CO SIĘ ZDARZYŁO BABY JANE?
Nietypowa kariera nietypowej gwiazdy
Gdy we wczesnych latach 30. Bette Davis rozpoczynała karierę, nie było jej łatwo. Mimo niewątpliwego talentu ciężko było jej się przebić. W przeciwieństwie do większości aktorek tamtego okresu, pozbawiona była atutu w postaci klasycznej, olśniewającej urody – nie była brzydka, jednak dużo jej brakowało do typowego ideału piękna tamtych czasów. Postanowiła więc swoją wadę przekuć w zaletę i zdecydowała się na bardzo odważny – jak na młodą aktorkę – krok: zaczęła przyjmować role negatywne. Nie bała się grać ironicznych, sarkastycznych, „mało kobiecych” postaci. Nie miała też oporów przed postarzaniem się na potrzeby ról. Przyjęcie takiej postawy bardzo się opłaciło, w stosunkowo krótkim czasie zdobyła status prawdziwej gwiazdy. Jest to wyczyn tym większy, jeśli weźmie się pod uwagę fakt, że Bette Davis udało się uniknąć tego, czego boją się wszyscy aktorzy przyjmujący nietypowe role: zaszufladkowania.
Davis nie dała sobie przylepić łatki aktorki charakterystycznej. Dostawała też „klasyczne” role pierwszoplanowe (również w melodramatach). Stała się jedną z największych gwiazd tamtych czasów. Mogła wpływać na wybór reżysera, obsadę czy scenariusze swoich filmów. Nie muszę chyba dodawać, że bardzo chętnie korzystała z tych uprawnień. Warto też zwrócić uwagę na fakt, że była niepokorną artystką o twardym charakterze. W czasach, gdy praktycznie nie istniało jeszcze kino niezależne, szefowie wielkich wytwórni mieli większą władzę niż współcześnie. Mimo tego Davis nie bała się wchodzić z nimi w spory.
Z czasem jej gwiazda zaczęła nieco blednąć. Nie ma się temu jednak co dziwić: kino nigdy nie rozpieszczało aktorek po pięćdziesiątce. Zarówno kiedyś, jak i dzisiaj daje się zaobserwować niejaki deficyt ciekawych ról pisanych z myślą o nieco starszych aktorkach (współcześnie sytuacja jest o tyle trudniejsza, że większość dobrze napisanych postaci zajmuje dla siebie Meryl Streep). A jeżeli chodzi o główne role w potencjalnych przebojach kinowych, to takie zjawisko praktycznie w przyrodzie nie występuje. Dlatego też, gdy pojawiła się możliwość wcielenia się w tytułową bohaterkę pierwszoligowego filmu, Bette nie wahała się ani chwili.
W „Co się stało zdarzyło Baby Jane” drugą główną rolę dostała Joan Crawford, której kariera była lustrzanym odbiciem kariery Bette Davis. Crawford była klasyczną pięknością, grywającą typowe dla urodziwych gwiazd tamtego okresu role. Również cieszyła się wielką sławą, jednak nie uważano jej za tak dobrą aktorkę. Głównym atutem Joan Crawford była uroda, dlatego gdy z wiekiem zaczęła ją tracić, to jej kariera wyhamowała gwałtowniej, niż w przypadku dwa lata młodszej Davis. Obie panie nie pałały do siebie miłością, jednak w kontekście tak specyficznego filmu, jak „Co się zdarzyło Baby Jane”, nie stanowiło to najmniejszego problemu. Wręcz przeciwnie.
Dom niespokojnej starości
Stany Zjednoczone, początek XX wieku. Baby Jane Hudson to dziecięca gwiazda estrady, jej występy cieszą się wielką popularnością. Kilkanaście lat później karta się jednak odwraca, kariera Baby Jane staje w martwym punkcie, cały splendor zgarnia jej siostra Blanche, która staje się jedną z największych kinowych gwiazd lat 30. Wszystko zmienia się jednak, gdy Blanche zostaje potrącona przez pijaną Baby Jane. Właściwa akcja filmu osadzona jest kilkadziesiąt lat po tych wydarzeniach, gdy obie, niemłode już kobiety mieszkają pod jednym dachem. Sparaliżowana Blanche (Joan Crawford) znajduje się na łasce zazdrosnej, niestroniącej od alkoholu i obsesyjnie przeczulonej na punkcie własnej dawnej sławy siostry (Bette Davis), która z czasem zaczyna pogrążać się w szaleństwie.
Dzieło Roberta Aldricha jest doskonale zrealizowanym thrillerem psychologicznym, który straszy skuteczniej niż większość „paranormalnych” horrorów. Przez większą część filmu kamera zamknięta jest w obszernym domu sióstr. W czasie seansu widz ma jednak poczucie zamknięcia w klaustrofobicznej przestrzeni, z której nie ma ucieczki. Oglądanie „Co się zdarzyło Baby Jane” było dla mnie niezwykle stresującym przeżyciem – nastrój paranoi budowany jest m.in. przez ciasną kompozycję kadrów. Każde pojawienie się tytułowej bohaterki powodowało u mnie swoiście pojmowany dyskomfort. Chciałem – tak jak dręczona Blanche – za wszelką cenę wydostać się z pułapki.
Aldrichowi udała się rzadka sztuka – „jego” Baby Jane jest jednym z najlepszych i najbardziej przerażających czarnych charakterów w kinematografii. Nie jest z pewnością taką efektowną postacią, jak np. Hannibal Lecter, Joker czy Hans Landa. Tamci bohaterowie w jakimś sensie mogli fascynować – Baby Jane budzi czystą odrazę i strach, przez co starcie z nią jest znacznie bardziej trzymające w napięciu. Dlatego w czasie seansu odczuwa się niemal fizyczny dyskomfort. „Co się zdarzyło Baby Jane” na długo pozostaje w pamięci, nie jest jednak filmem, do którego miałoby się ochotę wrócić. Nawet przewrotny epilog nie wpływa na zmianę takiego stanu rzeczy. Jest to specyfika tego typu „nieprzyjemnego” kina. Co nie umniejsza jego wartości.
Sprowadzanie „Baby Jane” jedynie do roli dreszczowca byłoby dla tej nietuzinkowej produkcji krzywdzące. Dzieło Aldricha jest też (albo przede wszystkim) opowieścią o tym, jak status dziecięcej gwiazdy może destrukcyjnie wpływać na osobowość. Rodzice, inwestując w karierę swoich pociech, zamiast zapewnić im świetlaną przyszłość, mogą tak naprawdę złamać im życie. Media trąbią o wielu tego typu przypadkach. A ile mniejszych tragedii musiało rozegrać się z dala od błysku fleszy? Przecież nawet spokojna Blanche spędza wieczory oglądając dawne przeboje ze swoim udziałem.
A jakim wynikiem zakończył się aktorski pojedynek między Bette Davis a Joan Crawford? Nie będzie chyba dla nikogo wielkim zaskoczeniem, jeśli napiszę, że Davis wygrała to starcie przez nokaut. Miała bowiem do zagrania znacznie ciekawszą i bardziej „fotogeniczną” rolę. Rola Baby Jane była aktorskim samograjem. W niczym nie umniejsza to jednak wyczynu Bette Davis, której kreacja jest aktorskim majstersztykiem. Pisałem wcześniej, że jej postać jest jednym z najbardziej odpychających czarnych charakterów w kinie, jednak mimo tego w kilku scenach czujemy dla niej litość i – niemal – cień sympatii. Niesamowity i godny najwyższego podziwu wyczyn!
Obie aktorki w pewnym sensie spuentowały tutaj swoje aktorskie kariery. Bette Davis po raz kolejny nie bała się dla potrzeb roli postarzyć i oszpecić, Joan Crawford była zaś – tradycyjnie – ładniejsza i „zwyklejsza”, przez co nie zapadła w pamięć tak, jak jej groteskowa (ale nie przerysowana) rywalka. Ten duet świetnie się jednak uzupełniał. Ich wspólne wysiłki oraz reżyserska maestria Roberta Aldricha doprowadziły do powstania jednego z najlepszych i najbardziej sugestywnych dreszczowców lat 60.
Animozje, chciwość i… profesjonalizm!
Jak już wspomniałem we wcześniejszej części artykułu, Crawford i Davis nie przepadały za sobą. Stwierdzenie to jest dużym eufemizmem, gdyż – jeśli wierzyć legendzie – one się wręcz nie znosiły. Obie panie słynęły z trudnych charakterów, były egocentryczne i przeczulone na punkcie własnego dorobku artystycznego (zbieżność z granymi przez nie bohaterkami nie może być przypadkowa). Na tym podobieństwa się nie kończą: zarówno Bette Davis, jak i Joan Crawford czterokrotnie wychodziły za mąż, obie też stały się bohaterkami książek napisanych przez własne dzieci. Bohaterkami negatywnymi.
Prawdopodobnie właśnie z tych powodów Aldrich zdecydował się na zaangażowanie właśnie tych a nie innych aktorek do udziału w tak specyficznym filmie, jak „Co się stało zdarzyło Baby Jane”. Było to doskonałe posunięcie zarówno z artystycznego, jak i marketingowego punktu widzenia. Perspektywa starcia tych dwóch wielkich osobowości (oraz wielka popularność innego thrillera psychologicznego, czyli słynnej „Psychozy” z 1960 roku) sprawiła, że producenci wiązali z tym projektem wielkie nadzieje natury finansowej. Aktorki zdawały sobie sprawę z faktu, że może to być dla nich jedna z ostatnich szans na zagranie głównej roli w pierwszoligowym przeboju kasowym, dlatego też na planie zachowywały się bez zarzutu. Mimo wzajemnych animozji nie dochodziło między nimi do spięć, a prace przebiegały w atmosferze chłodnego profesjonalizmu. Nie bez znaczenia był też fakt, że obie aktorki miały dostać procent od kinowych zysków ich wspólnego projektu.
Ich kalkulacje okazały się słuszne. „Co się zdarzyło Baby Jane” zostało jednym z największych przebojów sezonu. Obie aktorki się więc nieźle obłowiły. Oprócz kasowego, film odniósł też sukces artystyczny. Bette Davis została nagrodzona nominacją do Oscara (akademia uznała jednak, że Anne Bancroft stworzyła lepszą kreację w „Cudotwórczyni”). Legenda mówi, że zazdrosna o brak nominacji Joan Crawford lobbowała przeciwko kandydaturze „koleżanki”. Ciężko jednak jednoznacznie określić, czy jest to prawdą. Oscar dla Davis przełożyłby się przecież na większe zyski dla Crawford. Faktem jest jednak, że ta druga dostąpiła zaszczytu odebrania statuetki w imieniu nieobecnej na gali Anne Bancroft.
Joan Crawford nie zagrała już później w żadnej znaczącej produkcji. Ostatnim filmem z jej udziałem był campowy horror „Trog” z 1970 roku. Kariera Bette Davis potoczyła się nieco lepiej, zagrała jeszcze kilka dobrych ról w ciepło przyjętych filmach. Żaden z nich nie dorównał jednak popularnością „Co się zdarzyło Baby Jane”. Jedynie Robert Aldrich miał swój największy sukces dopiero przed sobą. Ten dobrze czujący się w każdym gatunku reżyser w 1967 roku dał bowiem światu słynną „Parszywą dwunastkę”.
Co ciekawe, cała trójka spotkała się w 1964 roku na planie filmu „Nie płacz, Charlotto”. Produkcja ta powstała niejako na fali popularności „Baby Jane”. Znów mamy wielki dom i psychodeliczną Bette Davis w roli tytułowej. Niestety po kilku tygodniach zdjęć Joan Crawford musiała z powodów zdrowotnych zrezygnować z udziału w filmie, zastąpiła ją Olivia de Havilland. „Nie płacz, Charlotto” spotkało się pozytywnym przyjęciem, nie powtórzyło jednak sukcesu poprzednika. Poprzeczka była zawieszona zbyt wysoko.