search
REKLAMA
Archiwum

JAN PAWEŁ II (2005)

Tomasz Jamry

1 stycznia 2012

REKLAMA

„Szukałem was, teraz Wy mnie znaleźliście.”
Jan Paweł II

Nie minął jeszcze rok od śmierci Jana Pawła II, a na ekranach naszych kin widzimy już drugi film o jego życiu i poświęceniu dla świata, o jego niezłomnie prowadzonej misji i sile, która nie poddała się chorobie, ani problemom nurtującym ludzkość. Nie jest łatwo przedstawić sylwetkę tego wspaniałego człowieka. Ci, którzy podjęli się to zrobić, wykazali wielką odwagę i zrozumienie, zarówno dla samej sylwetki Papieża, jak i wiernych Kościoła. Musieli dokonać rzetelnej analizy jego życia, nie tylko i wyłącznie zwróconej w stronę pochwalnego peanu, ale postawić się też w roli „adwokata diabła”. Papież, pomimo szacunku, jakim darzyli go chyba wszyscy na świecie, od katolika, po Żyda, od Europejczyków, po mieszkańców Oceanii, na każdej szerokości geograficznej, w każdej kulturze i religii nie był człowiekiem jednoznacznym. Zarzucano mu konserwatyzm obyczajowy oraz potępianie nowych stylów życia. Nikt jednak nie mógł zaprzeczyć sile i konsekwencji, z jaką wcielał w życie idee pokoju i miłości. Idee, które leżą u podstaw człowieczeństwa i demokracji, idee, które przyczyniały się do zażegnywania sporów i burzyły mury dzielące ludzkość.

Twórcy filmu „Jan Paweł II” uniknęli tej jednoznaczności. Pokazali Papieża takim, jakim rzeczywiście był. Nie silili się na laurkę dla Watykanu, czy wspominkę tuszującą kontrowersyjne decyzje głowy Kościoła Katolickiego. Jednocześnie zachowali dystans wobec spraw niepopularnych i nie zrobili filmu a’la Michael Moore. Reżyser John Kent Harrison nie ustrzegł się jednak kilku potknięć, o czym za chwilę.

„Opatrzność Boża w sposób cudowny ocaliła mnie od śmierci.
Ten, który jest jedynym Panem Życia i Śmierci, sam mi to życie przedłużył,
niejako podarował na nowo. Odtąd ono jeszcze bardziej do Niego należy”.
Jan Paweł II

Film rozpoczyna się od dwóch głuchych strzałów, które w dniu 13 maja 1981 roku rozległy się w Watykanie, raniąc ciężko Jana Pawła II witającego się z wiernymi na Placu św. Piotra. Jest to jedna z najbardziej poruszających scen w filmie, o której wypowiedział się sam papież Benedykt XVI, iż zrobiła na nim największe wrażenie. Od tego momentu rozpoczyna się retrospekcja życia młodego Karola Wojtyły (w tej roli Cary Elwes). Poznajemy lata młodości Wojtyły na studiach w Krakowie i w okresie okupacji niemieckiej. Film przedstawia go jako buntownika, a zarazem niepoprawnego urwisa, który miast kontemplować w kościele, wymyka się na spotkania grupy teatralnej w czasie godziny policyjnej, aby spotkać się z przyjaciółmi i dziewczynami. Jednak moment grozy, który rozwija świadomość tego młodzieńca i wskazuje mu drogę, którą powinien obrać, to uniknięcie nazistowskiej łapanki. Karol postanawia zostać księdzem. Przyjmując łaski kapłańskie nie rezygnuje jednak ze wspólnych wypadów z przyjaciółmi na kajaki, czy w góry. Poświęcenie Bogu nie separuje go od ludzi, wręcz przeciwnie, zbliża go do nich.

„Człowiek jest wielki nie przez to, co posiada, lecz przez to, kim jest;
nie przez to, co ma, lecz przez to, czym dzieli się z innymi.”

Jan Paweł II

Pierwszym mentorem i opiekunem Wojtyły jest arcybiskup krakowski Adam Sapieha. Po jego śmierci rolę surowego, acz racjonalnego i dalekowzrocznego zwierzchnika przejmuje prymas Wyszyński (w tej roli Christopher Lee). To on prowadzi młodego biskupa krakowskiego ku walce z dyskryminacją i totalitaryzmem w komunistycznej Polsce. Nie jest to jednak walka na miecze. Orężem są tutaj pokój i miłość, modlitwa i słowo Boże. Wspaniałą sceną jest wspólna msza w Nowej Hucie, w której to władze komunistyczne zakazały budowy kościoła. Modlący się wierni zostają przeciwstawieni uzbrojonym oddziałom ZOMO.

„Niech zstąpi Duch Twój i odnowi oblicze Ziemi.
Tej Ziemi!”
Jan Paweł II

Skromny, ale znany w Watykanie arcybiskup Krakowa w 1978 roku zostaje wybrany na głowę Kościoła Katolickiego jako papież Jan Paweł II. Nie jest to dla niego łatwy awans. Wiecznie młody duchem Karol wolałby pozostać w Polsce i tu pełnić swoją misję, a w czasie wolnym od obowiązków wybrać się na tatrzańskie łazikowanie. Jednakże w jego życiu, jak i w życiu całego Kościoła, następuje przełom. Oto Polak, który uchyla i w końcu zrywa żelazną kurtynę, za którą cierpi jego kraj, zostaje wybrany Papieżem. Pontyfikat, który potrwa jeszcze przez następne długie 28 lat, będzie obfitował w szereg istotnych zmian zachodzących na świecie. Część z nich zostanie zainicjowana właśnie przez Karola Wojtyłę.

Jak już wcześniej nadmieniłem, realizacja filmu o Janie Pawle II, jednym z najwybitniejszych pasterzy Kościoła, nie była przedsięwzięciem łatwym. Historia opowiedziana w filmie broni się jednak przed krytyką. W 120 minutach zmieszczono niemal całe życie Papieża, od lat młodości po dramatyczną śmierć w 2005 roku. Na pierwszy plan w drugiej części filmu wysuwa się Jon Voight, jako Jan Paweł II. Jego rola jest zagrana z pasją i poświęceniem. Oprócz fizycznego podobieństwa, również gesty i mimika Papieża, mocno zakorzenione w naszej świadomości, w jego wykonaniu są niezwykle autentyczne. Na konferencji prasowej zorganizowanej po prapremierze filmu, laureat Oscara Jon Voight stwierdził, że dużo czasu zajęło mu przygotowanie się do tej wielkiej roli, a najwięcej wskazówek uzyskał nie z filmów dokumentalnych i zdjęć, ale od wiernego przyjaciela i powiernika przemyśleń Jana Pawła II, arcybiskupa Stanisława Dziwisza. Aktor opowiadał o charakterystycznych powitaniach Papieża: „zgarbiony, zawsze pochylony do przodu, Papież wyglądał jakby cały czas parł naprzód, pomimo ciężaru choroby, jaki go przytłaczał (…) gdy się witał z kimś nowym, zawsze pierwszy wyciągał dłoń, poklepywał po ramieniu i udzielał komplementu, bądź opowiadał jakiś żart. Ten ludzki sposób bycia ułatwiał dyskusje z często przerażonymi aurą majestatu rozmówcami.” Niejednokrotnie sami byliśmy świadkami tych prostych, ale jakże przyjaznych gestów. Kreacja, którą stworzył Jon Voight, to właśnie ludzki Papież, pełen serdeczności i miłości dla bliźnich. Nader przekonywująca gra amerykańskiego aktora zasługuje w tym filmie na wyróżnienie. Sam aktor stwierdził, że jest to chyba najwybitniejsza rola, jaką stworzył w swoim dorobku. Niestety nie można tego samego powiedzieć o Carym Elwesie, który nie odnalazł się za bardzo w roli młodego Wojtyły. Jego postać jest szara i po obejrzeniu filmu słabo się ją pamięta (może z wyjątkiem pięknej sceny kajakowej). Widać, że aktor chyba nie do końca zrozumiał graną przez siebie postać. I mimo wspomnień spotkania z Papieżem, o których opowiadał na konferencji prasowej, trudno uznać tę rolę za więcej niż przeciętną. Na zadane przeze mnie pytanie o personalne podejście do granej przez siebie postaci nie potrafił udzielić klarownej odpowiedzi, a jedynie stwierdził, że wszystko zawdzięcza świetnemu scenariuszowi i reżyserowi. Na drugim planie aktorzy nie zagrali jakichś przebojowych ról, choć Christopher Lee jak zawsze stanął na wysokości zadania i świetnie sportretował prymasa Wyszyńskiego.

Zarzuciłbym jeszcze filmowi niedokładną oprawę techniczną. Jak na niemały budżet 18 milionów euro i koprodukcję amerykańsko-polsko-włoską, tak wielkich pieniędzy w filmie nie widać. Sceny są głównie kameralne, z rzadka pojawiają się szerokie ujęcia. Wyjątkiem są tu plenery gór i Plac św. Piotra, który notabene bardzo często został dodany w postaci dokumentalnej. Wpadką są zdjęcia ze statystami komputerowo wlepionymi w obraz (czterokrotnie chorągiewkami papieskimi machają ci sami ludzie, mimo iż akcja dzieje się na przestrzeni kilkunastu lat!). Montaż to także minus tego filmu. Tu jednak obwiniałbym (o zgrozo zachwalaną!) polską ekipę, gdyż wersja włoska i amerykańska różnią się od naszej, zresztą nieźle zdubbingowanej. Reżyser wersji polskiej, Jerzy Łukaszewicz, stwierdził, iż było to podyktowane różnicami w odbiorze osoby Papieża u nas i za oceanem. Polska wersja została zmontowana z akcentem położonym na duchowe przywództwo Jana Pawła II, podczas gdy wersja amerykańska skoncentrowała się na jego przywództwie politycznym.

Trudno jest mi jednoznacznie ocenić ten film. Z jednej strony został zrealizowany bardzo przeciętnie, z kiepskim drugim planem i średnią rolą Cary’ego Elwesa, z drugiej jednak odebrałem go bardzo osobiście, tak jak i osobiście odbierałem zawsze postać Papieża. Dla mnie – ateisty, był on wielkim człowiekiem, przyjacielem ludzi wszelkiej maści, nieskończonym dobrem, a to, co po sobie pozostawił, to więcej niż zwykły pomnik, to dzieło wszech czasów, dzieło szerzenia miłości i pokoju. Emocje związane z jego osobą nawet ateiście niełatwo jest ukryć. Zresztą nie ma powodu, by je ukrywać. Od tej właśnie strony film „Jan Paweł II” jawi się jako pewnego rodzaju misterium, na które można patrzeć chłodnym spojrzeniem krytyka filmowego, bądź też można zdjąć „szkiełko” z oka i poddać się emocjom przemycanym przez film Harrisona.

Tekst z archiwum film.org.pl

REKLAMA