Beksa
Oj, krzywda się wielka stała ostatnimi czasy fankom Johnny’ego Deppa. Znany do niedawna z tego, że wygląda na, lekko licząc, piętnaście lat mniej niż ma, i uwodzi urokiem swym niezaprzeczalnym chłopięcym, od pewnego czasu snuje się po salonach za swoją młodą partnerką z okiem przekrwionym, włosem tłustym, brzuszkiem wydatnym i zębem nadpsutym. Żal patrzeć.
No cóż, żałować można, ale można też i z nostalgią spojrzeć wstecz i obejrzeć film, który minione wdzięki Johnny’ego prezentuje obficie. Beksa (tytuł oryginalny: Cry Baby) to historia dwojga nastolatków, którzy zakochują się w sobie wbrew przeciwnościom losu. Wade Walker i Allison Vernon-Williams pochodzą z różnych środowisk, a łączy ich jedynie niespodziewane, ale za to gorące uczucie. Brzmi drętwo? Tak, ale wcale takie nie jest.
Beksę popełnił w roku 1990 John Waters, twórca znany ze swej miłości do rodzinnego miasta, Baltimore, w którym osadza akcję każdego swojego filmu, a także z groteskowego traktowania każdego tematu, za który się weźmie. W Beksie jest to Baltimore lat 50., czasy Króla i parków tematycznych, czasy rewolucyjnego rock’n’rolla i „niegrzecznych” chłopców. Jednym z takich chłopców jest właśnie Wade „Cry Baby” Walker (Johnny Depp), przywódca gangu młodocianych przestępców mieszkających poza miastem, na terenie kąpieliska Turkey Point. Gang składa się z Beksy, jego siostry Pepper, Wandy, Miltona i jego dziewczyny Hatchett Face (polskie tłumaczenie: Paskuda/Maszkara), a kąpieliskiem i jego mieszkańcami rządzi twardą ręką babcia chłopaka, Ramona Rickettes, oraz jej mąż, Belvedere. Młodzi zabijają czas, imprezując, babunia prowadzi szemrane interesy. Po drugiej stronie barykady, w schludnym centrum miasteczka, mieszka Allison Vernon-Williams (Amy Locane) ze swoją babcią, która stanowi podporę porządnej części społeczności. Środowiska „równiachów” i „wapniaków” prowadzą wojnę podjazdową, której eskalacja następuje, kiedy Allison decyduje się na opuszczenie szeregów „wapniaków” i występ sceniczny u boku Beksy w Turkey Point.
Występ jest kluczowy, bo i muzyka w Beksie jest bohaterem głównym. Na podstawie filmu powstał zresztą musical o tym samym tytule. Ciekawych śpieszę powiadomić, że to niestety nie Depp i Locane wykonują śpiewane przez swoje postacie piosenki, choć odtwarzają je z pełnym zaangażowaniem na ekranie. Głosów użyczyli im James Intveld i Rachel Sweet, w Polsce mało znani, ale w Stanach cenieni twórcy. Zadanie mieli niełatwe, bo tak jak podzielone są gangi „równiachów” i „wapniaków”, tak odmienna jest ich muzyka. „Równiachy” wyraźnie wzorują się na stylu Elvisa Presleya, ich piosenki to buntowniczy, melodyjny rock lat 50., słyszalny wyraźnie w King Cry-Baby czy High School Hellcats. Doin’ Time for Bein’ Young to bardziej ekspresyjna wersja Jailhouse Rock, nawiązująca do pierwowzoru nie tylko muzyką, ale i tekstem czy choreografią. „Wapniaki” z kolei trzymają się starej, sprawdzonej, grzecznej maniery – podczas show młodych talentów chłopcy w białych marynarkach wykonują słodkie Sh-Boom, wywołując piski zachwytu w gronie uroczych panienek na widowni, a Allison cieniutkim głosikiem nieśmiało wyśpiewuje A Teenage Prayer. Także podczas występu w parku tematycznym sięga po bezpieczną klasykę i wybiera Mr. Sandman. Moment kulminacyjny, kiedy „wapniaki” i „równiachy” pod wodzą Allison łączą siły, żeby wydostać Beksę z zakładu poprawczego dla młodocianych przestępców (Please, Mr. Jailer), to wybuchowa mieszanka obu tych stylów.
Słucha się tego z prawdziwą przyjemnością. Jak w każdym filmie muzycznym, to utwory prowadzą akcję i muzyka jest stale obecna, choćby tylko w tle, jak podczas jazdy Beksy nowiutkim motocyklem w drodze do domu Allison (Piddly Patter, Patter) czy podczas imprezy w Turkey Point (Cherry, Bad Boy). Nie ma w tym filmie niemal fragmentów ciszy, a całość skomponowana jest z takim smakiem, tak spójnie, że wydaje się szyta na miarę i ostatecznie ma się wrażenie, że to film został nakręcony po to, żeby pokazać tę muzykę, a nie przeciwnie.
A gdzie groteska? W każdej prawie scenie, w każdej prawie postaci. Przede wszystkim główna para. I Beksa, i Allison są sierotami. Ale to nie wystarczy. On jest synem Alfabetycznego Zamachowca, straconego na krześle elektrycznym (mamusię usmażyli przy okazji, choć próbowała powstrzymać zabójcze zapędy tatusia), ona została sierotą, mimo ostrożności rodziców, którzy wracając z dalekiej podróży, lecieli dwoma różnymi samolotami. Cóż, kiedy rozbiły się oba… Depp odtwarza rolę Walkera z takim zacięciem, jakby grał w West Side Story. Zmarszczona brew i buzia w dziubek to główne elementy jego przerysowanej kreacji. Jako się rzekło, nie śpiewa, ale za to całkiem zgrabnie tańczy, zamiatając bioderkami jak prawdziwy King… Cry Baby. 19-letnia wówczas Amy Locane uroczo trzepocze rzęsami i bez trudu przeskakuje pomiędzy słodkimi minkami pierwszej naiwnej a seksownym spojrzeniem wampa.
Tuż za nimi plan drugi, który naprawdę trudno tak nazwać bez obrazy dla kogokolwiek. Babcię Allison gra Polly Bergen, kobieta za młodu urody bezdyskusyjnej, znana między innymi z Przylądka strachu. Warto obejrzeć Beksę choćby dla sceny, w której szacowna ta dama wije się nieporadnie, choć z zaangażowaniem, przed szybą w pokoju odwiedzin zakładu poprawczego. Perełka. Ramonę Rickettes z kolei gra brawurowo Susan Tyrrell, aktorka nieco mniej znana, ale za to chyba jedyna na świecie, która by tak dobrze wyglądała z wypchaną kaczką na głowie. Kto jeszcze? Ach, wujek Belvedere, czyli mężczyzna, który wygląda dobrze zawsze, nawet podczas kąpieli w ustawionej na podwórku za szopą malutkiej misce – grany przez niezrównanego Iggy’ego Popa. Siostra Beksy, Pepper (w tej roli Ricki Lake, świetna aktorka charakterystyczna, która z biegiem lat wraz z pokaźną tuszą straciła cały urok), matka dwójki zdeprawowanych do szpiku kości dzieciaków, trzecie w drodze. Wanda Woodward, czyli Traci Lords (niech rękę podniesie ten z panów, kto nie kojarzy… jeśli się nie wstydzi), której utrapieniem są niezbyt lotni rodzice-wapniaki, a jednym marzeniem zostać największą zdzirą w Turkey Point. Hatchett Face (grana przez albinoskę Kim McGuire), kobieta o zdeformowanej twarzy, której matka na stałe podpięta jest do sztucznego płuca… i nie wyjmuje papierosa z ust. I last, but not least – wart wspomnienia trzyminutowy występ Willema Dafoe w roli strażnika więziennego, odmawiającego z chłopcami wieczorny paciorek.
Być może nie do wszystkich trafi maniera Beksy i poczucie humoru reżysera. Ten typ tak ma – albo się go kocha, albo nie znosi. Za to warstwa muzyczna filmu jest niezaprzeczalnie doskonała i choćby dla tej muzycznej uczty warto poświęcić skromne półtorej godziny na seans.
korekta: Kornelia Farynowska