ADRENALINA 2. POD NAPIĘCIEM (2009). Jak na razie nie jest źle…
W “Psach” Pasikowskiego padło pod adresem kobiet sformułowanie: “Wy nie jesteście złe, jesteście tylko bezdennie głupie”. Zastanawiając się nad krótkim i zwięzłym określeniem drugiej części “Adrenaliny“, przypomniałem sobie właśnie ów cytat, który – jak się okazuje – idealnie pasuje do nowego filmu z udziałem Jasona Stathama; film ten nie jest zły, jest tylko bezdennie głupi. I tę bezdenność, tę głupotę albo się kupuje, albo nie. W pierwszym przypadku widz będzie siedzieć w kinie i dobrze się bawić, obserwując nagie piersi, falujące w rytmie teledysku MTV pośladki, wypruwane flaki, muskulaturę Stathama, obcinanie łokci(!), sutków i inne smakowitości oferowane przez kategorię R. W przypadku drugim – i ja się do niego zaliczam – widz oglądając to antydzieło kina akcji powie stanowcze NIE, bo konwencja, nawet najgłupsza, ma swoje granice. A te w “Adrenalinie 2: Pod napięciem” zdecydowanie przekroczono.
Jason Statham próbuje wypełnić w kinie akcji dziurę, powstałą po przejściu na emeryturę Stallone’a (sorry, ale nowe “Rambo” i “Rocky” to dla mnie sentymentalne odgrzewanie kotleta) i Schwarzeneggera. Tylko że dziurę można zatkać na dwa sposoby: szczelnie, silikonem i profesjonalnymi narzędziami albo po amatorsku, na przykład wepchniętą w dziurę brudną szmatą. Dziura – i owszem – będzie zatkana, ale woda dalej będzie przeciekać. I tak właśnie jest ze Stathamem, który idąc za ciosem komercyjnych sukcesów takich koszmarków jak seria “Transporter” i “Adrenalina” i nieco lepszego “Death Race“, wciąż i wciąż odgrywa tę samą postać – mokrej szmaty do prowizorycznego zatykania dziury po Arnoldzie i Sly’u. Ciągle ten sam grymas na twarzy i wciąż powtarzany do znudzenia schemat: wkurzony Statham rozwala wszystkich dokoła, prężąc tors i rzucając fucki na lewo i prawo. Owszem, Arnold i Sylwek robili w swoich filmach podobne rzeczy, ale z pewną finezją i wyczuciem. Podobnie jak Stathama, oglądało się ich jako mięśniaków, ale mięśniaków z charakterem. Jason Statham w “Adrenalinie 2” nie tworzy żadnej postaci, tylko puszczony w ruch brutalny przecinak, który rąbie wszystko, co stanie mu na drodze. O ile pierwszą “Adrenalinę” jeszcze jako tako dało się obejrzeć, tak “dwójka” jest już tylko krwawym teledyskiem, wypranym z emocji, w którym zdarzają się takie rzeczy, że głupszych nie potrafiliby wymyślić nawet scenarzyści “Disaster Movie”.
Co ciekawe, “Adrenalina 2” to konglomerat zupełnie dalekich kinu akcji motywów. Są tu echa monster movies z ich kiczowatymi przeszczepami mózgów (tutaj serca), ładowaniem monstrum prądem i walką kaskaderów w przebraniach godzillopodobnych, w tandetnej, kartonowej dekoracji (jedyny moment, gdy podczas seansu nawet się uśmiechnąłem). Jest tu zrobiony na modłę gier z ośmiobitowców prolog, teledyskowy montaż przyspieszony do n-tej potęgi, praca kamery wywrócona do góry nogami, jest wreszcie komiksowa konwencja – jak kogoś palnie samochód, ten wstaje i tylko się otrzepuje, jak ktoś spadnie na ulicę ze śmigłowca, ekipa ratunkowa zbiera go na szufelkę. Tu sztuczne serce ładuje się poprzez podpięcie do sutka i języka klem od kabli z samochodowego akumulatora. Po takim doładowaniu bohater rusza przed siebie niczym struś pędziwiatr i do kompletu brakuje tylko klasycznego “Mip, mip!”! Przez pierwsze minuty może się to wszystko nawet wydawać zabawne, a takie nieskrępowane szaleństwo i “wszystko się może zdarzyć” może nawet bawić. Przez pierwsze minuty próbowałem z całych sił “kupić” konwencję i powtarzałem sobie, niczym facet spadający z 10. piętra: “Jak na razie nie jest źle, jak na razie nie jest źle…”, ale im dalej w film, tym z zabawą i rozrywką coraz mniej miało to wszystko wspólnego, a do mnie dotarło, że upadek z 10 piętra będzie naprawdę bolesny…
Zrobiło się – zgodnie z tym co napisałem powyżej – bezdennie głupio! Jason Statham, aby doładować swoje sztuczne serce, zakłada sobie na szyję elektryczną psią obrożę, po czym szczeka, by wymusić na właścicielu czworonoga porażenie prądem. Gdy prądu nie ma pod ręką, ociera się o staruszkę, by poprzez tarcie doszło do wyładowania elektrycznego, wreszcie uprawia seks na środku toru wyścigów konnych. Przy wykorzystaniu takich niecodziennych źródeł prądu dziwi trochę, że siedząc we wnętrzu karetki nie wpada na pomysł podładowania się defibrylatorem, choć już za chwilę korzysta ze skrzynki bardzo wysokiego napięcia zamontowanej na równie wysokim słupie. Brak konsekwencji.
Podobne wpisy
Nie tylko Statham wydaje się być w tym filmie “naspidowany”, zbyt ekspresyjny i szalony. Tu każdy, kto pojawia się w kadrze, zaczyna grać, jakby adrenalina wyciekała mu uszami. Każdy krzyczy, strzela, pluje, poci się, wybałusza oczy, miele językiem, klnie lub ma nerwowe drgawki i ogólnie traci rozum.
Próbując określić grupę docelową filmu “Adrenalina 2: Pod napięciem”, przychodzi mi na myśl tylko jedna grupa – czytelnicy miesięcznika CKM. Jest bowiem w obrazie Neveldine’a i Taylora wszystko, co możemy znaleźć w tym magazynie, czyli nagie kobiety, seks, koks, twardzi faceci oraz krwawe i naprawdę brutalne sceny, a przede wszystkim znajdziemy w nim fabułę podlaną sosem wszędobylskiej ironii, przesadzonej zgrywy i humoru na poziomie faceta z opuchlizną piwną, wieszającego sobie rozkładówkę z cycatą blondyną w toalecie. “Adrenalina 2: Pod napięciem” to, mówiąc wprost i bez ogródek, film prosty, wręcz prostacki. Owszem, wyładowany akcją po brzegi, ale ilość nie przechodzi tu w jakość, lecz w niestrawny kicz, próbujący cool-scenkami zatkać dziurę po braku jakiegokolwiek sensu i dramaturgii.
Nie jest jednak tak źle, żeby nie mogło być gorzej. Pewnie powstanie trzecia “Adrenalina”, w której Stathamowi ukradną inną część ciała i będzie biegał po mieście na przykład z wiadrem zamiast głowy. Widzom, którym spodobały się dwie pierwsze odsłony cyklu, nie zrobi to różnicy. Mnie pewnie też nie, bo po “Pod napięciem” przełknę już każde wariactwo w wykonaniu Jasona S. A teraz z łezką w oku idę obejrzeć głupiutkie “Commando” z Arnoldem albo “Rambo III” ze Sly’em – te filmy przy “Adrenalinie 2” to Bergman!
Tekst z archiwum film.org.pl