CHCE SIĘ ŻYĆ. Recenzja
Ciężko w tej chwili zawyrokować, czy „Chce się żyć” zdobędzie Złotego Lwa na festiwalu w Gdyni, ale byłbym w stanie postawić wszystkie pieniądze na to, że film Macieja Pieprzycy otrzyma nagrodę publiczności. Wypełniona po brzegi, mieszcząca czterysta osób sala pożegnała „Chce się żyć” gromkimi brawami, a wielu widzów przytykało przy wyjściu chusteczki do oczu. Nic dziwnego – film Pieprzycy to niemal perfekcyjny „zadowalacz tłumów”, który mógłby śmiało powalczyć o kilka Oscarów, gdyby powstał w Stanach. Jest w nim wszystko, czego potrzebuje tego typu kino – masa wzruszeń, dużo humoru i bohater, którego nie da się nie polubić.
Historia rozpoczyna się od sceny, w której pracująca z chorym od urodzenia Mateuszem lekarka wprowadza go na egzamin z komisją określającą poziom upośledzenia pacjentów. „No, Mateusz, opowiedz państwu coś o sobie” – mówi kobieta, a reżyser cofa czas akcji o dwadzieścia lat, by pokazać widzom, jak wyglądało prawie całe życie chłopaka. Zaczyna się w późnych latach osiemdziesiątych – siedmioletni Mateusz, który nie potrafi samodzielnie chodzić ani mówić, sklasyfikowany zostaje przez pediatrę jako „roślina”. Chwilę później w filmie pojawia się narracja z offu, prowadzona przez głównego bohatera, dzięki której dowiadujemy się, że w niedoskonałej, nieprzystosowanej do życia skorupie znajduje się świadomy i pełnosprawny umysłowo człowiek, który ma swoje przemyślenia, pragnienia i ambicje.
„Chce się żyć” to kronika walki o godność i zrozumienie – walki powolnej, żmudnej i naznaczonej porażkami, ale jednocześnie wypełnionej humorem i optymizmem. Mateusz wie, że pierwszym krokiem na drodze do porozumienia musi być zwykłe zwrócenie na siebie uwagi. I choć swoje cele osiąga tylko czasami, a jego rodzina często nie rozumie wydawanych przez niego komunikatów, kieruje się w życiu zasadą wpojoną przez ojca: „będzie dobrze”. Pieprzyca nie epatuje przy tym widokiem cierpienia, a płynący zza kadru głos Mateusza częściej bawi, niż smuci. Jego komentarze są dowcipne i ironiczne, pełne ciętych i trafnych uwag. Reżyser nie boi się przy tym poruszać problematycznych kwestii – jak choćby potrzeb seksualnych upośledzonego bohatera – ale nie stara się być na siłę kontrowersyjny. W efekcie „Chce się żyć” staje się dobrym przykładem kina środka – pozbawionego pretensji, szczerego i wywołującego odpowiednie emocje.
Na poziom filmu Pieprzycy wpływa jednak nie tylko dobrze poprowadzona postać Mateusza, ale też świetnie zarysowane charaktery otaczających go osób. Każdy bohater z jego otoczenia ma w fabule istotną rolę – matka (Dorota Kolak) się o niego boi, ale jednocześnie nie daje za wygraną, ojciec (znakomity Arkadiusz Jakubik z szelmowskim uśmiechem niemal na stałe przyklejonym do twarzy) pokazuje mu piękno świata, siostra najpierw się go wstydzi, a potem tego żałuje, natomiast brat traktuje go jak kogoś zupełnie normalnego. W „Chce się żyć” jest też miejsce na przezabawne sceny związane z czasem akcji pierwszej części filmu, czyli schyłkiem lat osiemdziesiątych. Od dawna nie widziałem w polskim filmie sceny równie rozbrajającej jak ta, w której rodzina Mateusza dostaje paczkę luksusowych produktów od krewnych z Niemiec – zapewniam, że próby otwierania nieznanego w PRL-u kokosa, uskuteczniane na ekranie przez zakłopotanego Arkadiusza Jakubika, będą wywoływać salwy śmiechu podczas każdego seansu „Chce się żyć”.
Owszem, można by narzekać, że takich filmów było już wiele, a wybranie na głównego bohatera osoby niepełnosprawnej to swego rodzaju pójście na łatwiznę (Pieprzyca w kilku słabszych momentach epatuje zresztą emocjonalną taniochą). Można też przyczepić się do tego, że przez większość czasu kamera Pawła Dyllusa stoi w miejscu, przez co kadry są często nudne i mało pomysłowe. Wydaje się jednak, że to niewielkie błędy, neutralizowane zresztą przez ponadprzeciętne aktorstwo. Odgrywający główną rolę Dawid Ogrodnik (znany z „Jesteś bogiem”) jest po prostu niesamowity, a wcielający się w małoletniego Mateusza Kamil Tkacz dotrzymuje mu kroku.
Wielką zaletą „Chce się żyć” jest także sposób prowadzenia historii. Życie Mateusza składa się dokładnie z tych samych elementów i momentów przełomowych, co życie każdego z nas. Obserwujemy jego pierwsze fascynacje, konflikty z rodzicami, pierwsze miłości i pierwsze miłosne rozczarowania, wreszcie chwilę, w której musi wydorośleć. Dzięki temu Pieprzyca z całą siłą pokazuje widzowi, że niepełnosprawny, komunikujący się za pomocą nieskoordynowanych gestów bohater jest taki sam, jak każdy ze śledzących jego życie widzów. Dokładnie taki sam, jak Ty czy ja.