GORĄCZKA. Rosyjskie majaki
Kto choć raz jechał marszrutką, wie, że jest to zazwyczaj doświadczenie wyjątkowe. W małym blaszanym pojeździe panuje przedziwna chaotyczna choreografia, która momentami jak w soczewce skupia dynamikę społecznych relacji miejsca, przez które akurat jedziemy. A jeśli dodamy do tego poddanie się zmęczeniu i halucynacyjnej logice snu, jazda taka może stać się doświadczeniem granicznym. Tak właśnie rysuje się punkt wyjścia nowego filmu Kiriłła Sieriebrennikowa, sugestywnie zatytułowanego Gorączka. Rosjanin zaprasza nas na przedziwną podróż roztaczającą przed nami panoramę społeczną rosyjskiej prowincji.
Gorączkę rozpoczynamy wraz z tytułowym (po rosyjsku) Pietrowem w trzęsącej się przez zimowy krajobraz marszrutce, gdzie przez dłuższą chwilę obserwujemy ciąg nieco przypadkowych, na przemian surrealistycznych i prozaicznych scen. Jednak wbrew temu, co zdaje się sugerować na początku Sieriebrennikow, nie pozostaniemy w zatłoczonym autobusie na przez cały niemal dwuipółgodzinny seans. I nie tylko dlatego, że protagonista zostanie w pewnym momencie wyrwany z komunikacji zbiorowej na popijawę do karawanu, który powiezie go dalej. Narracja Gorączki podąża nie za ciałem bohatera, ale za jego błądzącymi w malignie myślami, niejednokrotnie niemal całkowicie oddzielając się od postaci Pietrowa, by śledzić krzyżujące się z jego losami wątki postaci pobocznych. Nawet jednak jeśli nasz trawiony grypą bohater znika na dłuższe momenty z pola widzenia, historia nie przestaje krążyć wokół niego – fabuła jest przez jego perspektywę katalizowana, ale nie niewolniczo jej podporządkowana. Różne „skoki w bok” scenariusza nieustannie się przecinają, tworząc w końcu pogmatwaną sieć wspólnych doświadczeń zbiorowego bohatera filmu – mieszkańców prowincjonalnego rosyjskiego miasta, którego tożsamość wyznacza postsocjalistyczny pejzaż, wschodnia tęsknota za utraconymi marzeniami i wódka.
Sieriebrennikow przeplata niechronologicznie historie kilkorga bohaterów, zacierając przy tym granice między prawdą a fikcją. Obok prozaicznych zdarzeń takich jak małżeńskie kłótnie czy jazda autobusem znajdziemy tu manifestacje nadludzkiej siły, porwanie przez kosmitów, a nawet… zmartwychwstanie. Część zdarzeń oglądamy kilkukrotnie z różnych punktów widzenia, a część w miarę rozwoju fabuły i pojawiania się kolejnych sytuacji zyskuje nowe konteksty. W ten sposób Sieriebrennikow tworzy intrygujący polifoniczny obraz mikrospołeczności jakby uwięzionej w nietzscheańskim wielkim powrocie – czy też raczej rytmicznej powtarzalności półsennych wizji. Wszystko to łączy się płynnie w porządku gorączkowego majaczenia, podobnie jak niezauważalnie przenikają się plany czasowe – główna część akcji dzieje się współcześnie, jednak znaczne fragmenty Gorączki rozgrywają się w II połowie lat 70., do których przenoszą nas retrospekcje odcinające się od centralnej narracji odmiennymi filtrami. Mamy zatem okazję spojrzeć na rosyjską rzeczywistość przekrojowo, zajrzeć do czasów sowieckich, wsłuchać się w echa pierestrojki i przyjrzeć się realiom na lata po niej. Choć polityczny komentarz jest tu stosunkowo zawoalowany, wzięty w groteskowy nawias, z Gorączki można wyczytać sporo współczesnych napięć politycznych w ojczyźnie reżysera, z oddolnej perspektywy marszrutki przemierzającej ścięte mrozem prowincjonalne drogi zupełnie nieprzypominającej światowego mocarstwa – chyba że w grypowym majaczeniu.
Pomimo poplątania narracja Sieriebrennikowa jest jednak czytelna, a widz zamiast gubić się w gąszczu postaci i sytuacji, może bez trudu wyłapywać kolejne połączenia i intrygujące pętle. Operując toposem prowincjonalności i podlanej wódką wschodnią melancholią, Sieriebrennikow podejmuje ciekawy dialog z rosyjską kulturą. Z jednej strony, oparta na nie do końca trzeźwym (ze względu zarówno na chorobę, jak i alkohol) strumieniu świadomości Pietrowa opowieść łącząca wiele wątków – od ekonomicznych, przez obyczajowe, aż po religijne – przywodzi na myśl egzystencjalną podróż z Moskwy–Pietuszek Wienedikta Jewrofiejewa. Skojarzeniowa struktura i meandrowanie fabuły może się kojarzyć również ze Zwierciadłem Andrieja Tarkowskiego, zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę wyeksponowany w retrospekcji wątek relacji Pietrowa z matką i wpisany weń motyw powtarzalności życia. Z drugiej jednak strony, twórca Lata przepuszcza te wysokoartystyczne inklinacje przez filtr swojej własnej wrażliwości, dalekiej od filozoficznej zadumy, za to wnoszącej punkową energię i zgrywę, raz po raz rozbijającą powagę koniec końców niezbyt wesołej historii.
Gorączka wolna jest w efekcie od choćby grama patosu i zachwyca kreacją świata na pograniczu brutalnej rzeczywistości i halucynacji, a wszystko to okraszone zostało znakomitą, postpunkową ścieżką dźwiękową z powracającym Tupelo Nicka Cave’a na czele. To film równocześnie pełen dojmującego smutku i poczucia beznadziei, jak i pulsujący energią oraz czarnym humorem. Kiriłł Sieriebrennikow zaprosił widzów na niezwykły spacer przez półmityczne miasto-synekdochę rosyjskiego społeczeństwa i pomimo niewątpliwie wysokich stawek, o jakie chce tu grać, uczynił ten spacer ekscytującą wycieczką, a nie jedynie edukacyjną pogadanką. Rosjanin w wysmakowanym kluczu wizualnym sprawnie łączy gatunkowe elementy i składa z nich fascynującą mozaikę chwytającą za gardło – raz śmiechem, raz wzruszeniem, jeszcze innym razem grozą – i trzymającą jeszcze przez kilka godzin po seansie.