandzkiej tożsamości narodowej. W czym natomiast najlepiej wyraża się owa tożsamość? Oczywiście w języku. Z tego względu dwóch młokosów właśnie w ten sposób postanawia walczyć z „brytyjską opresją” – jako zwolennicy irlandzkiej suwerenności posługują się jedynie językiem ojczystym w konfrontacji z aparatem władzy (czyli, nie oszukujmy się, przede wszystkim z policjantami).

Kneecap

Szybko okazuje się jednak, że rzucanie irlandzkich przekleństw w brytyjskich funkcjonariuszy nie jest jedyną formą lingwistycznego realizowania się dla Liama i Naoise. Chłopaki dysponują bowiem całymi zeszytami zapisanymi irlandzkimi rymami, których jednak nikt jeszcze nie słyszał. Przypadkowe spotkanie z niespełnionym muzycznie (i życiowo) nauczycielem po czterdziestce doprowadza do powstania projektu Kneecap, który z miejsca staje się lokalnym fenomenem. Z każdym kolejnym występem nietypowego tria ich sława zatacza coraz większe kręgi, budząc zainteresowanie zarówno policji, jak i miejscowych gangsterów. Coś, co zaczęło się od garażowego eksperymentu, zaczyna przybierać rozmiary, których żaden z członków grupy nie mógł przewidzieć. Do czego doprowadzi tę trójkę ich buntownicza muzyka wycelowana w „brytyjskich najeźdźców”?

Kneecap

Jedną z najmocniejszych stron Kneecap jest to, że Peppiattowi udaje się utrzymać tempo przez cały czas trwania seansu – po mocnym, buntowniczo-ironicznym początku łatwo było wpaść na mieliznę, ale to nie ten przypadek. Dzięki niesamowitej charyzmie dwóch głównych „aktorów” (umówmy się, przeszkolenia aktorskiego to oni nie mają), nie sposób nie kibicować tym szalonym buntownikom, nawet jeśli robią rzeczy, które trudno pochwalać – by wspomnieć choćby skłonność do narkotyków. Zwłaszcza Liam, występujący pod scenicznym pseudonimem Mo Chara, jawi się jako urodzony showman – w jego roli dostrzegłem inspirację kreacją Tarona Egertona jako Eggsy’ego w dwóch pierwszych częściach serii Kingsman: ta sama niepokorność, ten sam cięty żart, ta sama determinacja. Jednak nie tylko duet raperów ma tu swoje pięć minut: także przezabawny DJ Próvai, z początku obawiający się o swoją posadę w szkole, a następnie skaczący „na bombę” do tego rapowego basenu, otrzymuje szansę, by zabłysnąć. I wykorzystuje tę szansę w stu procentach.

Kneecap. Hip-hopowa rewolucja w kategoriach filmowych rewolucją na pewno nie jest – nie wywraca do góry nogami żadnego gatunku, nie proponuje nowych rozwiązań formalnych czy tekstualnych. Prawdziwą wartością filmu Richa Peppiatta jest natomiast to, że korzysta ze znanych doskonale wzorców tak, by ich nie kopiować, lecz twórczo się nimi inspirować. Jest więc Kneecap komedią muzyczno-buntowniczą o niesamowitej sile rażenia, zmultiplikowanej dodatkowo przez energetyczne bity i charyzmatyczny rap. I chyba nie przesadzę zbytnio, pisząc, że to jeden z najlepszych filmów 2024 roku.


Kneecap. Hip-hopowa rewolucja w polskich kinach już od 29 listopada 2024 roku.

A dla prawdziwych fanów: Kneecap zagrają w Katowicach w sierpniu 2025 roku!

REKLAMA
Dawid Myśliwiec

Dawid Myśliwiec

Zawsze w trybie "oglądam", "zaraz będę oglądał" lub "właśnie obejrzałem". Gdy już położę córkę spać, zasiadam przed ekranem i znikam - czasem zatracam się w jakimś amerykańskim czarnym kryminale, a czasem po prostu pochłaniam najnowszy film Netfliksa. Od 12 lat z różną intensywnością prowadzę bloga MyśliwiecOgląda.pl.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA