DAWNA JA. Nie chcę znać ani dawnej, ani obecnej ciebie!
Po całkiem udanym reżyserskim debiucie (Lokum z 2020 roku) Dave Franco zrealizował kolejny projekt, zupełnie zmieniając konwencję filmową – z kina grozy przeniósł się na zgubne dla wielu wody komedii romantycznych. Jego Dawna ja kilka dni temu zadebiutowała na platformie Amazon Prime Video, w głównej roli zobaczymy tu oczywiście żonę Franco, Alison Brie, z którą zresztą reżyser także współtworzył scenariusz. Czy tego typu małżeńskie projekty mają szanse powodzenia? Pewnie tak, ale raczej jeszcze nie tym razem.
Co roku w okresie okołowalentynkowym w kinach i na platformach streamingowych pojawiają się dziesiątki komedii romantycznych i melodramatów mających na celu wprawienie widzów w narzucony niejako przez to święto nastrój miłosnego uniesienia. I, również jak co roku, w zalewie tej okrutnie przesłodzonej masy filmów i seriali znaleźć można mnóstwo odtwórczego chłamu, starającego się zmonetyzować walentynkowy potencjał jak najmniejszym kosztem i wysiłkiem. Czy Dawna ja to tego typu produkcja? Zapewne nie nazwałbym jej całkowitą porażką, ale zdecydowanie nie można też określić filmu młodszego z braci Franco projektem udanym. Przypomina wracającą z imprezy nad ranem postać, która – choć idzie chwiejnym krokiem i niejednokrotnie potyka się o własne nogi – za każdym razem wstaje i prze do przodu, osiągając kolejne małe zwycięstwa.
Ally (Alison Brie) to dziennikarka telewizyjna, która po skasowaniu jej reality show wraca do rodzinnego Leavenworth, po to tylko, by od razu wpaść w intrygę miłosną z byłym chłopakiem Seanem (Jay Ellis) i jego przyszłą żoną Cassidy (Kiersey Clemons).
Swoją drogą: dlaczego nie mówi się o tym, że w historiach tego typu to zazwyczaj kobieta wraca z wielkiego świata i spotyka się ponownie z mężczyzną jej życia, najwyraźniej wyzbytym ambicji sięgających wyżej niż praca w firmie ojca na głębokiej amerykańskiej prowincji? Czy to przypadkiem nie jest już forma dyskryminacji?
W każdym razie po spędzeniu wieczoru z eksukochanym Ally postanawia odnowić zażyłość z Seanem, ale dopiero wówczas dowiaduje się, że jest on zaręczony ze sporo młodszą i bardzo atrakcyjną Cassidy, która zresztą zdaje się przypominać Ally z młodzieńczych lat. Teraz misją przegranej dziennikarki jest rozbicie trwającego zaledwie od kilku miesięcy związku Seana i Cassidy, wbrew skądinąd słusznym radom ich wspólnego kumpla Buddy’ego (Danny Pudi). Na tym etapie antypatia do Ally niemal sięga zenitu, a widz zadaje sobie pytanie: „czy ja naprawdę miałem kibicować tej zołzie?!?”. W trakcie seansu Franco i Brie próbują jednak przekonać nas, że nie wszystko jest takie jednoznaczne.
Chęci to za mało
„Próbują” to słowo klucz: choć Ally kilkoma gestami odrobinę się rehabilituje, twórcom nie udaje się zmazać negatywnego wrażenia, które główna bohaterka sprawiła swoimi egocentrycznymi decyzjami. Ally jest postacią absolutnie toksyczną, przekonaną o słuszności swoich wyborów wbrew wszystkim licznie pojawiającym się na niebie i ziemi znakom. Nawet gdy teoretycznie naprawia swoje błędy, robi to wyłącznie dla dobra siebie i swojego sumienia. Trudno jest identyfikować się z taką osobą, tym bardziej że chyba nie na tym zależało twórcom – Ally miała zapewne być kobietą skomplikowaną i zagubioną, a okazuje się po prostu małostkową manipulantką, gotową rozbić związek byłego partnera, byleby tylko spełnić swoje chwilowe potrzeby. Jedyne, co udaje się bohaterce Dawnej mnie, to pokazać, że dorosłość całkowicie ją pokonała.
Poza protagonistką zawodzi też sama historia – Dave Franco reżyseruje ciężką ręką, a po obecności kilku scen jakby żywcem wyjętych z jakiegoś kolejnego sequela Sąsiadów wnioskuję, że także sam Davey ma problemy z wydorośleniem. Czekam na czasy, gdy warunkiem koniecznym dla mainstreamowej amerykańskiej komedii nie będzie obecność żartów na temat fekaliów, rzygania czy genitaliów – może wówczas twórcy nieco bardziej skupią się na historii i bohaterach? Na razie radziłbym jednak Dave’owi i Alison skupienie się na życiu pozamałżeńskim – nie tyle w sensie romantycznym, ile stricte zawodowym. Wspólnym projektom filmowym potrzeba czegoś więcej niż uczucia pomiędzy ich twórcami.