BILL RUSSELL: LEGENDA NBA. Porywający dokument o człowieku, który stworzył imperium
Moja wiedza o Billu Russellu była czysto faktograficzna: wiedziałem o jego rekordowych 11 mistrzostwach NBA, znałem w jakimś zakresie historię dominacji Boston Celtics i ich odwiecznej rywalizacji z Lakers. Ale dziś, po obejrzeniu dwuczęściowego dokumentu Bill Russell: Legenda NBA, wiem już, że moja wiedza była żenująco szczątkowa. I mimo że nie jestem fanatykiem koszykówki, pochłonąłem dzieło Sama Pollarda z opadniętą szczęką.
Jeśli myśleliście, że Ostatni taniec to najlepszy dokument o NBA, jaki zobaczyliście, radzę wam czym prędzej zrewidować wasze przekonanie. Bill Russell: Legenda NBA to porywająca kronika niesamowitej kariery pochodzącego z Luizjany koszykarza, który zasłynął rekordową w amerykańskim sporcie liczbą tytułów mistrzowskich – mierzyć się z Russellem może jedynie Henri Richard, który w hokejowej NHL niemal w tym samym czasie jedenastokrotnie zdobywał Puchar Stanleya z Montreal Canadiens. Ale bohater dokumentu Sama Pollarda był kimś znacznie więcej niż znakomitym koszykarzem – był aktywistą i działaczem na rzecz praw czarnoskórych Amerykanów. Bill Russell: Legenda NBA nie jest więc jedynie kronikarskim zapisem poszczególnych sezonów, w których Russell błyszczał w barwach Boston Celtics. To także bogaty w treść reportaż o dyskryminacji i segregacji rasowej, a także o tym, jak poprzez koszykówkę można było wpływać na świadomość Amerykanów. A przynajmniej można było próbować.
Pamiętacie scenę z Green Book, w której kreowany przez Mahershalę Alego główny bohater nie mógł zjeść posiłku w hotelowej restauracji, mimo że miał zaplanowany występ w tym samym hotelu? Tego typu absurdy i ohydne przykłady segregacji rasowej odnajdziemy także w dokumencie Sama Pollarda. Bill Russell, mimo zdobywania kolejnych mistrzowskich tytułów z Celtics, jako czarnoskóry obywatel wciąż nie mógł czuć się w pełni akceptowany, nawet na przedmieściach Bostonu, na których przez lata mieszkał i wychowywał dzieci. Bill Russell: Legenda NBA to portret niezwykle złożonego człowieka, wobec którego trudno było mieć jednoznaczne emocje – z jednej strony: znakomity, szanowany przez wszystkich zawodnik, a także zaangażowany społecznik, z drugiej: nieco opryskliwy, zamknięty w sobie i odmawiający autografów mężczyzna, który po zakończeniu kariery porzucił rodzinę. Pollard reżyseruje swój film, starając się nie przemilczeć mniej pozytywnych akcentów, co pozwala uniknąć laurkowo-pomnikowego tonu – choć pewien pomnik jest tu wyeksponowany dość wyraźnie.
W Bill Russell: Legenda NBA wypowiadają się nie tylko ostatni żyjący współtwórcy imperium Boston Celtics, tacy jak 94-letni dziś Bob Cousy, ale także wybitni zawodnicy dzisiejszego NBA (Stephen Curry, Chris Paul) czy dziennikarze pamiętający grę Russella oraz jego biografowie. Ich wspomnienia z kolei uzupełnione są licznymi wypowiedziami samego Billa – zarówno z czasów kariery, jak i bardziej współczesnych. To wszystko zaś jest równoważone archiwalnymi nagraniami z genialnych meczów Boston Celtics, w których Russell błyszczał największym blaskiem. Widzimy go w starciach z niesamowitym Wiltem Chamberlainem, z którym potem blisko się przyjaźnił, czy Jerrym Westem, zabójczo skutecznym strzelcem Lakers, który zresztą barwnie wypowiada się w filmie Pollarda. W Bill Russell: Legenda NBA nie zabrakło niczego. Otrzymaliśmy dokument, w którego każdej scenie widać potężny research, wzbogacony narracją znanych aktorów – Coreya Stolla i Jeffreya Wrighta. Ten drugi swym charakterystycznym głosem odczytuje fragmenty z autobiograficznych książek Russella.
Jedenastokrotny mistrz NBA zmarł 31 lipca 2022 roku w wieku 88 lat. Nie dożył więc premiery dokumentu o swojej karierze, ale po obejrzeniu Bill Russell: Legenda NBA nie mam wątpliwości, że na premierę filmu by nie przyszedł. Nie ze względu na stan zdrowia, ale z przekonania, że tak naprawdę to przecież nie dokonał niczego wyjątkowego…