Kac Vegas 3
Kiedy w 2009 roku pierwsza część „Kac Vegas” wchodziła na ekrany naszych kin, chyba nikt nie przypuszczał, że film osiągnie aż taki sukces. Ta pozornie prosta historia o trójce przyjaciół, którzy po mocno zakrapianej imprezie budzą się bez jednego z kompanów, a w dodatku nic nie pamiętają, zarobiła na całym świecie ponad 470 mln dolarów. Producenci nie mogli przepuścić takiej okazji i dwa lata później oglądaliśmy sequel, który przeniósł nas na ulice Bangkoku. Film był wtórny, praktycznie kopiował część pierwszą, zmieniając jedynie szczegóły – i humor był jakby słabszy. Mimo tego ludzie ponownie zapełnili sale kinowe, a na konto wytwórni trafiło niemal 600 mln, stawiając drugą część „Kac Vegas” na pierwszym miejscu wśród najbardziej dochodowych komedii. Można się było spodziewać, że Warner Bros ponownie sięgnie po przygody niestrudzonej watahy, wszak nie zarzyna się kury znoszącej złote jajka.
Po krótkiej przerwie na azjatyckie wojaże twórcy postanowili wrócić tam, gdzie wszystko się zaczęło. Ponownie lądujemy w Las Vegas, tylko że tym razem nikt nie pije i nie ma kaca. O co więc tutaj chodzi? Okazuje się, że wydarzenia z pierwszej części dotknęły nie tylko naszych bohaterów. W całą akcję wmieszał się także niejaki Marshall, mafiozo, któremu Chow buchnął 40 mln dolarów w sztabkach złota. Chińczyk zaginął, a jedyną osobą, która ma z nim jakikolwiek kontakt, jest Alan. Po porwaniu w charakterze zakładnika Douga (a jakże by inaczej), panowie dostają 3 dni na dostarczenie zwariowanego Azjaty i odzyskanie majątku, inaczej ich kompan zginie.
Pierwsze, co rzuca nam się w oczy, to odejście od formuły serii. Bohaterowie nie upijają się i nie starają sobie przypomnieć, co robili ostatniej nocy. Mają jasny cel, który muszą zrealizować, ładując się raz po raz w nowe tarapaty. Okazało się to świetnym posunięciem ze strony twórców. Już „Kac Vegas w Bangkoku” było mocno wtórne i serwowanie widzom po raz trzeci tego samego nie mogło wyjść nikomu na dobre. Todd Phillips nie odcina się jednak całkowicie od korzeni. Sprawnie wplata do fabuły wydarzenia z poprzednich filmów, robi to jednak w taki sposób, że nie czujemy się tym znużeni. Puszcza oko do fanów i wyraźnie bawi się całą historią. Przerzuca chłopaków z jednego miejsca na drugie i pakuje ich w coraz to gorsze sytuacje. Zwiedzamy więc Meksyk, bierzemy udział we włamaniu, aż wreszcie lądujemy w cudownie sfotografowanym Las Vegas, gdzie zgodnie ze sloganem – wszystko dobiega końca.
Na ekranie dzieje się wiele, a wydarzenia noszą znamiona chaosu, ale nie ma w tym niczego, do czego byśmy już nie przywykli. Fabuła jest spójna i potrafi zaangażować do tego stopnia, że w kilku momentach nie możemy doczekać się rozwoju sytuacji. Humor nie odbiega poziomem od poprzednich części. Jest wulgarny, często w bardzo złym tonie, ale jeżeli ktoś wie, z czym ma do czynienia, to będzie się bawił całkiem nieźle. Owszem, jest w filmie kilka nieudanych dowcipów, które przekraczają granicę dobrego smaku, ale nie są one jakoś specjalnie szokujące.
Aktorzy spisali się nieźle. Cooper i Helms grają to samo co w jedynce i dwójce, stanowiąc idealną przeciwwagę dla niezrównoważonego Alana granego przez Galifianakisa. Niestety, w „Kac Vegas3” zrobiono z tej postaci socjopatę. Nie jest już tym cudownie naiwnym, ekscentrycznym grubaskiem, którego uwagi wprawiały wszystkich w zakłopotanie. Teraz jest gburem i chamem, który myśli tylko o sobie i rzuca co jakiś czas obraźliwym tekstem. Jest to niestety mocno związane z fabułą, więc przez ¾ filmu musimy oglądać jego popisy, które po pewnym czasie zaczynają irytować. Szalenie istotna jest w tej części postać Chowa grana przez Kena Jeonga, dzięki czemu dostał on sporo czasu ekranowego. Niestety jest to kolejny zgrzyt. Wiemy, że facet ma nie po kolei, ale słowo daję – Phillips przypomina nam o tym za każdym razem, kiedy Azjata pojawia się w kadrze. Świetny jest za to John Goodman jako Marshall. Facet ma aparycję lokalnego gangstera i gra go na tyle dobrze, że jestem w stanie uwierzyć, iż mógłby mnie skasować bez mrugnięcia okiem. W małej, acz dosyć istotnej roli pojawia się także Melissa McCarthy.
Jeżeli wierzyć twórcom, „Kac Vegas 3”to ostatnie spotkanie z naszą ekipą, co zdają się potwierdzać końcowe sceny. Historia zatoczyła koło, wątki zostały domknięte, a bohaterowie wreszcie mogą odpocząć. Trochę to przykre – osobiście będę tęsknił za chłopakami i ich zwariowanymi przygodami, zwłaszcza że w końcówce film uderza w nieco sentymentalny ton. Na szczęście pozostają napisy końcowe, które… a zresztą przekonajcie się sami. „Kac Vegas 3” nie dorównuje części pierwszej, ale też nie zostaje za nią daleko w tyle. Udanie odchodzi od formuły serii, dzięki czemu nie nuży i momentami wciąga. To całkiem niezła komedia, która idealnie nadaje się na zakrapiane spotkanie z paczką znajomych. Jak cała ta seria.