Czerwony i niebieski
Jeżeli w szkole nauczyciele określali was mianem „najgorszego ucznia” albo należeliście do „najgorszej klasy w historii szkoły”, to nie macie wielkich powodów do zmartwień. W dorosłym życiu szkolne świadectwa są wyłącznie sentymentalną pamiątką z najlepszych i jeszcze beztroskich czasów, a to czy byliście uczniami „dwójkowymi”, „trójkowymi”, „czwórkowymi” czy „piątkowymi” nie ma żadnego znaczenia. I tak wyjdziecie na ludzi. Dokładnie takie przesłanie płynie z najnowszej fabuły Giuseppe Piccioniego pt. Czerwony i niebieski.
Czas, jaki spędzamy w szkole, to prawdopodobnie najpiękniejszy okres w życiu człowieka. Wtedy dojrzewamy, kształtujemy się i poznajemy naszych najlepszych przyjaciół. To właśnie szkolne znajomości następnie ewoluują w najtrwalsze i długoletnie przyjaźnie. Poza tym, czy jest coś przyjemniejszego od wspominania starych, dobrych czasów razem z kolegą lub koleżanką z jednej ławki? Filmowcy doskonale zdają sobie z tego sprawę, więc sami bardzo często powracają w mury szkolne. Obrazów, których tematyką są uczniowie, nauczyciele i ich wspólne perypetie jest niezliczona ilość.
Kolejnym śmiałkiem, który podjął się tego karkołomnego zadania jest Giuseppe Piccioni. Twórca wziął na warsztat włoski system edukacji i patrząc na szkołę z filmu można dojść do jednego wniosku – Włosi zmagają się z podobnymi problemami co wiele polskich placówek, czytaj braki kadrowe, reglamentacja papieru do ksero, popsuty sprzęt i wiele, wiele innych. Już pierwsze sceny sugerują, że nie jest kolorowo; najpierw rzut oka na obdrapane ściany i spadający tynk, następnie kamera wchodzi do środka, zwiedza jeszcze opustoszałą szkołę, wędruje od klasy do klasy, pokazuje podniszczone toalety. Tak, to obrazek, jaki zapewne większość z was ma w pamięci ze swoich szkolnych czasów. Na szczęście nie wszystko jest tu szare i smutne, reżyser stara się gorzką rzeczywistość przedstawić w formie komediowej, bo przecież szkołę tworzą nauczyciele i uczniowie, a przeszkody można pokonać, nawet gdy trzeba walczyć z innym belfrem o brakujące krzesło w sali.
Fabuła Czerwonego i niebieskiego jest standardowa dla produkcji tego typu. Wręcz można powiedzieć, że zaczyna się banalnie i tak jak zawsze, czyli w szkole pojawia się nowy, młody i pełny werwy nauczyciel, Giovanni Prezioso (Riccardo Scamarcio), stojący w opozycji do starego, wypalonego i zmęczonego życiem profesora Fiorito (świetny Roberto Herlitzka!) oraz jego metod nauczania. Obok tego autor przedstawia także wątek dyrektorki szkoły, Giuliany (Margherita Buy). Każdy z bohaterów zostaje zmuszony do zaangażowania się w prywatne sprawy uczniów, co dalece wykraczają poza obowiązki zawodowe i program nauczania.
W świat szkoły widzowie są wprowadzani przez, będącego narratorem całej opowieści, profesora Fiorito. Praca pedagoga pochłonęła całe jego życie, tak się skupiał na swoim powołaniu, że został całkowicie sam – bez przyjaciół, bez rodziny, otoczony wyłącznie książkami, które i tak już zna na pamięć. Jak sam podkreśla, zawsze był inny; gdy rówieśnicy zachwycali się The Rolling Stones, on wolał słuchać Jana Sebastiana Bacha. Miłość do historii sztuki była jego paliwem życiowym, jednak na starość zobojętniał. Gdyby miał więcej odwagi, to pewnie skoczyłby z okna swojego mieszkania. Uczniowie i ich głupota są jego zmorą, uważa, że każdy kolejny rocznik jest gorszy od poprzedniego, lecz jednocześnie jest zdania, iż uczniowie przynajmniej są konsekwentni, gdyż nienawidzą wszystkiego – matematyki, historii, włoskiego i innych przedmiotów. W jego oczach uczniowie są tak wielkimi kretynami, że powinien każdego oblać, ale obmyślił bardziej perfidną zemstę; większą szkodą dla nich będzie… przepuszczenie do następnej klasy, a im uczeń wykaże się większą głupotą, tym lepszą oceną będzie mógł pochwalić się na świadectwie.
Zupełnym przeciwieństwem profesora Fiorito wydaje się być młody nauczyciel na zastępstwie, Prezioso. Jest pełen zapału, energii, wierzy w każdego swojego ucznia, nawet najgorszego. Po prostu lubi nauczać, czerpie z tego przyjemność i uważa, że jego misja nie kończy się wraz z momentem wyjścia poza teren szkoły. Jest naiwny, łatwo nim manipulować, co wykorzystuje jedna z uczennic, Angela (piękna Silvia D’Amico). A może nie każdemu da się pomóc lub ułożyć jego życie według własnego scenariusza? Mimo iż Prezioso i Fiorito na pozór różni niemal wszystko, to tak naprawdę mają ze sobą wiele wspólnego – ten drugi za młodu był prawdopodobnie dokładnie taki sam jak Prezioso, tyle, że później wiele zawodów związanych z uczniami go wypaliło i doprowadziło do zobojętnienia.
Pomiędzy tą dwójką jest dyrektorka szkoły, Giuliana. Kobieta sukcesu w średnim wieku. Niczego jej nie brakuje, ma dobrą pracę, na zarobki pewnie też nie narzeka, w domu czeka kochający mąż, lecz atmosfera podczas ich wspólnych posiłków jest chłodna, zupełnie tak jakby kogoś lub czegoś brakowało, pewnego elementu w ich rodzinnej układance. Gdy nakrywa nocującego w sali gimnastycznej, porzuconego przez matkę ucznia coś w niej pęka. Budzą się uczucia macierzyńskie, chociaż stara się to ukryć.
Reżyser i jednocześnie współscenarzysta obrazu jest najbardziej krytyczny wobec rodziców. W jednej ze scen, za pomocą Prezioso, nazywa ich indyferentystami – nie wiedzą czym zajmują się ich dzieci, czym się interesują, z kim się spotykają, co planują, jak im idzie w szkole czy choćby ile mają lat. Witamy w świecie indyferentystów, gdzie dzieci są skazane same na siebie.
Twórca nie ustrzegł się błędów. Jego produkcja wydaje się aż krzyczeć „zainteresujcie się dziećmi!”, natomiast, co smutne, to właśnie uczniowie są w tym filmie najbardziej pominięci. Są jedynie tłem dla historii nauczycieli, nawet gdy te przecież mają opowiadać o relacji nauczyciel – uczeń. Niepotrzebny i niewykorzystany jest wątek prymusa pochodzącego z rodziny rumuńskich imigrantów. Adam (Ionut Paun) doskonale się uczy, z przyswajaniem wiedzy nie ma żadnych kłopotów i w żadnej ze scen nie widać, aby któryś z rówieśników wyśmiewał się z jego pochodzenia, mimo tego autor decyduje, że Adam, aby związać się z dziewczyną, będzie gotowy zrobić co tylko będzie chciała, łącznie z sięgnięciem po broń. Na szczęście Piccioni zdołał się w porę opanować i na ekranie nie oglądamy jatki w stylu Naszej klasy Ilmara Raaga czy Słonia Gusa Van Santa. Do tego wątek ten nie doczekuje się żadnej puenty. Niestety pozostali uczniowie z klasy, łącznie z ledwo naszkicowaną postacią Angeli, zostają pominięci, a przecież chociażby motyw klasowego śmieszka, Ciacca, aż się prosił o rozwinięcie.
Czerwony i niebieski to film przyzwoicie zrealizowany, który naprawdę się dość dobrze ogląda, a do tego sprawdzają się wątki komediowe. Ale to za mało, produkcja niczym nie zaskakuje, to wszystko już widzieliśmy w wielu różnych wydaniach. Do tego masa niewykorzystanych lub niezakończonych wątków.
Giuseppe Piccioni zachowuje się niczym uczeń na przerwie, próbujący spisać na kolanie pracę domową od kilku kolegów; bierze trochę elementów z licznych komedii szkolnych, widoczna jest inspiracja Klasą Laurenta Canteta, jednak brakuje w tym własnej inwencji twórczej. Po seansie zadałem sobie jedno pytanie – czy będę pamiętać o tym tytule za rok? Obawiam się, że nie.