CORGI, PSIAK KRÓLOWEJ. Za dużo ujadania, za mało zabawy

Scena sikania w Corgi, psiaku królowej wspaniale ilustruje cały ton filmu – oto bowiem za pomocą milusińskich elementów i nieco cynicznego pocierania naszych serc sierściuchami dowozi się do kin coś, co próbuje łapać kilka srok za jeden ogon. A potem jest sikanie. Mamy więc słodkie sceny z psiaczkami, a następnie żart fizjologiczny, między tym wszystkim niezbyt wymagający humor oraz nawiązania, które zrozumieją wyłącznie dorośli. Tworzy to uroczą mieszankę, która zapewne ma coś ciekawego do powiedzenia o monarchii oraz sytuacji społecznej w Wielkiej Brytanii, ale nie zostało odpowiednio dowiezione przez ekipę.
Oto Rex, sympatyczny w sumie piesek, tylko trochę rozpieszczony przez królową i nikt go nigdy nie nauczył ogłady. Inne corgi (królowa bowiem jest ich miłośniczką) mają mu to za złe, podobnie jak wiecznie sprzątająca po nim służba. Gdy trafia na ulicę w wyniku pewnej intrygi – los wystawia go na próbę i wymusza na nim przemianę. W tle mamy psie miłosne zaloty, dworskie aferki oraz… Donalda Trumpa, który przybywa do pałacu Buckingham wraz z małżonką.
To przedziwne pomieszanie fabuł z animacji znanych nam dotychczas (nie tylko 101 dalmatyńczyków oraz Zakochanego kundla), ale również toposów pochodzących choćby z klasycznych bajek oraz baśni, nie wykorzystuje siły drzemiącej w koncepcie. Rozpieszczony bogacz musi powąchać nieco smrodku chodnika, czyli tak zwanego prawdziwego życia – a potem jest ratowanie sytuacji bez głębszych interakcji psiny ze światem zewnętrznym. Ta najstarsza opowieść o nauce pokory oraz potrzebie zrozumienia klas niższych, aby móc być dla nich wybawieniem, byłaby lepszym produktem, gdyby nie próbowała ładować w to komentarzy politycznych.
W momencie, w którym pojawiają się aluzje dotyczące relacji brytyjsko-amerykańskich albo przedstawiany jest Donald Trump (jako przaśne chłopisko zza Oceanu, które ciągle strzela sobie selfie), urok tej historii siada, a nawet może stać się obraźliwy dla tych, którzy go rozumieją, a na pewno nie jest to grupa docelowa, czyli dzieci. Wprawdzie reżyserzy sprawnie poruszają się w popychaniu fabuły do przodu, ale nieskutecznie wyważają elementy komentatorskie ze slapstickiem. Dochodzą do tego wątpliwości natury moralnej – czy aby najmłodsi są przygotowani na polityczną wizję świata, która ustawia figury protagonistów i antagonistów po swojemu? Trump to głupek, jego żona zalotka, królowa surowa Mamuśka Anglia, a monarchia to być może przeżytek. Gdzieś w tym natłoku traci na tym podstawa, czyli przypowieść o metamorfozie z uroczymi pieskami. Gdyby więc paradoksalnie ambicją twórców było wypuszczenie animacji w stylu niskobudżetowych płyt dorzucanych kiedyś do magazynów dla dzieci – byłoby to szczersze.
Technicznie wygląda to poprawnie, choć „kreska” komputera nie pozwala sobie na żadne szaleństwa ani narracyjne zaskoczenia, ale może Spider-Man Uniwersum zawiesił wysoko poprzeczkę. Animacja studia nWave Pictures wygląda w miarę dobrze, pastelowa kolorystyka głaszcze oczęta, ale całość wydaje się zbyt poprawna, jakby wyjęta z aplikacji, która pozwala złożyć swój film z elementów dostępnych w bibliotece graficznej. Dochodzą do tego dziwna saturacja kolorów oraz światło, które sprawia, że Corgi, psiak Królowej wygląda, jakby w całości opowiadał retrospektywnie o jakichś zamierzchłych czasach. Oglądającego nie opuszcza podczas seansu wrażenie, że narrator zaraz powie, iż przechodzimy właśnie do czasów współczesnych, a retrospekcja zaraz się skończy.
Na koniec dodam, aby całość nie brzmiała jak jojczenie starego pryka, który z recenzenckiego obowiązku wybrał się (ale dla usprawiedliwienia dodam – z bratankiem) na animację dla dzieci, że Corgi, psiak Królowej może się mimo wszystko podobać, jeśli skupimy się na dwóch aspektach. Jest tu niezły i nieprzekombinowany dubbing, a w rolę tytułowego bohatera wcielił się Rafał Zawierucha. Drugim plusem jest fakt, że w najprostszej warstwie jest to zabawny ciąg skeczy i znanych miłośnikom kreskówek schematów, które mogą uśpić czujność pociech, ale jeśli mamy do czynienia z małym kinomanem, nie zdziwmy się, jeśli zażąda rekompensaty za stracony czas.