JESTEM MATKĄ. HAL też jest kobietą

Clara Rugaard-Larsen w roli budzącego się do życia człowieka niesie na swoich szczupłych barkach cały film. Jej Córka jest archetypowa, a Rugaard-Larsen umiejętnie prowadzi widza przez postać typowej dziewczyny – od początkowego zaufania i absolutnej karności po standardową zmianę i bunt przeciwko autorytetowi. Partnerująca jej Swank, której nazwisko, jak zakładam, miało przyciągnąć do tytułu, zdobywa się jedynie na poprawność. Nie pokazuje niczego, czego nie widzieliśmy już wcześniej, świadomie godzi się na bycie tłem dla młodej aktorki. Nawet Rose Byrne, choć gra wyłącznie głosem, ma więcej charakteru niż Swank.
Podobne wpisy
Pod względem wizualnym Jestem matką oferuje nam równie stereotypowe rozwiązania jak pod względem kreacji bohaterów. Schron wygląda dokładnie tak, jak wyglądały setki schronów czy stacji kosmicznych przed nim. Świat poza nim też nie przykuwa wzroku żadnym wyróżniającym się elementem – no może jedynie sztucznością rozbitego na plaży kontenerowca, który aż nazbyt wyraźnie sprawia wrażenie wygenerowanego komputerowo. Podobnie dźwięk nie narzuca się widzowi, nie porywa, nie kradnie scen. Sputore w sposób widoczny postarał się, aby nic nie odciągało uwagi od przedstawionej przez niego historii.
Nie znajdziemy w Jestem matką efektownych scen katastroficznych czy nabuzowanych akcją scen walki.
Te uproszczenia jednak, mimo że celowe, sprawiają, że film ma swoje wady. Przede wszystkim są to drobne rysy na logice, które drażnią. Częściowo tłumaczyć je można próbą zadania pytań, o których mowa wyżej, ale nie do końca. Dodatkowo stereotypowość trzech bohaterek i brak pogłębionego rysu psychologicznego postaci (choć zarówno w przypadku Matki, jak i Córki w pewnym stopniu uzasadniony) sprawiają, że widz ma trudności z emocjonalnym zaangażowaniem się w akcję filmu.
Jestem matką to ciekawa próba wyjścia poza wąsko zakrojone science fiction. Skojarzenie z przemądrzałym HAL-em Kubricka nasuwa się samo, ale podejście jest nieco inne. Także tu jednak do końca nie jesteśmy w stanie zrozumieć motywów działania maszyny, kiedy owe działania zaczynają wykraczać daleko poza troskę o jednostkę czy gatunek.
Widok metalowej, ciężkiej dłoni robota na główce małego dziecka budzi niepokój dwojakiego rodzaju. Z jednej strony pojawia się myśl, jak łatwo ta dłoń może zacisnąć się na kruchej czaszce i zniszczyć ją bez sentymentu. Z drugiej jednak rodzi się pytanie: czy jest możliwe, że ta dłoń wystarczy? Czy nasza nomen omen dziecinna wiara w potęgę matczynej miłości ma aż tak kruche podstawy? Czy może nie ma żadnych…?