FREEJACK. Science fiction cyberpunkowej akcji
Przeniesiony został w przyszłość, w całkowicie odmieniony świat. Nic nie zapowiadało, że spotka go taki los. Nie eksperymentował z nowymi technologiami, nie wątpił, jak Neo, w otaczającą człowieka „rzeczywistość”, nie bawił się względnością czasu, nie stwarzał nowej metody doświadczenia życia jak bohaterowie Existenz. Wydaje się być postacią całkowicie przypadkową. Nie wiadomo dlaczego akurat na niego padło – bo tak naprawdę nie jest w żaden sposób wyjątkowy. Furlong na moment przed śmiertelnym wypadkiem na wyścigowym torze zostaje porwany przez tajemniczą korporację i przeniesiony o osiemnaście lat w przyszłość. Jego ciało znika ze zniszczonego bolidu. Cała operacja jest kierowana przez charyzmatycznego Victora Vacendaka (dobrze czujący się w swojej roli Mick Jagger).
Już od pierwszych minut twórcy wprowadzają dwie płaszczyzny czasowe. Na jednej oglądamy wyścig, na drugiej przygotowania do porwania. Prolog Freejacka wydaje się być trochę przeładowany, trochę nieczytelny. Brakuje choćby krótkiej ekspozycji, jesteśmy od razu wrzuceni w sam środek wydarzeń. Kij ma jednak dwa końce. Przez tą dość chaotyczną narrację widz przez moment musi czuć się podobnie zdezorientowany jak przetransferowany w czasie Furlong. Razem z nim będziemy starali się zrozumieć logikę tego świata, odkryć motywy sprawców, odnaleźć narzeczoną i zmierzyć się z przeciwnikiem. Freejack to typowa sensacyjna fabułka zanurzona w estetyce ponurego sci-fi. Świat przyszłości nieuchronnie zmierza ku upadkowi. I tym razem obcujemy z przeludnionym anonimowym miastem-molochem, w którym dominuje industrialna zabudowa. 90% mieszkańców codziennie rano budzi się w błocie i brudzi nie mając żadnych perspektyw, żadnych szans, by cokolwiek zmienić, by się uratować.
Nie po raz pierwszy w historii tego filmowego gatunku to właśnie kapitalizm sprowadził na człowieka zagładę. Podział klas nie jest tak jaskrawy jak choćby w zeszłorocznym Elizjum jednak i w tym przypadku twórcy dochodzą do podobnych wniosków. Nie rasa czy pochodzenie ale kapitał bardzo radykalnie podzielił ludzkość na dwie nierówne części – na tych co go mają, i tych co nie. Wznoszący się nad rozległymi slumsami szklany wieżowiec symbolizuje pychę człowieka, samouwielbienie i dobrobyt jednostki w momencie gdy reszta społeczeństwa umiera z głodu. Freejack niestety nie wnika za bardzo w ten wątek. Ta problematyka ginie w morzu wartkiej sensacyjnej akcji. Opłakana sytuacja społeczeństwa ani razu nie staje się głównym tematem filmu. Narracja jest niezwykle subiektywna, a sam Furlong nie jest zbyt przejęty ogromnymi zmianami do jakich doszło. Wydaje się mu to obojętne.
Protagonista szybko odnajduje się w nowym otoczeniu. On tak łatwo się nie podda, zrozumie reguły rządzące tym światem. Będzie zdesperowany by odzyskać wszystko, co zostało mu zabrane. Kolejne sekwencje będą bogate w pościgi, strzelanki i ucieczki. Celem Freejack nie było zapewne sprowokowanie do głębszej refleksji. Tutaj głównym bohaterem jest akcja, stworzone uniwersum jest zazwyczaj tylko atrakcyjną scenografią. Na początku filmu wprowadzona zostaje maszyna, która umożliwia ingerowanie w czas, niestety jednak nie zostaje ona już później wykorzystana. Mogłaby ona nie tylko urozmaicić samą sensacyjną intrygę i filmową narrację, ale dodać filmowi dramatycznego ciężaru, gdyż Furlong wszystkie przeszkody omija zbyt łatwo. Niewiele też możemy powiedzieć o głównej parze filmu – jedynie tyle, że byli ze sobą szczęśliwi. Nie stoi za nimi żadna historia, ich związek nie jest przez scenarzystów specjalnie eksplorowany. Trudno się więc z nimi utożsamić – a w konsekwencji – kibicować im, by się ze sobą zeszli. Bohaterowie Freejacka są nam raczej obojętni. To uczucie potęgują słabe role aktorskie Emilia Esteveza i Rene Russo, którzy przeszli obok swoich postaci. Znacznie większe emocje wywołują konfrontacje Furlonga z Vacendakiem. Niestety między kochankami panuje raczej dojmujący chłód.
Oczywiście trudno po każdym filmie oczekiwać, by był filozoficznym esejem na miarę Odysei Kosmicznej. Jednak w przypadku Freejacka zbyt wiele tematów zbagatelizowano, film zmierza w niezbyt zajmującym kierunku, często opierając się na gatunkowych kliszach. Twórcy nie starają się nam wytłumaczyć dokładnej zależności między oboma czasowymi strefami, działanie tego mechanizmu poznajemy na tylko jednym przykładzie. Jakby autorzy filmu nie widzieli, że tutaj tkwi ogromny potencjał. A tak, istnienie tej maszyny wydaje się być całkowicie pretekstowe, staje się ona jedynie atrakcją, zwyczajnym gadżetem – a mogłaby być elementem konstytuwnym dla całej fabuły.
SPOILER
Przez większość czasu trudno wyraźnie powiązać Freejack z cyberpunkiem bo co innego się w tej historii liczy. Dopiero pod koniec, gdy swoją tożsamość ujawnia główny przeciwnik, film Murphy’ego nieco poważnieje (choć może dzieje się to przez dystyngowanego Hopkinsa). Dotąd poczciwy McCandless pokazuje swoje prawdziwie oblicze, ujawnia przed Furlongiem swój plan. Całą swoją świadomość przeniósł na pamięć komputera – w tym stanie oczekuje, aż będzie mógł wejść w ciało Furlonga. Jedyną motywacją McCandlessa jest zazdrość o kobietę. Chce zastąpić Alexa u boku jego ukochanej – Julie. McCandless jest rozczarowany swoim życiem: posiadana władza i majątek nie gwarantują mu szczęścia. Dlatego jest w stanie zrezygnować ze swojej pozycji, wyrzec się swojego dorobku, jest zdecydowany zjechać ze najwyższych pięter swojego wieżowca na uliczny bruk. Desperackie to i romantyczne.
KONIEC SPOILERA
Jednak Anthony Hopkins w swojej roli mnie przekonuje. Cała ta skomplikowana operacja angażująca zastęp ludzi, maszyny do transferu dusz i do podróży w czasie jest ukierunkowana jedynie na zaspokojenie zachcianki rozkapryszonego milionera. Przy okazji, dość delikatnie, zostaje wprowadzony temat hybrydy człowieka i maszyny. Nawet więcej, możliwości przepisania ludzkiej podmiotowości: samoświadomości, inteligencji czy uczuć na komputerowy kod. Niestety Freejack nie ma ambicji naukowych, twórcy filmu nie drążą tej problematyki z zadziornością Philipa Dicka. Ostatni akt rozgrywa na zupełnie innej płaszczyźnie: najważniejsza jest relacja w trójkącie Alex – Julie – McCandless. Cały aspekt technologiczny, czy naukowy zostaje zbagatelizowany bo na pierwszym planie konflikt rozegrany na czysto ludzkiej płaszczyźnie. Z niczyich ust nie padnie egzystencjalne pytanie: “Czy McCandless to dalej człowiek?”. Freejack rozgrywa się na zupełnie innych rejestrach.
Murphy’ego znacznie bardziej interesuje sytuacja jednostki. Technologiczno-gospodarczo-społeczny kontekst zdecydowanie traci na znaczeniu. Musimy przyjąć do wiadomości, że w przyszłości tego rodzaju narzędzia i maszyny będą po prostu istnieć. W trakcie filmu dowiadujemy się, że Alex Furlong nie jest pierwszym freejackiem – osobą przeniesioną z przeszłości. Oczywiście również to zagadnienie autorzy filmu potraktują pobieżnie. Furlong dostanie broń i popędzi dalej, by walczyć o swoje. Freejack zbyt często opiera się na niedopowiedzeniach i fabularnych skrótach. Jednak Mimo ponad dwudziestu lat na karku Freejack technicznie się nie zestarzał. Niewątpliwie trzeba docenić go od strony wizualnej: większość scenografii została fizycznie zbudowana, a twórcy nie nadużywali komputerowych efektów. Dzięki temu ten futurystyczny świat jest wiarygodny, nie czuć w nim prowizorki, wszystko waży tyle ile powinno. Śmieszyć może jedynie design nowoczesnych samochodów.
Jestem chyba za bardzo wybredny, ale Freejack jest jedynie sprawnie zrealizowanym akcyjniakiem. Nie rozstaje się z widzem prowokując go do jakichś refleksji, nie zasiewa wątpliwości, które może rozwiać ponowny seans. Jest przyjemną, niezobowiązującą ale również błahą rozrywką. Freejack pozostawia widza z uczuciem niedosytu, a ten by się tego uczucia pozbyć na pewno sięgnie po inne pozycje tego gatunku. Generalnie szkoda niewykorzystanego potencjału tej historii i interesującej obsady bo powinno to być dzieło znacznie donioślejsze.