DOM GUCCI. O tym, jak Lady Gaga zamordowała Adama Drivera
„W imię Ojca, Syna i domu Gucci” – powtarzałam sobie pod nosem jak mantrę od kilku tygodni. Scena z kilkakrotnie oglądanego w fotelu kinowym zwiastunu Domu Gucci, w której te słowa wypowiada Lady Gaga w roli Patrizii Reggiani, skutecznie zaostrzyła mi apetyt na film, a krótka linijka dialogu nie chciała mi wyjść z głowy. W końcu wypowiada ją Lady Gaga, a ta w nowym filmie Ridleya Scotta jest absolutnie zjawiskowa.
Dom Gucci opowiada o najbardziej burzliwym i interesującym fragmencie historii słynnego włoskiego domu mody, rozgrywającym się na przestrzeni lat 70., 80. i 90. Film skupia się na walce o przewodzenie rodzinnemu biznesowi, o które spierają się synowie założyciela modowego imperium Guccio Gucciego: egzaltowany i przedsiębiorczy Aldo Gucci (Al Pacino), zachowawczy i konserwatywny Rodolfo (Jeremy Irons) oraz czarna owca rodziny, czyli syn Alda, Paolo (Jared Leto). W tym rodzinnym kociołku spierają się różne wizje dotyczące kierunku, w jakim powinna rozwijać się nieco już przestarzała marka Gucci, i wydaje się, że jedynym, którego cała ta moda kompletnie nie interesuje, jest Maurizio (Adam Driver), syn Rodolfa, student prawa, cichy i wyważony młody chłopak, którego temperament, jak powie później w jednej ze scen „rozcieńczyła niemiecka krew jego matki”. Sytuacja nabiera tempa, kiedy do rodziny wchodzi Patrizia Reggiani (Lady Gaga). Przebojowa i obdarzona iście włoskim temperamentem dziewczyna zakochuje się w skromnym Mauriziu, będącym jej całkowitym przeciwieństwem. Choć nie jest wykształcona, Klimta myli z Picassem i pochodzi ze zwyczajnej rodziny, zdobywa serce wybranka swoją autentyczną ekscentrycznością i oboje wkrótce wstępują na ślubny kobierzec. Chociaż małżeństwa nie pochwala nikt z rodu Gucci, to właśnie ona, prosta dziewczyna z ludu, dzięki zawziętości i determinacji wkrótce zaczyna rozdawać karty w rozgrywce o władzę w słynnym domu mody.
Fabuła opiera się na książce Sary Gay Forden, niedawno wydanej w Polsce pod tytułem Dom Gucci. Potęga mody, szaleństwo pieniędzy, gorycz upadku. Ridley Scott nabył prawa do książki już na początku XXI wieku. Przez kolejne kilkanaście lat reżyseria przechodziła od rąk do rąk – kręcić miała najpierw Jordan Scott, córka Ridleya, potem nawet Wong Kar-wai, aż pomysł z powrotem wrócił do reżysera Łowcy androidów. Ta historia aż się prosiła o ekranizację. Knowania i intrygi – nieodłączna część rodzinnych biznesów – to doskonały, naturalny materiał na scenariusz. Problem w tym, że Dom Gucci to niestety nie Sukcesja ani House of Cards. Co zaskakujące jak na film Ridleya Scotta, Dom Gucci nie zachwyca reżysersko i scenariuszowo. Brak filmowi wyrazistości, obecnej w zwiastunie. Scott miesza ze sobą różne style, ale ogólny efekt sprawia wrażenie niezamierzonego. W jednej chwili jest poważnie, a ekran spowija chłodna paleta barw, w następnej reżyser porusza się gdzieś na graniczy kiczu i kampu, jakby korespondującego z estetyką Gucciego i samej Patrizii. Trudno również zrozumieć dobór utworów – czy reżyser faktycznie chciał iść w estetykę kampu, ale ostatecznie się na to nie zdecydował? Tego nie wiadomo, muzycznie więc film robi się po prostu banalny. W dodatku nie brakuje w Domu Gucci zbędnych scen czy ledwie zarysowanych wątków, przez co film zupełnie niepotrzebnie wydłuża się do prawie trzech godzin.
Te niedociągnięcia wynagradza z nawiązką Lady Gaga. To dla niej ogląda się ten film i z powodu jej roli zostanie zapamiętany. Ona nie gra Patrizii Reggiani, ona jest Patrizią Reggiani. Jej rola jest zniuansowana i wielowymiarowa. Tak jak jej kostiumy, postać Gagi ewoluuje na przestrzeni filmu, przeobrażając się z uroczej, delikatnej dziewczyny w wyrachowaną, zdesperowaną manipulatorkę. Aktorce udało się wydobyć z postaci Patrizii Reggiani prawdę i autentyczność, bez popadania w stereotypową karykaturę gorącej, temperamentnej Włoszki-przestępczyni, jakich nie brakuje w kinie amerykańskim. Szkoda tylko, że po ponad dwóch godzinach grania w filmie pierwszych skrzypiec Lady Gaga znika gdzieś w ostatnim akcie. To jednak nie zmienia faktu, że druga duża rola filmowa piosenkarki to spektakl sam w sobie, którym przyćmiewa aktorskie tuzy o ugruntowanej w kinie pozycji – Ala Pacino, Jeremy’ego Ironsa, Salmę Hayek, nawet znanego z aktorskich transformacji Jareda Leto.
Nie ulega wątpliwości, że rola Lady Gagi zostanie doceniona w nadchodzącym sezonie nagród, a po cichu liczę na to, że zostanie nagrodzona Oscarem. To ona jest najjaśniejszym i niezaprzeczalnie najlepszym punktem tego filmu.