search
REKLAMA
Nowości kinowe

CHCE SIĘ ŻYĆ. Recenzja

Grzegorz Fortuna

14 września 2013

REKLAMA

Ciężko w tej chwili zawyrokować, czy „Chce się żyć” zdobędzie Złotego Lwa na festiwalu w Gdyni, ale byłbym w stanie postawić wszystkie pieniądze na to, że film Macieja Pieprzycy otrzyma nagrodę publiczności. Wypełniona po brzegi, mieszcząca czterysta osób sala pożegnała „Chce się żyć” gromkimi brawami, a wielu widzów przytykało przy wyjściu chusteczki do oczu. Nic dziwnego – film Pieprzycy to niemal perfekcyjny „zadowalacz tłumów”, który mógłby śmiało powalczyć o kilka Oscarów, gdyby powstał w Stanach. Jest w nim wszystko, czego potrzebuje tego typu kino – masa wzruszeń, dużo humoru i bohater, którego nie da się nie polubić.

Historia rozpoczyna się od sceny, w której pracująca z chorym od urodzenia Mateuszem lekarka wprowadza go na egzamin z komisją określającą poziom upośledzenia pacjentów. „No, Mateusz, opowiedz państwu coś o sobie” – mówi kobieta, a reżyser cofa czas akcji o dwadzieścia lat, by pokazać widzom, jak wyglądało prawie całe życie chłopaka. Zaczyna się w późnych latach osiemdziesiątych – siedmioletni Mateusz, który nie potrafi samodzielnie chodzić ani mówić, sklasyfikowany zostaje przez pediatrę jako „roślina”. Chwilę później w filmie pojawia się narracja z offu, prowadzona przez głównego bohatera, dzięki której dowiadujemy się, że w niedoskonałej, nieprzystosowanej do życia skorupie znajduje się świadomy i pełnosprawny umysłowo człowiek, który ma swoje przemyślenia, pragnienia i ambicje.

„Chce się żyć” to kronika walki o godność i zrozumienie – walki powolnej, żmudnej i naznaczonej porażkami, ale jednocześnie wypełnionej humorem i optymizmem. Mateusz wie, że pierwszym krokiem na drodze do porozumienia musi być zwykłe zwrócenie na siebie uwagi. I choć swoje cele osiąga tylko czasami, a jego rodzina często nie rozumie wydawanych przez niego komunikatów, kieruje się w życiu zasadą wpojoną przez ojca: „będzie dobrze”. Pieprzyca nie epatuje przy tym widokiem cierpienia, a płynący zza kadru głos Mateusza częściej bawi, niż smuci. Jego komentarze są dowcipne i ironiczne, pełne ciętych i trafnych uwag. Reżyser nie boi się przy tym poruszać problematycznych kwestii – jak choćby potrzeb seksualnych upośledzonego bohatera – ale nie stara się być na siłę kontrowersyjny. W efekcie „Chce się żyć” staje się dobrym przykładem kina środka – pozbawionego pretensji, szczerego i wywołującego odpowiednie emocje.

Na poziom filmu Pieprzycy wpływa jednak nie tylko dobrze poprowadzona postać Mateusza, ale też świetnie zarysowane charaktery otaczających go osób. Każdy bohater z jego otoczenia ma w fabule istotną rolę – matka (Dorota Kolak) się o niego boi, ale jednocześnie nie daje za wygraną, ojciec (znakomity Arkadiusz Jakubik z szelmowskim uśmiechem niemal na stałe przyklejonym do twarzy) pokazuje mu piękno świata, siostra najpierw się go wstydzi, a potem tego żałuje, natomiast brat traktuje go jak kogoś zupełnie normalnego. W „Chce się żyć” jest też miejsce na przezabawne sceny związane z czasem akcji pierwszej części filmu, czyli schyłkiem lat osiemdziesiątych. Od dawna nie widziałem w polskim filmie sceny równie rozbrajającej jak ta, w której rodzina Mateusza dostaje paczkę luksusowych produktów od krewnych z Niemiec – zapewniam, że próby otwierania nieznanego w PRL-u kokosa, uskuteczniane na ekranie przez zakłopotanego Arkadiusza Jakubika, będą wywoływać salwy śmiechu podczas każdego seansu „Chce się żyć”.

Owszem, można by narzekać, że takich filmów było już wiele, a wybranie na głównego bohatera osoby niepełnosprawnej to swego rodzaju pójście na łatwiznę (Pieprzyca w kilku słabszych momentach epatuje zresztą emocjonalną taniochą). Można też przyczepić się do tego, że przez większość czasu kamera Pawła Dyllusa stoi w miejscu, przez co kadry są często nudne i mało pomysłowe. Wydaje się jednak, że to niewielkie błędy, neutralizowane zresztą przez ponadprzeciętne aktorstwo. Odgrywający główną rolę Dawid Ogrodnik (znany z „Jesteś bogiem”) jest po prostu niesamowity, a wcielający się w małoletniego Mateusza Kamil Tkacz dotrzymuje mu kroku.

Wielką zaletą „Chce się żyć” jest także sposób prowadzenia historii. Życie Mateusza składa się dokładnie z tych samych elementów i momentów przełomowych, co życie każdego z nas. Obserwujemy jego pierwsze fascynacje, konflikty z rodzicami, pierwsze miłości i pierwsze miłosne rozczarowania, wreszcie chwilę, w której musi wydorośleć. Dzięki temu Pieprzyca z całą siłą pokazuje widzowi, że niepełnosprawny, komunikujący się za pomocą nieskoordynowanych gestów bohater jest taki sam, jak każdy ze śledzących jego życie widzów. Dokładnie taki sam, jak Ty czy ja.

REKLAMA