DZIESIĄTA OFIARA. Spaghetti science fiction
„Po co kontrolować porody, kiedy możemy zwiększyć liczbę zgonów?” – głoszą propagandyści dystopijnego świata XXI wieku, gdzie morderstwo zostało zalegalizowane przez władze i spopularyzowane przez reality shows.
Jest rok 2079, niedawno zakończyła się trzecia wojna światowa. W celu zapobiegania kolejnym konfliktom zbrojnym wdrożono program pod nazwą „Wielkie Polowanie” – swego rodzaju wentyl bezpieczeństwa dla ludzi o agresywnych skłonnościach. W jego ramach zawodnicy z całego świata walczą na śmierć i życie, naprzemiennie wcielając się w łowców i ofiary. Ten, kto przetrwa dziesięć rund, otrzymuje milion dolarów i przechodzi na emeryturę. Telewizyjny spektakl przyciąga tłumy widzów, sponsorzy biją się o czas antenowy, a najlepsi zawodnicy cieszą się bogactwem i sławą. Kolejną parę losowo zestawioną przez system komputerowy tworzą weterani krwawej roz(g)rywki: Caroline Meredith i Marcello Poletti, młoda Amerykanka i Włoch w średnim wieku. Caroline, której przypadła rola łowcy, przybywa do Rzymu, aby zlikwidować Marcella, ale nieoczekiwanie zakochuje się w swojej ofierze.
Podstawę scenariusza stanowiło opowiadanie Siódma ofiara Roberta Sheckleya – amerykańskiego prozaika znanego z gorzkich obserwacji na temat społeczeństwa, przemycanych pod grubą warstwą absurdalnego humoru (jak np. w opowiadaniu Księgowy o małżeństwie czarnoksiężników, którzy z trwogą dowiadują się, że ich syn zamierza porzucić rodzinną tradycję dla znacznie straszliwszej profesji: księgowości). Za kamerą stanął Elio Petri – włoski reżyser, który kilka lat później zdobędzie rozgłos dzięki filmom o silnym wydźwięku społeczno-politycznym: Śledztwo w sprawie obywatela poza wszelkim podejrzeniem (1970) i Klasa robotnicza idzie do raju (1971). Tego rodzaju wątki są również obecne w Dziesiątej ofierze, która stanowi dziwaczne, na wskroś unikatowe połączenie fantastyki naukowej, dystopijnej satyry, włoskiej komedii (commedia all’italiana) i podręcznikowej opowieści o wojnie płci.
Ten eklektyzm gatunkowy rymuje się ze sposobem realizacji. Dziesiąta ofiara to mokry sen wielbicieli pop-artu, retrofuturyzmu i rubryki „Rzecz kultowa” w nieistniejącym już magazynie „Machina”: stylowa mieszanka rozmaitych, często przeciwstawnych wpływów. Petriemu zależało na wyrazistych kontrastach, toteż zestawił ze sobą nowoczesną architekturę Nowego Jorku z antycznym Koloseum, renesansową Bazyliką św. Piotra oraz centrum biznesowym Esposizione Universale di Roma, które samo w sobie jest pomieszaniem stylów. Kostiumy – w tym strzelający srebrny stanik Caroline i jej strój w kolorze pastelowego różu – zaprojektował André Courrèges, pomysłodawca m.in. butów go-go i minispódniczki (równolegle z Mary Quant). Wszystko jest tutaj barwne, eleganckie i przerysowane, a całości dopełnia ścieżka dźwiękowa Piero Piccioniego – pastiszowy jazz rodem z modnej kawiarni.
Strona wizualna intryguje i zachwyca, podobnie jak powierzchowność odtwórców głównych ról, Ursuli Andress i Marcella Mastroianniego. Ale film dość szybko przemienia się z jadowitej satyry na społeczeństwo opętane obsesją przemocy, pieniędzy i popularności w komedię romantyczną o ludziach zakochanych w sobie literalnie na zabój. Komiczny ton to efekt wpływów producenta Carlo Pontiego, który wymusił na Petrim rezygnację z pierwotnego, znacznie bardziej pesymistycznego zakończenia. Gdyby reżyser miał wolną rękę, mógłby powstać obraz wybitny, a nie „zaledwie” dobry. Mimo to warto obejrzeć Dziesiątą ofiarę – choćby po to, żeby poznać wizualny i fabularny rodowód takich filmów jak Rollerball (1975), Wyścig śmierci 2000 (1975), Ucieczka Logana (1976), Uciekinier (1987), Austin Powers: Agent specjalnej troski (1997), Battle Royale (2000) i Igrzyska śmierci (2008).