search
REKLAMA
Recenzje

GANG OLSENA. Zestarzał się zaskakująco dobrze

„Gang Olsena” swego czasu zrobił niemałą karierę nie tylko w ojczyźnie Madsa Mikkelsena, ale również poza jej granicami.

Tekst gościnny

19 maja 2024

REKLAMA

Autorem tekstu jest Piotr Żymełka.

Kinematografia duńska nie jest, poza być może studentami kierunków okołofilmowych, jakoś specjalnie kojarzona w Polsce. Trochę się to w ostatnich latach zmienia, głównie za sprawą serwisów streamingowych, dających dostęp do ciekawych produkcji, jednak generalnie mało osób przyjaźni się z tytułami z kraju klocków LEGO. Istnieje wszelako pewien cykl, który swego czasu zrobił niemałą karierę nie tylko w ojczyźnie Madsa Mikkelsena, ale również poza jej granicami, w tym w Polsce. Mowa oczywiście o przygodach pechowych przestępców z „Gangu Olsena”. W latach 1968 – 1981 powstało trzynaście części. Ostatnią, czternastą, zamykającą oryginalną serię, nakręcono w 1998 roku.

W skład tytułowej bandy wchodzą Egon Olsen (Ove Sprogøe), Benny Frandsen (Morten Grunwald) oraz Kjeld Jensen (Poul Bundgaard). Czasem wspierają ich brat Benny’ego, pijak i ekspert od wysadzania, Harry „Dynamit” oraz Børge (Jes Holtsø), syn Kjelda. Menażerię postaci wzbogaca jeszcze Yvonne (Kirsten Walther), nieustannie gderająca żona Kjelda. Większość z odsłon cyklu zaczyna się, gdy Egon wychodzi z więzienia, przyjaciele odbierają go spod budynku zakładu penitencjarnego i wspólnie zaczynają szykować kolejny skok. Olsen wymyśla misterne plany, które następnie próbują we trójkę wcielać w życie. Po piętach depczą im: w pierwszych filmach nieustępliwy inspektor Mortensen, później sierżant Jensen. Na skutek pecha, błędów i głupoty ludzkiej działania członków bandy nigdy nie kończą się sukcesem, za to zawsze czeka ich mnóstwo perypetii.

Gang Olsena

Mimo że seria traktuje o zbrodni, a jej bohaterami są przestępcy, nie ma tu w zasadzie przemocy, a całość podana jest w mocno ironicznym sosie i pełna gagów. Twórcy (Erik Balling i Hennin Bahns) wyśmiewają wszystkich – niekompetentnych i nierzadko dziecinnych policjantów, niezbyt inteligentnych gangsterów czy karykaturalnych polityków. Z dzisiejszego punktu widzenia, niektóre motywy wydają się nieco naiwne, ale nie odbiera to przyjemności z seansu. Co więcej, choć poszczególne odsłony cyklu są do siebie bliźniaczo podobne, każdą ogląda się z zainteresowaniem, próbując odgadnąć jakie wariacje w formule zaserwowali scenarzyści. Poza tym, trójka głównych bohaterów jest cholernie sympatyczna.

Seria błyskawicznie zyskała popularność, co zawdzięczała lekkiemu klimatowi, wpadającemu w ucho motywowi przewodniemu oraz, przede wszystkim, świetnie dobranym aktorom. Ove Sprogøe jako Egon Olsen jest bezbłędny. W czarnym garniturze w paski, przekrzywionym meloniku i umiejętnością wymyślania skomplikowanych planów, którego łupem pada zawartość sejfów wyprodukowanych przez fikcyjną firmę Franz Jäger (z Berlina!), przywodzi na myśl przedwojennych kasiarzy. Nikt tak jak on nie potrafi wyrazić emocji samym poruszeniem wiecznie trzymanego w ustach (nawet podczas nurkowania!), tlącego się cygara. Dalej mamy Benny’ego, zawsze uśmiechniętego, największego optymistę z grupy, który co chwila z entuzjazmem wykrzykuje swoje słynne powiedzenie – „Klawo jak cholera!”. I wreszcie Kjeld, dzierżący nieodłączną torbę lekarską, panicznie bojący się policji i zwłaszcza, swojej żony.

Gang Olsena

W Danii przygody Egona i spółki otoczone są kultem (powstały nawet poświęcone im ekspozycje muzealne), a po latach próbowano ożywić markę, najpierw oferując widzom perypetie młodych Olsena, Benny’ego i Kjelda, a następnie kręcąc dwa filmy animowane. Żaden z członków oryginalnej obsady nie brał udziału w pracach nad tymi produkcjami i nie powtórzyły one niestety sukcesu wcześniejszych części. Natomiast, niemalże równolegle z duńskimi filmami, swoje wersje zrealizowali Norwedzy (tu scenariusze były właściwie identyczne) oraz Szwedzi, którzy zaoferowali nieco więcej oryginalnych pomysłów.

Swego czasu Olsen i kumple regularnie pojawiali się w polskiej telewizji. I warto przypomnieć sobie po latach perypetie fajtłapowatego kasiarza, bo zestarzały się zaskakująco dobrze. Klawo jak cholera, Egon!

REKLAMA