CZERWONA NOTA. Niskiej klasy rozrywka najwyższej próby
Znajdziecie tu i Kleopatrę, i nazistów. Południowoamerykańską dżunglę i osadzone w śnieżnych górach rosyjskie więzienie. Pościg mercedesem z lat 30. i unikanie wystrzałów z rakietnicy helikopterem. Gal Gadot śpiewającą Downtown i Ryana Reynoldsa gwiżdżącego motyw z Poszukiwaczy zaginionej Arki. Netfliksowa Czerwona nota to kino akcji na sterydach. Ale gdzie trzy MacGuffiny i troje gwiazd gatunku, tam nie powinno być przecież miejsca na nudę.
W filmie śledzić będziemy losy kryminologa FBI (Dwayne „The Rock” Johnson), który wpada na trop najbardziej poszukiwanego złodzieja sztuki (Gal Gadot) i żeby w końcu go złapać, musi wejść we współpracę z innym oszustem (Ryan Reynolds). Obie strony konfliktu rozpoczynają wyścig, którego celem jest zdobycie trzech bezcennych artefaktów z czasów starożytnego Egiptu.
Czy Czerwona nota to dobry film? Nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie, ale na szczęście być nim nie musi. To film, który bardzo dobrze się ogląda. I to w zupełności wystarcza. Jeśli lubicie kino w stylu serii Szybcy i wściekli, gdzie logika nie ma większego znaczenia, prawa fizyki są umowne, żarty bardzo czerstwe, kobiety przepiękne, mężczyźni znakomicie zbudowani, efektowna akcja goni kolejną efektowną akcję, a scenerie i punkty na geograficznej mapie świata zmieniają się jak w kalejdoskopie, to bez wątpienia jest to film dla was. Jeśli zaś na formułę rozrywki, którą do wspomnianej wyżej serii wprowadził Justin Lin, reagujecie alergicznie, to nie ma sensu najnowszej superprodukcji Netfliksa dawać nawet szansy.
Mnie film zupełnie kupił od pierwszej minuty i cieszył aż do napisów końcowych. To perfekcyjna w swojej klasie rozrywka, która nigdy nie udaje więcej niż tego, czym dokładnie jest: efektownym odmóżdżaczem serwowanym w piątkowy wieczór po pracowitym tygodniu. Ma świetne tempo, rewelacyjnie nakręcone sceny akcji, budzących sympatię bohaterów (chociaż Reynolds mógłby czasami wyjść z roli wiecznego Deadpoola) i przede wszystkim doskonałe tempo, które z jednej strony nie pozwala na chociażby sekundę nudy, a z drugiej na tyle sprawnie żongluje humorem, akcją i od tejże przerwami, że trudno wyczuć tu jakikolwiek przepych. Na pewno swoistą wisienką na tym przepysznym torcie jest obsadzenie Gal Gadot w roli głównej antagonistki filmu. To oczywiście aktorka o szalenie ograniczonym warsztacie (że pozwolę sobie na ten wielopiętrowy eufemizm), ale oglądanie na ekranie najbardziej kryształowej superbohaterki DC w tak śliskiej i pozbawionej skrupułów roli po prostu cieszy.
Czerwona nota to bardzo sprawne kino akcji ze szpiegowsko-heistowo-przygodowym sznytem. Film korzystający ze sprawdzonej bondowskiej formuły, w którym fabuła jest pretekstem do oglądania pięknych ludzi walczących, strzelających i biegających w coraz to piękniejszych lokacjach. I tylko jakaś straszna maruda mogłaby się na nim źle bawić. Czego idealnym odzwierciedleniem są oceny krytyków i widzów – te pierwsze jednoznacznie negatywne, te drugie prawie wyłącznie pozytywne.
Na marginesie: zakończenie filmu to bardzo wyraźne otwarcie furtki dla kontynuacji. I mam szczerą nadzieję, że taka powstanie, bo w te smutne, deszczowe pandemiczne wieczory produkcje pokroju Czerwonej noty są czymś naprawdę na wagę złota (czy – nawiązując do filmu – złotego jajka), a widzę tutaj naprawdę duży potencjał na stworzenie marki, w której sceny akcji będą tylko eskalować, a kolejne gwiazdy zapraszane będą do kolejnych mniej lub bardziej istotnych ról. W końcu seria Szybkich i wściekłych zbliża się powoli do finału (przed nami tylko jeszcze dwie z 11 części), a świat nie znosi przecież pustki.
(Tak, nazwałem krytyków marudami).