search
REKLAMA
Recenzje

CYRANO. Listy do R.

Cyrano jest filmem zrealizowanym z rozmachem i niewątpliwym kunsztem, ale dość wyraźnie pustym w środku.

Tomasz Raczkowski

6 marca 2022

REKLAMA

Lata mijają, a klasyczne opowieści wciąż żyją w popkulturze, powracając za pośrednictwem kolejnych adaptacji, przetworzeń i parafraz. Nie tak dawno na łamach portalu recenzowałem Tragedię Makbeta, kolejną inkarnację Szekspirowskiego klasyka, teraz z kolei na ekrany polskich kin wchodzi nowa adaptacja sztuki Edmonda Rostanda, Cyrano de Bergeraca, zatytułowana dla ułatwienia po prostu Cyrano. XIX-wieczna komedia była przepisywana na język kina kilkukrotnie – zarówno w wiernych adaptacjach (m.in. Cyrano de Bergerac z Gerardem Depardieu), jak i licznych parafrazach (chociażby Roxanne ze Steve’em Martinem). Teraz po klasyczną historię sięga Joe Wright, celując w nowoczesne hollywoodzkie widowisko kostiumowe.

Cyrano Wrighta jest w rzeczywistości adaptacją adaptacji – brytyjski reżyser przeniósł na ekran sceniczną interpretację stworzoną przez Erikę Schmidt z Peterem Dinklagem i Haley Bennett w rolach głównych. Cała trójka została zaproszona do projektu kinowego – Schmidt stworzyła filmową wersję scenariusza, a Dinklage i Bennett zaangażowani zostali do powtórzenia swoich ról ze spektaklu. W ten sposób narodził się film, który w filmografii Wrighta można postrzegać jako swoiste odbicie reżysera po okrutnej wtopie, jaką była Kobieta w oknie. Reżyser wraca do kina kostiumowego, na którym zbudował swoją międzynarodową renomę, podejmując się zaś realizacji musicalu, sygnalizuje, że wciąż nie przestaje być wszechstronnym, poszukującym twórcą. I choć rzeczywiście Cyrano to produkt rzetelny, to tyleż cieszący oko, co je męczący.

Schmidt stworzyła opowieść dość wierną pierwowzorowi – tytułowy Cyrano to utalentowany literacko gwardzista, pałający skrywaną miłością do Roksany, młodej szlachcianki, którą zna od dzieciństwa. Gdy dziewczyna zakochuje się od pierwszego wejrzenia w Christianie, nowym rekrucie regimentu Cyrana, prosi przyjaciela o pomoc w nawiązaniu kontaktu. Kierowany niewyznaną miłością Cyrano rozpoczyna więc pośredniczenie pomiędzy ukochaną a jej miłością, pisząc za Christiana listy miłosne, którymi ten oczarowuje Roksanę. W miłosny trójkąt włącza się ponadto nieświadomie De Guiche, niechętny Cyranowi magnat próbujący wymusić na znacznie młodszej, ale i biedniejszej Roksanie małżeństwo.

Znana z pierwowzoru i jego kolejnych inkarnacji scenicznych oraz filmowych trajektoria nieszczęśliwego romansu jest poddana przez Schmidt i Wrighta pewnym przesunięciom, z których najistotniejsze dotyczy głównego bohatera. W oryginale pośrednim źródłem nieszczęścia Cyrana był jego nienaturalnie duży nos, czyniący z gwardzisty odmieńca i sprawiający, że mimo waleczności oraz inteligencji nie mógł się on odważyć na wyznanie Roksanie miłości, nie dopuszczając możliwości, iż idealizowana, piękna wybranka mogłaby być z kimś brzydkim i zdeformowanym jak on. W wersji Schmidt i Wrighta olbrzymi nos zastępuje niskorosłość, w scenariuszu będąca zapewne po części motywem, jak i efektem zaangażowania do roli Cyrana Dinklage’a. Ze zrodzonych w ten sposób problemów co do realizmu świata przedstawionego (prócz pióra, Cyrano posługuje się też nienagannie bronią i jest cenionym żołnierzem) twórcy wychodzą sprawnie, biorąc całą opowieść w musicalowy nawias umowności – aranżacja scenografii, używająca piosenek i sekwencji tanecznych dramaturgia oraz wymykająca się realizmowi teatralność dialogów tworzą przekonującą historyczną półrzeczywistość, w której rozmywają się uprzedzenia, nieco nagięte zostaje prawdopodobieństwo i w której niskorosłość Dinklage’a sprawdza się znakomicie jako emblemat kompleksu odmienności.

Sam aktor jest niewątpliwą gwiazdą i marketingowym magnesem Cyrana (to jego zaledwie drugi ekranowy występ po zakończeniu Gry o tron) i w tym kontekście nie zawodzi – daje spodziewany popis kreacją bohatera piekielnie inteligentnego, ale wewnętrzne skonfliktowanego i krępowanego przez dumę oraz niską samoocenę. Jakkolwiek uprawnia go do tego konstrukcja postaci, momentami można odnieść wrażenie, że Dinklage w Cyranie gra właściwie wariant swojej roli Tyriona Lannistera z serialu HBO, w ironicznych szarżach niebezpiecznie ocierając się o manieryczne powielanie przebojowej receptury w stylu Christopha Waltza po współpracy z Quentinem Tarantino. Najlepszy jest w początkowych sekwencjach filmu, gdy bawi się rolą, obdarzając Cyrana swoją charakterystyczną charyzmą. Gdy jednak jego postać wychodzi z fazy ekspozycyjnej szarży i staje się bardziej refleksyjna, dramatyczna, Dinklage traci gdzieś polot i prowadzi bohatera w dość sztampowy sposób (samo na myśl ciśnie się tu porównanie do dynamiki postaci Tyriona z Gry o tron – zadziornego w pierwszej połowie, nijakiego w drugiej). Tego problemu nie ma w przypadku wcielającej się w Roksanę Haley Bennett, od początku do końca świetnie swobodnej w swojej roli, wygrywając zarówno lekkość jej ducha, jak i poważniejsze rozterki. Dzięki Bennett wierzymy, że można się w Roksanie z miejsca zakochać, ale dostrzegamy, jak bujającą w obłokach jest osobą, co sprawnie uziemia postać.

Koniec końców, mimo pewnych zastrzeżeń do głównej gwiazdy (może intuicyjnie od aktorów tej klasy wymaga się czegoś więcej?), dwójka głównych bohaterów tworzy zgrany duet, co nie dziwi, biorąc pod uwagę wcześniejszą współpracę w spektaklu Schmidt. Gorzej wypada „ten trzeci”, czyli Kelvin Harrison Jr. jako Christian – bezbarwny, drętwy i zupełnie niepotrafiący złapać chemii z którymkolwiek z duetu Dinklage–Bennett. Do pewnego stopnia można to usprawiedliwić konstrukcją postaci – obiekt westchnień Roksany ma być ładny, ale nie do końca porywający jako osoba, a jego relacja z dziewczyną musi być do pewnego stopnia sztuczna i nieprzekonująca. Ale nie może to odwracać uwagi od tego, że Harrison wykonał po prostu mocno przeciętną pracę ze swoją postacią, czego efektem jest to, że po seansie trudno przypomnieć sobie, jak została ona wykreowana – a przecież jest jedną z głównych. Bodaj najlepiej z całej obsady wypada natomiast Ben Mendelsohn w roli De Guiche’a – pełny mrocznej charyzmy, gdy trzeba – zabawny, gdy trzeba – demoniczny, niezwykle sugestywny jako archetypiczny zły arystokrata.

Pod względem oprawy Cyrano przybiera formę kostiumowego ekscesu, za sprawą estetycznej wrażliwości Wrighta zaskakująco przyjemnego w odbiorze. Reżyser świetnie operuje przerysowaniem, sięgając do teatralnej energii tekstu źródłowego i świadomie bawiąc się historyczną inscenizacją. Jego bombastyczne, zamaszyste ujęcia świetnie korespondują z poetyckim polotem listów i przemów Cyrana, tworząc atrakcyjną ramę dla romantycznej opowieści. Plusem filmu Wrighta są też udanie, nowocześnie zaaranżowane z przyjemnym popowym sznytem piosenki, wprowadzające trochę autentycznego życia w przerysowaną kreację dawnej Francji, przełamywanej nagle spektakularnymi choreografiami. Uwagę zwraca też zaskakująca frywolność, by nie powiedzieć sprośność – we fragmentach muzyczno-tanecznych Wright lubieżnie wyławia erotyczne gesty i symbole, podszywając duchowe rozterki bohaterów zgoła przyziemnymi podtekstami, czym reżyser przypomina nam, że oglądamy jednak autorską wizję, a nie bajkę Disneya.

Efektem ubocznym przyjmowanej przez Wrighta konwencji wizualnego naddatku jest pewne wygaszenie bardziej egzystencjalnych tonów historii, umykających gdzieś pod kolorową oprawą. Film okazuje się przede wszystkim kolorową, rozśpiewaną ciekawostką, w której nie do końca czuć pomysł na rozwinięcie podejmowanych tematów społecznego uwarunkowania, samotności, odrzucenia czy akceptacji. Fabuła zdaje się iść do przodu tylko po to, by dostarczać pretekstu do kolejnych muzyczno-tanecznych sekwencji i popisów aktorskich Dinklage’a i Bennett. Jak na dwie godziny metrażu, mało tu konkretu, a kostiumowa frywolność dość szybko zaczyna nużyć, nie rekompensując w pełni aż nazbyt czytelnie podanej opowieści. Cyrano jest więc filmem zrealizowanym z rozmachem i niewątpliwym kunsztem, ale dość wyraźnie pustym w środku.

Avatar

Tomasz Raczkowski

Antropolog, krytyk, praktyk kultury filmowej. Entuzjasta kina społecznego, brytyjskiego humoru i horrorów. W wolnych chwilach namawia znajomych do oglądania siedmiogodzinnych filmów o węgierskiej wsi.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA
https://www.moto7.net/ https://www.perkemi.org/ Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor