search
REKLAMA
Recenzje filmów, publicystyka filmowa polska, nowości kinowe

Ida

Ewelina Świeca

27 października 2013

REKLAMA

7567351.3

Oglądanie filmu Pawła Pawlikowskiego pt. „Ida” jest ogromną przyjemnością, od początku do samego końca i  uwzględniając wszystkie elementy. W trakcie seansu można się poczuć jakby wyświetlano nam stary polski film, z tym że w dobrej jakości (o aluzjach formalnych tego obrazu do starych filmów pisano już w niejednej recenzji). W czasie cofniemy się dzięki akcji i formie „Idy”: filmowa historia rozgrywa się w Polsce lat 60., a przedstawiona została za pomocą czarno-białych zdjęć, długich i wolnych ujęć oraz precyzyjnie zaplanowanym kadrom, dodatkowo okraszona muzyką ze wspominanej „epoki”. Treść i forma współgrają ze sobą. Na myśl przychodzi mi „Rewers”, gdzie czarno-białe zdjęcia przenosiły nas do Warszawy lat 50. Chociaż w „Idzie” atmosfera i tempo akcji są oczywiście inne niż w filmie Lankosza.

Siostra Anna, przyszła zakonnica tuż przed składaniem ślubów, z polecenia klasztoru, w którym przebywa, udaje się na spotkanie z rodziną: jedzie do swojej jedynej krewnej, ciotki Wandy Gruz (imię i nazwisko symboliczne). Wyciszona, spokojna i bez znajomości świata znajdującego się poza zakonem Anna poznaje siostrę swojej matki, Wandę, która kiedyś była prokuratorem. Ciotka bezceremonialnie wyjaśnia siostrzenicy, że ta pochodzi z żydowskiej rodziny, ma na imię Ida (również znaczące imię), a jej rodzice zginęli w czasie wojny. Anna-Ida dowie się, dlaczego ciotka jej nie adoptowała oraz zechce odwiedzić grób rodziców. Wanda, początkowo niechętna i oschła w stosunku do siostrzenicy, zacznie patrzeć na nią z fascynacją i zaproponuje podróż do przedwojennego domu ich rodziny, by spełnić życzenie Idy. Ta „dziwna para” – jak zostanie nazwana przez jednego z bohaterów – podczas odwiedzin rodzinnej miejscowości pozna siebie oraz zmierzy się z wojenną historią rodziny. Podróż jest dla Idy próbą usłyszenia i zrozumienia swoich pragnień, z kolei dla Wandy Gruz „powrót do przeszłości” będzie podsumowaniem, przeglądem życiowych doświadczeń.

Skromna, cicha Ida z lekko przerażoną i zadziwioną miną wraz z hardą, ironiczną, złośliwą, popijającą i palącą ciotką stanowią mieszankę wybuchową. Po jednej stronie młoda osierocona siostra zakonna odizolowana od świata, ale znajdująca ukojenie i sens w wierze. Po drugeij stronie – nastawiona sceptycznie do wiary i powołania Idy, boleśnie doświadczona wojną, biorąca udział w porządkowaniu powojennego świata na stalinowska modłę, twarda pani prokurator Wanda Gruz, która nieraz skazywała na śmierć wrogów systemu. Obie połączone żydowskim pochodzeniem i tragiczną historią rodzinną. Przywoływana przeszłość porusza budzący kontrowersje temat, tj. udział Polaków w zagładzie Żydów w czasie II wojny światowej. Obraz tego fragmentu historii mieliśmy szansę zobaczyć ostatnio w „Pokłosiu” Władysława Pasikowskiego.

W „Idzie” tragiczna historia została ukazana nie sensacyjnie, nie kryminalnie, a spokojnie, w skupieniu, w ciszy. Bez nadymania się i zaczepności.

W tym miejscu można przejść do formy filmu Pawła Pawlikowskiego. I tu mamy do czynienia ze sztuką na wysokim poziomie. Klimat i atmosferę z przeszłości tworzą czarno-białe zdjęcia. Scenografia – plenery i rekwizyty – przywołuje obskurne lata wczesnego PRL-u, kadry są precyzyjnie skomponowane  – wyczyszczone ze zbędnych elementów – które niczym obrazy podsuwa się nam przed oczy. Zastosowano zbliżenia, kiedy to z twarzy bohaterów czytamy emocje, odczytujemy niuanse ich reakcji – dynamiczną twarz Wandy (Kulesza) i statyczną Idy (Trzebuchowska), dla kontrastu zastosowane są plany dalekie: krajobrazy, w których postaci giną, stają się kruche, osamotnione w otaczającym je świecie. Ujęcia są długie, a kamera nieruchoma – momentami bohaterowie znikają z pola widzenia, obiektyw za nimi nie podąża, nie stara się ich utrzymać w centrum kadru. Wyjątkami są ujęcia podróży, gdy oczami Idy obserwujemy świat zza okna przemieszczającego się pojazdu albo ujęcie końcowe, gdy kamera musi się „cofać” przed żwawo idącą bohaterką. W filmie umieszczono dużo muzyki i piosenek (polskie i zagraniczne szlagiery w oryginale bądź w wykonaniu Joanny Kulig grającej wokalistkę, muzyka klasyczna, Coltrane, także Międzynarodówka), które przemycono w tle, będących częścią akcji filmu i jednocześnie komentarzem do sytuacji. Równocześnie muzyka nie zakłóca niejednokrotnie wybrzmiewającej z filmu ciszy. Oprawa muzyczna jaki i cisza współtworzą różne nastroje, stany bądź emocje, które towarzyszą bohaterom, są to: napięcie, konsternacja, pustka, ból, tęsknota, pożądanie, głębokie zamyślenie. Film nie jest przegadany, dialogi nie kłują sztucznością. Jedno rozwiązanie narracyjne w filmie mnie zastanowiło, zakłócając naturalność narracji: [SPOILER] mam na myśli pojawienie się Lisa (saksofonisty) na pogrzebie Wandy, i tym sposobem dochodzi do znaczącego spotkania chłopaka z Idą. [KONIEC] Ten moment wydaje mi się zbyt nieprawdopodobny, niewyjaśniony w filmie.

„Ida” nie byłaby tak udana, gdyby nie wspaniała gra aktorska pierwszoplanowego duetu: Agata Kulesza („Róża”) jako Wanda Gruz – raz przesłuchująca „winowajców”, a innym razem troskliwa dla Idy, raz zaradna, operująca ciętym językiem, zabawna, ironiczna, a innym razem z wielkim poczuciem przegranej – oraz debiutantka Agata Trzebuchowska w roli zatrwożonej, skromnej Idy. W całość wpasował się też drugoplanowy występ Dawida Ogrodnika („Chce się żyć”) jako kuszącego saksofonisty. W filmie nawet dalszoplanowe postaci, gdzieś w tle, wypowiadające jedno lub kilka zdań są przykładnie zagrane, brzmią oraz zachowują się naturalnie.

439619.1

Rzeczywistość filmowa jest w pełni wykreowana, zaplanowana, ale jednocześnie daje poczucie realizmu, nie ma sztuczności w grze aktorów, w ich gestach i mimice, najdrobniejsze zdarzenia wyszły realistycznie (zapałka nie zapala się za pierwszym razem, adapter potrzebuje chwili, by zacząć odtwarzać muzykę). Film jest dopracowany, emanuje z niego spokój i towarzyszy mu harmonia formy, obyło się bez nachalności rozbieranych zdjęć i epatowania okrucieństwem, a do zaprezentowania spójnej i złożonej historii wystarczyło niecałe półtorej godziny. Wydarzenia bądź skutki zdarzeń prezentowane są wprost, ale ich kontekst oraz motywacje bohaterów musi konstruować, obmyślać widz. W taki sposób narracji wpisuje się też zakończenie filmu, ujęcie dziarsko maszerującej Idy.

Film Pawlikowskiego był nagradzany na festiwalach w Toronto i w Londynie, ostatnio na Warszawskim Festiwalu Filmowym, a chyba najgłośniej zrobiło się o nim przy okazji wygranej na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni.

„Ida” jest pierwszym polskim filmem reżysera. I oby nie ostatnim!

REKLAMA
https://www.perkemi.org/ Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor 2024 Situs Slot Resmi https://htp.ac.id/