DEADPOOL 2. Radosne kino familijne najwyższej próby
Ponad dwa lata temu do kin bezceremonialnie wparował niejaki Deadpool. Gość, który zdecydowanie nie uważa się za superbohatera, zachowuje się jak kompletny dupek i utrzymuje nie do końca określoną relację z wyimaginowanymi przyjaciółmi: widownią. Wulgarny język, brutalność spluwająca na ograniczenia PG-13 i sprytne burzenie czwartej ściany – tym Deadpool rozkochał w sobie sporą część społeczeństwa. Nieco spowszedniałe kino superbohaterskie potrzebowało takiego powiewu świeżości, a tony samoświadomego humoru i kpiny ze współczesnej popkultury okazały się świetnym remedium na komiksowe znużenie. Ryan Reynolds udowodnił zaś, że każdy zasługuje na drugą szansę, kreując bohatera, którego z miejsca można było określić mianem kultowego.
Mimo wszystko nie był to film wolny od wad, a nawet najsprytniejsze zabawy chronologią wydarzeń nie mogły zamaskować faktu, że oglądamy kolejne superbohaterskie origin story, tyle że podlane egzotycznym sosem. Pewna schematyczność była jednak złem koniecznym, jako że historia Deadpoola nie jest nawet w małym stopniu tak dobrze znana jak geneza Spider-Mana czy Batmana. I o ile najnowsze produkcje ze wspomnianą dwójką nie muszą zawracać sobie głowy opowiadaniem wszystkiego od początku, tak w tym przypadku było to niezbędne. Na szczęście druga część jest wolna od tego obowiązku i może z czystym sumieniem wrzucić nas w wir szalonej akcji.
Z jakim skutkiem?
Podobne wpisy
Odpowiem od razu: z zaskakująco dobrym! I to pomimo śmierci tytułowego bohatera, która ma miejsce już na samym początku filmu. A może nie? Podobno miało do niej dojść na koniec. Chyba że to żart. Ale czy na pewno? Zarówno kampania marketingowa, jak i sam Deadpool w pierwszych scenach trollują widownię, pozornie (?) zdradzając późniejsze wydarzenia produkcji. Po tym następuje jednak cofnięcie się w czasie i niezwykle efekciarski wstęp, który zgrabnie streszcza nam, w jaki sposób nasz protagonista zarabia na chleb. Sielanka niestety nie trwa długo, a po zaskakująco dramatycznych scenach zaprezentowana nam zostaje sekwencja otwierająca film w jeszcze zabawniejszy sposób niż kapitalny początek pierwszej części.
Wyczuwalna jest także lekka zmiana tonacji – wcześniej motywacją Wade’a Wilsona była zemsta i próba cofnięcia fizycznych efektów swojej mutacji. Kierowały nim proste pobudki i brak wiary w siłę prawdziwego uczucia, a w filmie więcej było zamaskowanego Deadpoola. Tym razem postanowiono bardziej się skupić na postaci Wade’a i jego wewnętrznych przemianach. Dojrzałość do wzięcia odpowiedzialności za swoje czyny i za inną osobę, zdolność do poświęcenia – tego byśmy się po nim raczej nie spodziewali.
Obecność poważniejszych wątków w żadnym razie nie czyni jednak Deadpoola 2 wyraźnie dojrzalszym od poprzednika. Żarty wciąż są rzucane na lewo i prawo, a satyra jest wszechobecna. Fani znajdą tu wiele nawiązań do produkcji z 2016 roku (polecam podwójny seans), a niektóre docinki i sceny zasługują na miano prawdziwych perełek. Szczególnie pamiętna okazuje się sekwencja kompletowania drużyny X-Force (kolejna po X-Menach i Avengersach zgraja cudaków) i pierwsza wspólna misja zebranej grupy.
Z debiutujących postaci na szczególną uwagę zasługuje Domino, o pozornie idiotycznej superumiejętności i niewielkim znaczeniu dla grupy. Szybko okazuje się ona jednak najciekawszym jej członkiem, a sceny akcji, w których bierze udział to czyste złoto. Szkoda, że nie pokuszono się o lepsze rozbudowanie jest postaci, przez co do samego końca niewiele wiemy na jej temat. W podobny sposób potraktowano Cable’a, przynajmniej w pierwszej połowie filmu. Na szczęście z czasem przestaje on być wyłącznie posępnym twardzielem z efekciarskimi (i naprawdę czadowymi) gadżetami i staje się kimś, kogo możemy rozumieć i szanować (a także docenić chemię między nim a Reynoldsem, który ma też na oku Colossusa). Niemała w tym zasługa Josha Brolina, który po rewelacyjnej roli Thanosa siejącego pogrom w Wojnie bez granic nie zwalnia tempa. Myślę, że wszyscy możemy się zgodzić co do tego, że rok 2018 w kinie superbohaterskim należy do niego.
Deadpool 2 może nie bije na głowę wspomnianej superprodukcji Marvela, ale z pewnością oferuje bardziej niekonwencjonalne podejście do tematyki. To przepełnione czarnym humorem i bezwstydną zgrywą widowisko na mniejszą skalę niż zwykle. Paradoksalnie, dzięki temu ostatniemu pojedyncze walki i strzelaniny nierzadko imponują bardziej niż sceny masowej destrukcji w innych produkcjach (podejrzewam, że to głównie zasługa reżysera mającego na koncie Johna Wicka i Atomic Blonde).
Oczywiście znajdzie się tu kilka wad – niektóre żarty nie są tak błyskotliwe, jak wydawało się scenarzystom, CGI bywa bardzo nierówne (fatalny Juggernaut!), a całość miejscami czerpie zbyt wiele z pierwowzoru. Jeśli jednak musiałem dłużej się zastanowić, żeby przypomnieć sobie problemy filmu (oprócz tego przeklętego Juggernauta), to chyba nie warto sobie zawracać nimi głowy, prawda? Warto natomiast mieć na uwadze, że wiele z seansu straci widz, który nie orientuje się w realiach współczesnej popkultury i kina komiksowego – to właśnie ta znajomość jest gwarantem przedniej zabawy.