„AWANTURA”: Wiele hałasu o… wszystko [RECENZJA]
Awantura (org. Beef) to sygnowany logiem studia A24 nieoczekiwany hit Netflixa. Niedługo po premierze ogłoszono go najlepszym serialem serwisu. Sprawdzamy, ile w tym prawdy, i sami oceniamy produkcję z udziałem Ali Wong i Stevena Yeuna.
Awantura rozpoczyna się sceną, w której Danny (świetny Steven Yeun) po wyjściu ze sklepu, gdzie nie mógł dokonać zwrotu zakupionego wcześniej sprzętu, wkurzony i zasmucony wsiada do samochodu. Wyjeżdżając z parkingu, prawie wpada na jadące za nim auto, które pojawiło się tam zupełnie znikąd. Poirytowany bohater klnie pod nosem, wyzywając od czci i wiary nieuważnego kierowcę. Gdy wydaje się, że nastąpił już upust emocji, kierowca drugiego samochodu wyciąga przez okno dłoń, którą pokazuje Danny’emu środkowy palec. No i się zaczyna!
„Awantura”: Dwoje ludzi, jeden gniew
Sceny pościgu samochodowego po ulicach Los Angeles, która następuje zaraz po tym „f*cku”, nie powstydziliby się twórcy Szybkich i wściekłych. Sposób nakręcenia tej sekwencji, bez użycia słów, mówi nam więcej o życiu bohaterów niż jakakolwiek ekspozycja. Od razu widzimy, że wysokooktanowy pościg napędzany jest nie tylko benzyną szybko płynącą w bakach, ale przede wszystkim buzującą w bohaterach złością i adrenaliną.
Cały serial jest zaś następstwem tego pierwszego spotkania. Przypadkowe starcie na ulicy przelało bowiem czarę goryczy w życiu bohaterów i stało się katalizatorem dla wylania morza gniewu i frustracji, które przez lata nagromadzały się i kisiły we wnętrzu dwójki ludzi.
Danny i Amy (doskonała Ali Wong) to ludzie ulepieni z tej samej gliny: niecierpliwi, zapatrzeni w siebie, o krótkim loncie, którzy zawsze muszą mieć ostatnie słowo. Trafił swój na swego, chciałoby się rzec. Scenarzyści, pod przewodnictwem głównego twórcy Lee Sung Jina, dzięki tym dwóm postaciom eksplorują tematy głęboko zakorzenionego gniewu, traumy przenoszonej z pokolenia na pokolenie (generational trauma) oraz sposobów (nie)radzenia sobie ze złością przez dzisiejsze pokolenie trzydziesto- i czterdziestolatków. Beef stara się przybliżyć widzowi i pomóc mu zrozumieć, dlaczego ludzie reagują czasem nadmiernie emocjonalnie, gdy coś pójdzie nie po ich myśli, i odpowiedzieć na pytanie: czy kiedykolwiek będziemy więc szczęśliwi?
„Awantura”: W spirali
Awantura pokazuje, jak żyje się ludziom w niekończącej się spirali niezadowolenia. Gdy wypełnianie planów, które miały nas uszczęśliwić, daje nam jedynie krótkotrwałą radość, a następnie tak bardzo przyzwyczajamy się do nowych warunków, że zaczynamy dostrzegać uchybienia i niedociągnięcia otaczającego nas świata. Przez co znów zaczynamy być nieszczęśliwi. Człowiek tak łatwo przyzwyczaja się do swojego losu i adaptuje do warunków życia, że dość szybko zaspokaja się tym, co udało mu się osiągnąć. A co za tym idzie: ciągle jest nienasycony.
Uczucie to wywołuje zaś pewien niepokój. A jak wiadomo – na niepokój często reagujemy złością, nie mogąc sobie z nim poradzić. Gniew jest jednak zaraźliwy, zatruwający i wyniszczający. Psuje życie nie tylko nam, ale i najbliższym nam osobom. Trzeba więc znaleźć sposób na zdrowy upust negatywnych emocji, bo inaczej eskalacja gniewu może doprowadzić do tragedii. To właśnie w brawurowy sposób pokazują nam twórcy Awantury. Jedna, dość zwyczajna, sytuacja staje się tutaj motorem napędowym do niekończącej się eskalacji konfliktu. Konfliktu, który wymaga ofiar, cierpienia i krwi.
Twórcy na prostych – a potem coraz bardziej skomplikowanych przykładach – pokazują, dlaczego tak ważny jest upust złości i zdrowy sposób radzenia sobie z własnymi emocjami. Ba! Beef daje nam nawet pełną filozoficznego zacięcia rozmowę na ten temat, wykładając wszystkie elementy swoich przemyśleń kawa na ławę. Mnie najbardziej spodobało się to, że twórcy pięknie zahaczają o to, że osobom niewierzącym jest jeszcze trudniej, pokazując przy tym, dlaczego religia ma tak duże znaczenie w życiu tak wielu ludzi.
„Awantura”: recenzja. Napędza nas gniew
Beef to dzieło doskonale przemyślane, operujące rozwiązaniami gatunkowymi, dla stworzenia angażującej i pełnej emocji opowieści, która przygląda się centralnemu problemowi z wielu różnych perspektyw. Dramat miesza się tu z komedią, kino akcji z thrillerem, a całość okraszona jest elementami horroru*. Wszystko po to, by z wielu stron ugryźć, pokazać i określić problem głównych bohaterów. W pewnym momencie sami określą go jako „coś pustego, acz ciężkiego”, co od zawsze ciąży im na sercu. Awantura pokazuje dławiącą bezradność w radzeniu sobie z tym uczuciem, która prowadzi bohaterów do robienia tego, co z zaangażowaniem oglądamy na ekranie.
W tym serialu nic nie jest przypadkowe, a każdy wybór stylistyczny ma nam dać cały szereg znaczeń i odniesień. Nie bez powodu ścieżka dźwiękowa wypełniona jest szlagierami z lat 90. i początku 2000., kiedy przypadał nastoletni, formatujący okres życia głównych bohaterów, a jeden z nich w pewnym momencie mówi o Linkin Park i ich Hybrid Theory. To seria znaczeń i odniesień zrozumiałych dla ludzi w pewnym przekroju wiekowym, wychowanych w konkretnym momencie, którzy muszą borykać się przez to z określoną serią problemów egzystencjonalnych.
„Jesteśmy ostatnim pokoleniem, które pamięta czasy sprzed internetu”, a fakt, że za młodu mieliśmy nieograniczony dostęp do każdego rodzaju porno, nawet go nie szukając, musiał w nas coś zmienić. „Byliśmy niczym szczury laboratoryjne”, a „ludzie urodzeni w latach 80. mają przesrane”. Na dodatek „wszystko zależy od percepcji. Nie ma czegoś takiego jak obiektywna prawda”. Wszystkie te uwagi, rzucone z ekranu, pokazują pewien sposób myślenia, który prowadzi do określonego zestawu zachowań.
„Awantura”: oceniamy nowy hit Netflixa
Produkcja, której światowa premiera odbyła się na festiwalu South by Southwest (SXSW), to angażująca opowieść o kłótni, która poszła za daleko. Twórcy zmieniają ton, styl i rodzaj przekminy, by w wielobarwny sposób pokazać centralny problem bohaterów z wielu różnych perspektyw. Od samego początku Awantura jest doskonałą kopalnią cytatów i doskonałych bon motów, których nie sposób nie zapisać i napawać się ich błyskotliwością.
Beef nie zawsze jest seansem miłym i przyjemnym, ale przez cały czas pozostaje produkcją prawdziwą, namacalną, opisującą realne sytuacje i wywołującą żywe emocje. To rozrywka z przesłaniem na naprawdę wysokim poziomie, która w różnorodny sposób przyciąga, przykuwa uwagę i silnie oddziałuje na widza. Ten serial jest dobry, momentami świetny, ale to, co wyczynia się w dwóch ostatnich odcinkach, to jest taki next-level-shit, że absolutnie nie dziwię się, że to dzieło sygnowane logiem A24.
Awantura oferuje nam nietypowy, niepodrabialny styl, który chce się chłonąć całym sobą. To produkcja, o której powinno się mówić przez długi, długi czas. Bogata w liczne znaczenia i sceny, które aż chce się analizować. Opowiada o bardzo specyficznym wycinku rzeczywistości, w wyjątkowo namacalny sposób nakreślając szczególny sposób myślenia. To także opowieść o tym, że najważniejsze w życiu każdego z nas są po prostu bliskość i poczucie bycia zauważonym przez drugą osobę. Sposób dojścia do tych wniosków wgniata jednak w fotel i wywołuje żywą reakcję organizmu.
Beef dzięki temu stoi w jednym szeregu z I May Destroy You i Fleabag jako serialami, które szeroki problem kulturowy pokazują na wyrazistym, jednostkowym przykładzie, tworząc z niego uniwersalny zapis pewnego zjawiska i sposobu myślenia. Przewspaniałe dzieło, od którego nie sposób się oderwać, gdy wreszcie złapiemy jego bakcyla. To rzeczywiście jedna z najlepszych rzeczy, jakie od dawna pojawiły się na Netfliksie. Koniecznie!
* Widać to w scenach z kobietą umalowaną jak na meksykańskie święto zmarłych, będącą fizyczną manifestacją bólu i cierpienia wynikającego z poczucia winy. Wątek liźnięty, ale piekielnie ważny w kontekście całości.
Zupełnie nie rozumiem, dlaczego #Netflix nie skorzystał z okazji i nie przetłumaczył tytułu serialu #Beef jako #Bitka.#Awantura
— Michał Piepiórka (@M_Piepiorka) April 8, 2023