KAC VEGAS. Idealny na seans ze znajomymi
Piękny, słoneczny poranek. Wyobraźcie sobie, że właśnie się budzicie. Czujecie pod sobą twardą podłogę. W ustach suchy, nieprzyjemny smak. Twarz jakby lekko opuchnięta. Ogólna dezorientacja. Nie wiecie za bardzo gdzie jesteście, pomimo, że to wasz pokój hotelowy, w którym zameldowaliście się dzień wcześniej, a przynajmniej taką macie nadzieje, bo miejsce jawiące się przed waszymi oczami wygląda raczej jak polana po bitwie w Braveheart. Wtedy nachodzi was myśl: „Dlaczego leżę na podłodze? Dlaczego tak boli mnie łeb, gdzie do diabła są moje majtki i co w łazience robi tygrys?!”. Taki mniej więcej obrazek rysuje się przed bohaterami najnowszej komedii Todda Phillipsa pod wiele wyjaśniającym tytułem Kac Vegas.
Doug jest przeciętnym obywatelem USA i już wkrótce ma zostać mężem, jednak zanim to zrobi, czeka go wieczór kawalerski w trakcie którego towarzyszyć mu będą jego dwaj najlepsi przyjaciele i przyszły szwagier. Pierwszym z tej wesołej kompanii jest Phil, przystojny nauczyciel w podstawówce, nieco cyniczny mąż i ojciec, odradzający przyjacielowi popełnienie tego samego błędu co on – stanięcie na ślubnym kobiercu. Następny jest Stu, dentysta o wyglądzie typowego amerykańskiego jajogłowego, będący w związku z kobietą, która zabrania mu wszystkiego, zamienia jego życie w koszmar, a nawet go bije, ale on i tak ją kocha. Ostatnim w tej ekipie jest przyszły szwagier Douga, Alan. Delikatnie mówiąc ekscentryczny, brodaty grubasek o niecodziennym usposobieniu. Panowie wybierają się samochodem na wypad do mekki wieczorów kawalerskich (oraz hazardu oczywiście) w Stanach Zjednoczonych, Las Vegas. Wynajmują olbrzymi apartament w Ceasar’s Palace, po czym przygotowują się do zabawy. Na początek wieczoru wyruszają na dach kasyna/hotelu żeby tam wznieść pierwszy toast… a później jest już rano i przyszedł „pan” ból głowy, największy jakiego można sobie wyobrazić.
Podobne wpisy
Old School, Road Trip, nowy Starsky i Hutch – jeśli widzieliście te dzieła to macie mniej więcej zarys dowcipu w jakim dobrze czuje się reżyser Kac Vegas. To nie jest komedia w stylu Woody’go Allena czy braci Coen. Na szczęście nie jest to też film pokroju American Pie ani innych tego typu „dzieł”. Bliżej mu do Stillera albo do Sandlera, chociaż też nie do końca. Humor jest tu przede wszystkim śmieszny i nie liczy się żadna granica dobrego smaku. Zresztą po co ma się liczyć skoro niesamowicie bawi. Żart nie jest wyszukany ale trafia bezbłędnie do odbiorcy. Postacie są dość płaskie ale nie sposób ich nie polubić (nawet trochę współczuć, bo w końcu mają kaca, a przecież każdy przynajmniej raz poczuł co to znaczy). Absolutnie nie da się odmówić twórcom wyobraźni w wymyślaniu gagów. Ogólnie mamy do czynienia z komedią sytuacyjną pełną pomyłek i wpadek i pomimo, że wszystko to już utarte klisze, śmiechu jest mnóstwo. Nie chcę nikomu psuć zabawy ale scena kiedy po raz pierwszy pojawia się Mike Tyson (tak, ten sam o którym myślicie, zwany kiedyś Bestią) to mistrzostwo świata. Takich smaczków jest całe mnóstwo i za każdym razem są totalnie rozbrajające. W filmie nie występują zbyt znani aktorzy, co jest niewątpliwym atutem. Nie wiem, czy efekt byłby taki sam gdyby w rolach głównych obsadzono np. Setha Rogena albo Bena Stillera. Pojawiają się gwiazdy ale tylko w epizodach, jak wymieniony już Mike. Zaliczam to na duży plus. Przez cały film przewija się plejada, delikatnie mówiąc, niecodziennych osobników. Nie będę ich jednak wymieniał bo to prawie spojler, a nie chcę nikomu psuć kolejnego wybuchu śmiechem.
Odnoszę wrażenie, że Kac Vegas przeżyje jeszcze swoją drugą młodość w momencie premiery na DVD. Powód jest prosty, to idealny film na spotkanie przy piwku z paczką znajomych. W Stanach film zrobił niezwykłą furorę (na ten moment zaliczył już ponad 250 milionów dolarów zysku) i jestem bardzo ciekaw, jak poradzi sobie na naszym podwórku. Tak naprawdę trudno napisać coś więcej, bo ten film to prosta na pozór historia z prostymi postaciami, która w rzeczywistości jest niesamowitą beczką śmiechu i zamiast czytać powyższą recenzję powinniście już stać w kolejce do kin…
Jeszcze jedna myśl krąży mi po głowie. Prawie wszystkie filmy Todda Phillipsa kręcą się wokół imprezowania i przygód z tym związanych. Ciekaw jestem ile jest w nich wątków biograficznych autora. A moja ocena filmu to 7+/10.
Autorem tekstu jest Paweł Hekman. Tekst z archiwum Film.org.pl (7 sierpnia 2009)