search
REKLAMA
Fantastyczny cykl

IDIOKRACJA. Niegłupia komedia o głupich ludziach

15 lat temu powstała komedia science fiction, która trafiła w sedno. W sedno naszej głupoty.

Jakub Piwoński

2 sierpnia 2021

REKLAMA

Nie trzeba chować w szufladzie doktoratu z socjologii, by dostrzec, że społeczeństwo głupieje. Sami sobie ten bat ukręciliśmy, na skutek postępującego rozwoju technologii, który okazał się dla nas w wielu aspektach zbawienny, ale też niepostrzeżenie funduje nam zgubę. Smartfon, najważniejszy wynalazek XXI wieku, potrafi pomagać nam w codziennym życiu, stanowiąc jednocześnie źródło hipnozy, jakiej oddajemy się nawet w momencie kierowania samochodem czy przechodzenia przez przejście dla pieszych. Telewizory, magiczne pudła wynalezione w XX wieku, dziś stały się nośnikami globalnego zapomnienia, które, niczym w pamiętnym procederze Człowieka Zagadki z Batmana Forever, wżerają się w nasze mózgi każdego wieczoru, zapewniając kojące, choć zniewalające uczucie zapomnienia.

Przykładów mrocznych stron technologii, którą się otaczamy, jest rzecz jasna więcej. Internet, media społecznościowe to kolejne czarne dziury, które wchłaniają tak bardzo możliwością uzyskania odpowiedzi na każde pytanie, że chęć doświadczalnego poznawania świata i wchodzenia w bezpośrednie relacje międzyludzkie zdaje się drastycznie maleć. Science fiction zajmuje się właśnie tym, by pewnym trendom przyjrzeć się bliżej, ukazując ich mroczną stronę. Jako przykład niech posłuży tu serial Czarne lustro, będący niczym innym jak opowieścią o tym, jak bardzo człowiek nie pasuje do technologii, gdyż staje się ona w jego rękach narzędziem upadku.

Ale zostawmy te poważne rozważania, bo nie miejsce i czas na to. Science fiction to tak pojemny gatunek, że tak jak potrafi straszyć realistyczną wizją jutra, która ostrzega przed wynikającymi z naszych obecnych zachowań zagrożeniami, tak znajduje też w sobie miejsce na to, by z tej ewentualnej przyszłości sobie zakpić. Po tym nieco przydługawym wstępie pora na meritum. Idiokracja to przykład filmu, który wykorzystując tradycję science fiction, dostarcza widzowi wizji przerażającej jedynie w momencie, gdy głębiej się nad nią zastanowimy. Natłok absurdalnego humoru sprawia jednak, że kompletnie się tymi refleksjami nie przejmujemy, ulegając dobrej zabawie.

Przecież punkt wyjścia fabuły Idiokracji, komedii z 2006, od której premiery mija w tym roku 15 lat, jest tak dosłowny i tak bezpardonowy, że trudno nie poświęcić mu uwagi. Cała zabawa polega na tym, by wydarzenia sprawiały wrażenie równie głupich, jak głupie staje się społeczeństwo w obliczu przemian XXI wieku. Oto żołnierz i prostytutka stają się tymi, którzy za 500 lat uświadomią ludzkości, w jak wielkim marazmie utknęła, będąc najinteligentniejszymi spośród ostałych na Ziemi idiotów. Wszystko dzięki hibernacji, technologii-wytrycha w tradycji SF, która wcześniej stała się też pretekstem do żartu chociażby u Juliusza Machulskiego i jego Seksmisji.

Przebudzenie bohaterów w świecie przyszłości dostarcza nie mniejszego szoku. Z ludźmi nie da się dogadać, bo język został zamieniony na slang. Wszyscy zachowują się jak pogrążeni w apatii pacjenci szpitala psychiatrycznego, dla których przestrzeń miejska stanowi nieograniczony wybieg. Kierunkowskazami są tu ogromne, agresywne banery reklamowe, odwracające uwagę od wszechobecnego bałaganu. Wolny czas spędza się przed telewizorem, siedząc na fotelu z wbudowanym ustępem, pozwalającym na odcedzanie kartofli na bieżąco bez odrywania wzroku od ekranu. Pamiętacie tę drugą, dystopijną połowę filmu Wall-E? W Idiokracji ludzkość podobnie stała się niewolnikiem własnej wygody i przyjemności, z tą różnicą, że tu przyprawione są one jeszcze seksem i przemocą.

Grany przez Luke’a Willsona bohater zadaje sobie dwa pytania. Pierwsze dotyczy chęci znalezienia przyczyny kryzysu ekonomicznego, doprowadzającego do cywilizacyjnej zapaści. Drugie wiąże się z chęcią znalezienia remedium na głupotę i powrotu do normalności. Oglądając Idiokrację z dzisiejszej perspektywy, nie da się pozostać ślepym na analogie i metafory, jakie nieumyślnie film po latach zyskał. Przecież to nic innego jak swoisty pamflet na paraliż społeczny, w którym tkwimy po dziś dzień, na skutek wyodrębniania się nowych mutacji pewnego niewidzialnego zagrożenia. Ono, rzecz jasna, istnieje, ale sposób, w jaki je postrzegamy, jest zazwyczaj wynikiem nałożonych na nasze oczy filtrów krzykliwych przekazów medialnych, reklam, wypowiedzi i wynikającej z tego dezinformacji, okradającej całą tę sprawę z logiki, a nas z nadziei.

Ta dygresja odnosząca się do naszej smutnej współczesności przydaje się w lepszym zrozumieniu istoty filmu z 2006 roku. Nie jest on pozbawiony wad, bo i żarty czasem są suche i zamiast uderzać nas w twarz prawidłami, grzęzną w pustce. Luke Wilson w roli everymena-zbawcy jest poprawny, ale jeśli miałbym powiedzieć, że Idiokracją udowodnił aktorski talent, to chyba nie przeszłoby mi to przez gardło. Gagi, perypetie i samo rozwinięcie akcji wydają mi się w pewnym momencie dość pretekstowe, przypisane do jednej, nadrzędnej tezy, jakoby społeczeństwo głupie było w przyszłości i basta. Tyle z wniosków i tyle z żartów.

Ale. No właśnie. Jest to jednocześnie film, który w sposób dosadny wykłada na tacy nasze podstawowe, widoczne gołym okiem przywary. Przywary, które przy zadziałaniu odpowiedniej hiperboli i sprzyjających okolicznościach mogą doprowadzić wkrótce do naszego końca, skutkiem, dajmy na to, dominacji sztucznej inteligencji. Uwielbiam scenę otwierającą tego filmu, gdyż w sposób czytelny i uszczypliwy daje do zrozumienia, na czym polega podstawowa różnica między inteligentnymi a głupimi. Inteligentny widzi więcej. Więcej możliwości, dróg, ale też pułapek i ograniczeń. Według twórców filmu stąd właśnie bierze się chęć podążania drogą kariery i indywidualizmu, kosztem zakładania rodziny i płodzenia dzieci. Ci, którzy tylu opcji nie widzą albo po prostu ich nie mają, idą za instynktem, bez analizy, bez refleksji, po prostu kopulują i się mnożą.

I których waszym zdaniem jest więcej? A których będzie więcej? Jeśli nadal uważacie, że Idiokracja to mrzonka, bo rządy głupich nie są możliwe, bo przecież wysokie stołki są przeznaczone tylko dla tych, co mają olej w głowie, pamiętajcie, kto ich do tej roli deleguje.  

Jakub Piwoński

Jakub Piwoński

Kulturoznawca, pasjonat kultury popularnej, w szczególności filmów, seriali, gier komputerowych i komiksów. Lubi odlatywać w nieznane, fantastyczne rejony, za sprawą fascynacji science fiction. Zawodowo jednak częściej spogląda w przeszłość, dzięki pracy jako specjalista od promocji w muzeum, badający tajemnice początków kinematografii. Jego ulubiony film to "Matrix", bo łączy dwie dziedziny bliskie jego sercu – religię i sztuki walki.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA