STRUKTURA KRYSZTAŁU
Czytając recenzje ostatniego filmu Krzysztofa Zanussiego, Obce ciało, można odnieść wrażenie, że słynny reżyser wypalił się, a jego dzieło jest już tylko nieudolną próbą opisu rzeczywistości bez jakiejkolwiek znajomości realiów. Nie widziałem wspomnianego obrazu ani poprzedniego, reklamowanego udziałem Dody, Serca na dłoni, powstrzymam się zatem od komentarza. Może jednak zastanawiać fakt, że człowiek, którego kino tak bardzo wyróżniało się na tle innych polskich dokonań, ma obecnie problem ze znalezieniem widzów. Jego twórczość zawsze napędzały potężne myśli, troska o duchowy i etyczny rozwój człowieka, próba pogodzenia się z doczesnością, w końcu potrzeba znalezienia idealnej równowagi między życiem wewnętrznym a tym, co spotyka nas w nie do końca sprawiedliwym świecie. Być może te uniwersalne kwestie potrzebują dzisiaj innego wieszcza, bo język Zanussiego stracił swoją siłę. Ale oglądając jego wczesne dzieła, trudno nie odnieść wrażenia, że nic się nie zestarzały, tak formalnie, jak i myślowo. Wciąż zachwycają umiejętnością uruchomienia w widzu refleksji nad własnymi celami w życiu oraz potrzebą bycia w zgodzie z samym sobą.
Pierwszy kinowy film Zanussiego, Struktura kryształu (1969), opowiada historię, którą można streścić praktycznie w jednym zdaniu – fizyk Marek (Andrzej Żarnecki) przyjeżdża do swojego dawno niewidzianego przyjaciela, Jana (jedyna rola Jana Mysłowicza, uznanego plastyka, który występuje w filmie pod pseudonimem), obecnie lokalnego meteorologa we wsi pod Puławami, aby dowiedzieć się, dlaczego ten porzucił dobrze zapowiadającą się karierę naukową oraz przekonać go do powrotu do Warszawy. I tyle. Nie ma tu żadnych zwrotów akcji, fabularnych niespodzianek, właściwie niewiele się dzieje na poziomie opowieści. Dwaj mężczyźni wybrali całkowicie różne ścieżki zawodowe oraz życiowe i po latach niewidzenia się próbują odnowić łączącą ich przyjaźń.
Dowiadujemy się, że Marek wyjechał na stypendium do Harvardu na ponad dwa i pół roku, a po powrocie stał się czołowym badaczem kryształów i ich wykorzystywania w przemyśle. Jan zaś opuścił stolicę, ożenił się i od pięciu lat prowadzi spokojny żywot meteorologa, kompletnie nie zaprzątając sobie głowy dawnymi ambicjami. Przyjazd starego przyjaciela nie sprawia, że odczuwa tęsknotę za wielkim miastem i nauką, co najwyżej zaciekawienie osiągnięciami i wojażami Marka. Ten natomiast nie może się nadziwić swojemu gospodarzowi prostoty i pozornej bezcelowości jego obecnego życia, odcięcia się w sposób niemal całkowity od przeszłości. Początkowo widzi w tej postawie potrzebę odpoczynku, jak sam mówi, złapania oddechu, lecz Jan zaprzecza chwilowości swojego wyboru, zapewniając, że jest to tryb życia, jaki ostatecznie mu odpowiada.
Mając dwie tak różne postaci, łatwo o konflikt, ale Zanussi nie czyni z ich rozmów przyczynku do budowania napięcia i dramaturgii, jak to będzie miało miejsce w późniejszych Barwach ochronnych. Oczywiście między Janem i Markiem zdarza się ostrzejsza wymiana zdań, jednak szybko przechodzą nad tym do porządku dziennego, zawsze unikając sytuacji dla nich niemiłych. Nawet prawdopodobny, przez widzów być może nawet wyczekiwany wątek romansowy między Markiem a żoną jego przyjaciela, Anną (Barbara Wrzesińska), zostaje przy pierwszej nadarzającej się okazji ucięty przez Zanussiego – kobieta wyczuwa zainteresowanie mężczyzny, lecz stanowczość jej odpowiedzi nie pozostawia żadnych wątpliwości. Jest tak, jakby reżyser wszystkie możliwości sensacyjnego rozwoju historii automatycznie gasił w zarodku; nie interesuje go akcja, lecz coś zgoła przeciwnego, to, na czym opiera się fundament obecnego życia Jana.
Stoicki wręcz spokój, pogodzenie się z własnym wyborem, egzystencja blisko i w zgodzie z naturą wydają się ideałem istnienia dla jednego z bohaterów, dla drugiego zaś realizacją cokolwiek nieprzystającą do współczesnego człowieka, tym bardziej naukowca.
Zanussi także formalnie stara się wyzyskać wyjątkowość decyzji Jana i miejsca, gdzie mieszka. Akcja filmu rozgrywa się zimą, a czarno-białe zdjęcia idealnie podkreślają pustkę zaśnieżonego krajobrazu, na którym wyraźnie malują się postaci i nieliczne zabudowania. Ascetyzm formy przemawia do widzów od pierwszych kadrów, lecz zanika, gdy kamera znajduje się blisko bohaterów; zaczyna wtedy krążyć wokół nich, prawie zawsze w ruchu, nadając scenom wigoru typowego dla kina Nowej Fali. Podczas rozmów bohaterów pojawiają się plansze z wykresami, rysunkami bądź całym stronicami z książek, planszami służącymi jako „pomoc naukowa” zarówno dla oglądających, jak i dla tej z postaci, która jest słuchaczem, a nic z wywodu kolegi nie rozumie (jeden wyrzucił z pamięci filozoficzne rozważania świętego Tomasza, drugi nie potrafi pojąć fizycznych równań). Wykład zamienia się w ilustrowany bełkot, zamiast konkretów słyszymy tylko szum, co doskonale obrazuje, jak bardzo studenckie zainteresowania poszły w niepamięć, jak trudno o porozumienie na płaszczyźnie zawodowej i światopoglądowej między głównymi bohaterami.
Reżyser za pomocą obrazów i dźwięków pragnie, abyśmy skupili się na tym, co uważa za najważniejsze w swoim obrazie, odrzucając niepotrzebne treści i ornamenty mogące oddalić nas od głównej myśli. Dzięki temu Struktura kryształu może jawić się jako dzieło hermetyczne, zimne, intelektualnie wymagające, lecz jest to tylko pozór. Nazywane często filmowym esejem, wprawia przede wszystkim w zadumę nad własną egzystencją i świadomymi wyborami, jakie podejmujemy. Zanussi z łatwością tworzy poetycki nastrój (również dzięki pięknej, idealnie oddającej prostotę życia muzyce Wojciecha Kilara), nie unikając przy tym dyskretnego humoru, który wynika często ze zderzenia wioskowej prostolinijności z miastową arogancją.
Twórca Iluminacji stara się jednak nie oceniać swoich bohaterów – choć jasnym jest, że Marek to konformista i cynik (on sam woli o sobie mówić realista), zaś Janowi nie zawsze udaje się stłumić śmiech z niedouczenia swojej żony, obaj przedstawieni są w sposób życzliwy i równorzędny. Ten pierwszy wydaje się już od dawna skoncentrowany tylko na swojej karierze i wygodnym życiu, choć nietrudno dostrzec, że jego przyjaźń z dawnym kolegą wytrzymuje próbę czasu, a wiejskie życie w niewielkim ułamku, ale jednak go interesuje. Podobnie Jan, pozbawiony dumy i chęci udowodnienia czegoś światu, lecz trochę już zbyt odizolowany od nowoczesności, zamknięty w swoich rozważaniach, odrzucający jakąkolwiek potrzebę odkrywania nowych rzeczy i zjawisk.
Ostatecznie Struktura kryształu nie jest próbą rozstrzygnięcia, który z nich ma rację, gdyż takie rozwiązanie nie oddałoby sprawiedliwości ani bohaterom, ani ich twórcy.
Wybór tej właściwej drogi może wydawać się oczywisty, ale Zanussi nie narzuca widzom prawidłowej interpretacji. Co ciekawe, gdy w finale Marek zakłada okulary, trochę upodabnia się do reżysera (który nota bene studiował fizykę oraz filozofię, zanim na stałe poświęcił się twórczości filmowej), dodając nowe, intrygujące sposoby odczytania dzieła.
Zanussi później wielokrotnie korzystał z podobnego wizerunku człowieka wykształconego, intelektualisty, w swoich metodach poznawczych nie ograniczającego się tylko do nauki, lecz zwróconego również w stronę religii oraz natury. Katolicki Bóg nie zawsze był w filmach autora Cwału instancją ostateczną, odpowiedzią na nurtujące bohatera pytania, choć to właśnie chrześcijańskie wartości decydowały często o jego moralnym zwycięstwie. Zagadnienia natury etycznej i egzystencjalnej znajdowały swoją najciekawszą realizację, gdy twórca ten konfrontował dwie różne postawy, jak miało to miejsce właśnie w Strukturze kryształu i wspomnianych już Barwach ochronnych; inne jego najlepsze filmy dotyczyły zagubionej we współczesnym świecie jednostki, zdolnej do wyrzeczeń w imię wyznawanych zasad, która stara się odkryć, jak należy żyć (Iluminacja, Constans), a czasem, jak umierać (Spirala, Życie jako śmiertelna choroba przenoszona drogą płciową). Nawet jeśli jego dzisiejsza twórczość zamiast stawiać otwarte pytania, woli nieprzekonująco na nie odpowiadać, budzić podziw powinna prawie półwieczna praca reżysera, starającego się wykazać, że człowiek ma obowiązek świadomie dociekać tego, kim jest. Nie trzeba do tego znać nauk św. Tomasza ani podstaw fizyki. Do oglądania filmów Zanussiego również.
korekta: Kornelia Farynowska
https://www.youtube.com/watch?v=Pr7Gv1za-nQ