Barbie. Rockowa księżniczka
Barbie. Rockowa księżniczka (tytuł oryginalny Barbie in Rock ‘n Royals) to trzydziesty z kolei pełnometrażowy film Mattela, w którym rolę główną „gra” jedna z ikon popkultury, czyli wielkooka blond laleczka o dyskusyjnych wymiarach.
Fabuła jest, jak zwykle w produkcjach tej serii, niezwykle prosta. Barbie jako księżniczka Courtney, na skutek zbiegu okoliczności, zamiast na dwutygodniowy obóz letni dla panienek z arystokracji, trafia na obóz dla gwiazd rocka. Jej miejsce zaś zajmuje Erika Juno, nastoletnia idolka młodzieży o świetnym głosie. Zderzenie dwóch odmiennych światów po obu stronach sielskiego jeziora niesie ze sobą to, czego można się było spodziewać, czyli przyjaźń, pojednanie i jednorożce. A przy tym trochę przyjemnej dla ucha muzyki.
Ostatnimi czasy Barbie, która do tej pory trzymała się raczej magii i klasyki (ma na koncie role w takich produkcjach jak Barbie jako Calineczka, Barbie jako Księżniczka i Żebraczka, Barbie w Dziadku do Orzechów czy Barbie z Jeziora Łabędziego – te ostatnie z całkiem udanymi partiami baletowymi), schodzi nieco na ziemię i na użytek współczesnego widza wprowadza do swojej twórczości więcej popularnych tematów (np. Barbie w świecie mody).
Jedno pozostaje niezmienne – produkcje Mattela twardo opierają się obecnym tendencjom, aby w filmach dla dzieci wprowadzać elementy, które przeznaczone są właściwie wyłącznie dla widzów dorosłych. Podczas gdy w praktycznie każdej animacji DreamWorks czy Pixara odnaleźć można mniej lub bardziej czytelne aluzje, które mają sprawić, by dorosły towarzyszący dziecku w kinie nie postrzegał całej wyprawy jako niekończącej się tortury, Mattel konsekwentnie unika tego typu gestów.
Każdy film o Barbie – Rockowa księżniczka nie jest tu wyjątkiem – jest od początku do końca stworzony dla dziecka, odpowiada jego potrzebom i jego zdolnościom pojmowania. Dialogi są proste, sceny krótkie, a akcja liniowa, co powoduje, że bez trudu śledzić ją mogą nawet maluchy.
Barbie. Rockowa księżniczka jest typową animacją Mattela – wszystkie „aktorki” to laleczki o identycznych twarzach i figurach, różniące się wyłącznie kolorami, sukienkami i fryzurami. Wszyscy „aktorzy” to wariacje na temat Kena. Na plus producentowi zaliczyć należy, że w scenach zbiorowych, podczas wykonywania układów tanecznych, laleczki prezentują jednak pewien stopień indywidualizmu – nie jest to proste „kopiuj-wklej”, i całość, pomimo pewnej sztywności charakterystycznej dla postaci z filmów Mattela, robi bardzo dobre wrażenie.
Zwłaszcza jest to wyraźne podczas ostatniej piosenki w filmie, którą cała grupa wykonuje razem (Może i nie) – momentami wręcz ma się wrażenie, że widzi się żywe osoby. Układy taneczne zresztą, jak zwykle w przypadku filmów z Barbie, trzymają poziom – „rockowa księżniczka” nauczyła się nowych ruchów i gestów. Podczas gdy w poprzedniej produkcji, zbliżonej tematyką (Barbie i Piosenkarka), jej gra sceniczna była jeszcze dość skąpa, wręcz nieśmiała, w Rockowej księżniczce pojawiają się elementy energicznych tańców nowoczesnych.
Sama muzyka jest przyjemna (piosenkę Głos ma siłę wykonuje Ewelina Lisowska, której interesująca, niska barwa głosu także przyczynia się do wrażenia, że Barbie zmieniła klimat) i bez trudu potrafię wyobrazić sobie małe dziewczynki, które z radością i energią wykonują przed telewizorem układy, które pojawiają się na ekranie. Teksty piosenek są jak dialogi – na tyle proste, aby dziecko mogło je opanować, i niosące uniwersalne przesłanie – nie daj się zwieść pierwszemu wrażeniu, walcz o siebie i uwierz w magię. Jakże potrzebny jest taki sygnał każdemu dziecku.
Barbie. Rockowa księżniczka to prosty film dla młodego widza, ale z przyjemnością obejrzy go każda kobieta, która kiedyś kochała swoją lalkę ponad wszystko. Warto choć na chwilę oderwać się od rzeczywistości i przenieść się do świata, w którym problemy rozwiązuje się jednym pociągnięciem kryształowej różdżki – nawet jeśli po seansie będzie trochę wstyd.
korekta: Kornelia Farynowska