Klub przegranych
„Pump Up the Volume” wiele osób dzisiaj uznaje za obraz kultowy. Prosta historia w reżyserii Allana Moylea opowiadała o zamkniętym w sobie nastolatku, który z ludźmi mógł porozumiewać się tylko i wyłącznie za pośrednictwem mikrofonu, prowadząc nielegalną audycję radiową.
Nie bez powodu przywołuję w tym momencie ten młodzieżowy klasyk z Christianem Slaterem w roli głównej. Ducha tego obrazu z 1990 roku odnalazłem w jednym z filmów zaprezentowanych podczas 2. Tygodnia Filmów Tureckich, który przyciągał widzów już samym swoim tytułem – „Klub przegranych”.
Opowieść ta przenosi nas do połowy lat 90. ubiegłego wieku, do Kadıköy w Stambule, gdzie stacja radiowa Kent FM w godzinach nocnych emitowała audycję „Klub przegranych”. Program ten w krótkim czasie stał się absolutnym fenomenem medialnym, od początkowo słuchanej przez garstki osób audycji zamienił się w twór podbijający wszelkie listy słuchalności. Za sukcesem stało dwóch prowadzących, Kaan (Nejat İşler) oraz Mete (Yiğit Özşener).
Ten pierwszy był właścicielem wydawnictwa księgarskiego 6.45, specjalizującego się w wydawaniu niszowej literatury, maksymalnie sprzedającej się w nakładach 300 sztuk. Ledwo wiązał koniec z końcem, lecz wydawał książki z miłości do nich, uwielbiał godzinami siedzieć w magazynie i patrzeć na zafoliowane egzemplarze, które nigdy nie znajdą nabywców. Ten drugi również poświęcał się swojej pasji, a mianowicie kolekcjonowaniu płyt. W pewnym momencie jednak zrozumiał, że kolekcjonowanie to nie wszystko i dlatego otworzył sklep z płytami.
Obydwaj panowie byli dla siebie jak bracia, co z tego, że z innego ojca i innej matki? Chociaż mieli problemy finansowe, nie chcieli brać za prowadzenie audycji żadnych pieniędzy, wystarczył im alkohol oraz finansowanie taksówek. Nic dziwnego, wszak swojego programu radiowego nie traktowali jak pracy, a po prostu jak kolejne miejsce, w którym przy piwie mogą porozmawiać o życiu, a właściwie o kobietach i seksie. Właśnie te dwa składniki do tej pory stanowiły gros ich egzystencji.
Prowadzone przez nich rozmowy były tak odważne, że z jednej strony tym zdobyli przychylność słuchaczy, a z drugiej radiostacja wciąż była karana przez turecki odpowiednik Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji. „To jest Turcja. Tutaj pewnych rzeczy nie wolno mówić” – próbowała swoich podwładnych utemperować dyrektorka stacji – bezskutecznie, do tego stopnia, że zaczęły się pojawiać pogróżki ze strony skrajnych muzułmanów, oburzonych przedmiotowym traktowaniem kobiet przez prowadzących. Można tylko żałować, że autorzy scenariusza tylko lekko nakreślili te dwa wątki, z drugiej jednak strony twórcy w ten sposób uniknęli przewidywalności, wszak pogróżki religijnych ekstremistów od razu sugerowały, że głównych bohaterów czekają wielkie kłopoty, a skończyło się zaledwie na telefonie i złowrogim spojrzeniu dwóch jegomości czekających na panów redaktorów pod siedzibą radia.
„Czy uprawialiśmy już razem seks?” – takim pytaniem swoich słuchaczy witali Kaan oraz Mete, i to niezależnie od płci dzwoniącego. A na antenę audycji próbowała dodzwonić się cała galeria osobowości, z niedoszłymi samobójcami, który zostali ochrzczeni mianem „najsmutniejszych”, na czele. „Klub przegranych” okazał się terapią, i to zarówno dla słuchaczy, jak i dla prowadzących. A może właśnie dla prowadzących najbardziej.
Skojarzenia z „Pump Up the Volume” są jednoznaczne i chyba nieuniknione. Obydwa te obrazy skupiają się bohaterach, którzy stają się swoistym głosem swojego pokolenia. Są nieszczęśliwi, lecz nie potrafią tego okazać na co dzień, a dopiero mikrofon pozwala im na ujście emocji. Zarówno produkcja amerykańska, jak i turecka, skupiają się na programie, który stał się „telefonem zaufania” dla zagubionych i cierpiących „duszyczek”. Tutaj warto zwrócić uwagę, iż te dwa dzieła dzieli nie tylko kultura, lecz również 21 lat różnicy, co jest tylko dowodem na to, że problemy ludzkie są uniwersalne. Wszyscy chcemy mieć kogoś, z kim zwyczajnie możemy porozmawiać, zwierzyć się z naszych problemów i odkryć przed nim swoje marzenia oraz najskrytsze pragnienia.
Zaletą tego obrazu są również charakterystyczne postacie drugoplanowe, których nie sposób zapomnieć. Tutaj szczególnie bryluje tłumacz książek, wiecznie siedzący w fotelu ubrany w pognieciony t-shirt i oglądający National Geographic, który na pytanie „co słychać?”, odpowiada krótkie „standard”. Kroku nie ustępuje mu jeden z pracowników wydawnictwa Kaana, którego nikt nie rozumie. Dosłownie. Każdemu jego słowu na ekranie towarzyszyła lista dialogowa.
https://www.youtube.com/watch?v=Rk93mSp8yCc
Twórcy filmu poprzez to dzieło postanowili przyjrzeć się bliżej swojemu narodowi. Turcy mają dość ograniczeń ustanowionych przez władzę, co przy okazji tego obrazu zostało pokazane za pomocą wątku cenzury Kent FM przez odpowiednie organy państwowe. Można zaryzykować stwierdzenie, iż obraz ten pokazuje nam tych samych ludzi, którzy kilka lat później sprzeciwili się i wyszli na ulicę, chociażby na Taksim Meydanı.
„Klub przegranych” to film o samotności, lecz opowiada o samotności nie na smutno, ale na wesoło. Ten obraz to przede wszystkim doskonała komedia, przepełniona świetnymi i żartobliwymi dialogami. Całość wręcz porywa swoją lekkością. Reżyser i jednocześnie współscenarzysta Tolga Örnek stworzył dzieło będące opowieścią o dojrzałości. I to nie tylko tej dosłownej, ale o dojrzałości do związku, do wzięcia życia we własne ręce, aby można było o nim powiedzieć coś więcej niż „standard”. Tylko „kim jest Erol Egemen?”.