“Avengers” Blu-Ray
Film
Dzisiejsze blockbustery zdają się być coraz trudniejsze w odbiorze, dla osoby nie będącej na bieżąco z trendami popkultury. Kinowe repertuary wypełnione są tytułami, które czytane poza kontekstem, brzmią absurdalnie. Zewsząd otaczają nas filmy będące częściami większych franczyz, opierających się na przerysowanych, karykaturalnych konwencjach, wyciągniętych z komiksów, gier komputerowych, czy nawet linii zabawek. Takie tytuły wymagają pewnego kodu, bo bez jego znajomości, bez zrozumienia zasad konwencji, ciężko znaleźć w tych filmach cokolwiek wartościowego. Większość z nich wydaje się wtedy absurdalna, bohaterowie karykaturalni, humor niezrozumiały, a fabuła infantylna. Jednak wiele popkulturowych uniwersów, stanowi prawdziwą kopalnię tematów. Wypełnione są potencjałem, wynikającym właśnie z tej powierzchownej absurdalności, dającej scenarzystom nieograniczone możliwości. Niestety najczęściej nic z tego nie wynika. Większość ekranizacji marvelowskich, to produkowana taśmowo sztampa, wykorzystująca swoje komiksowe korzenie, jedynie jako niekończące się źródło facetów w śmiesznych wdziankach i szablonowych fabuł. Gdy jednak trafi się inteligentny twórca z jajami, który rozumie stylistykę, w której operuje, jest świadom jej potencjału i potrafi go spożytkować – to może z tego wyjść coś uniwersalnie dobrego, gdzie brak oswojenia z konwencją, nie przysłania oczywistych walorów filmu.
Ktoś taki jak Joss Whedon, który swoim “Avengers” w inteligentny i szczery sposób, przedstawił materiał źródłowy i wykorzystał jego potencjał. Whedon rozumie konwencję na której gra i nie wstydzi się jej. Udało mu się nie tylko odpowiednio zagospodarować czas ekranowy, każdej z licznych postaci, lecz również skleić ich wątki w sensowną i trzymającą się kupy całość. Wbrew obawom, nie jest to więc po prostu “Iron Man i przyjaciele”, a film pomimo sztampowej, pretekstowej fabuły, posiada zgrabny, ogólny zarys, zaczynając od kompletowania drużyny, następnie podkręcając napięcie, by w końcu dostarczyć katharsis w postaci efektownej rozpierduchy w centrum najbardziej filmowego, jankeskiego miasta.
Prawdziwą siłą filmu Whedona, są dialogi. Zabawne, bystre, rozpisane z wyczuciem i idealnym tempem. Nie jest to po prostu zbiór on-linerów, ale seria konkretnych, soczystych konwersacji, subtelnie nadających postaciom autentyzmu i błyskotliwości, której przeciętny widz, nie spodziewa się po facetach w rajtuzach w środku sezonu ogórkowego. Ale dialogi nie są jedyną mocną stroną “Avengers”. Prawie w każdym aspekcie filmu, widać wyczucie reżysera oraz zrozumienie postaci i marvelowskiego uniwersum. Filmy komiksowe tworzone są od wielu lat i w ciągu tego czasu, przechodziły ewolucje i różne mody. Widzieliśmy jak kręcone są według odmiennych filozofii, stylizacji i konwencji. Ale chyba nie było dotąd filmu, który w pełni zasługiwałaby na miano prawdziwego kina Superhero, tak jak dzieło Whedona. “Avengers” to nie tyle ekranizacja, co hołd złożony stylistyce amerykańskiego superbohatera. Numer jeden wśród filmów Marvela i jedna z najlepszych ekranizacji komiksów.
Obraz
Jak można było się spodziewać, domowe wydanie największego blockbustera roku, jest prawie idealne od strony audio/video. “Avengers” to jeden z tych krążków Blu-Ray, przed którym należy sadzać delikwentów, wciąż kurczowo trzymających się swoich odtwarzaczy DVD i uświadamiać im jak bardzo błądzą. Zapisany w oryginalnym aspect ratio 1.78:1, pod względem technicznym transfer obrazu zbliża się do maksimum możliwości oferowanych przez ten format. Wprawdzie wizualną siłą filmu Whedona, są raczej dynamiczne i skomplikowane ujęcia akcji, więc brakuje tu statycznych, cieszących oko zdjęć, czy imponujących dekoracji i plenerów, charakteryzujących czołówkę najładniejszych filmów wydanych na Blu-Ray, jednak obraz jest ostry, wypełniony detalami oraz pozbawiony ziarna i artefaktów. Imponuje paleta kolorów, barwy są żywe, a sceny odpowiednio “komiksowe”, ale bez nadmiernej pstrokacizny kojarzonej zazwyczaj z kinem Marvelowskim. Film Whedona w wielu momentach operuje bardzo stłumionymi barwami, a niektóre sceny są zaskakująco ciemne (szczególnie w pierwszej połowie), jednak transfer jest na tyle udany, że nie ma w nich problemów z kontrastem czy detalami. Jedynym większym minusem jakości obrazu, jest uwidocznienie niedoskonałości efektów CGI, które w ostrym jak brzytwa transferze 1080p, nabrały nieco połysku sztuczności, bardziej zauważalnego na ekranie telewizora niż w kinie.
Dźwięk
Absolutna perfekcja. Po prostu. Dzięki ścieżce dźwiękowej, ten Blu-Ray może stać się nowym krążkiem pokazowym, demonstrującym możliwości brzmienia formatu i stawianym jako punkt odniesienia we wszelkich testach jakości. Korzystając z systemu LFE (Low Frequency Effects), ta ścieżka zatrzęsie Twoim lokum. Jest to angażujący, agresywny miks, atakujący zmysły ale klarowny. Pomimo wykorzystania LFE, nie ma tu sztucznego “przebasowienia”, zagłuszającego dialogi i tony wysokie. Cała gama dźwiękowa jest czysta i odpowiednio umiejscowiona, bez nadmiernej, nienaturalnie brzmiącej bombastyczności. Szczególną uwagę przywiązano do wszelkiego rodzaju efektów dźwiękowych tła i ogólnej jakości brzmienia surround.
Dodatki specjalne
Polski Blu-Ray “Avengers”, choć imponuje jakością obrazu i dźwięku, tak zupełnie rozczarowuje pod względem atrakcyjności samego wydania. Disney postanowił pozbawić europejską edycję wielu dodatków, pozostawiając nas ze skąpym, gołym zestawem. Według oficjalnego oświadczenia studia, powodem tego miało być opóźnienie w dostarczeniu niektórych materiałów dodatkowych, przed premierą europejskiego wydania filmu, które miało trafić do produkcji, na miesiąc przed wersją przeznaczoną na rynek amerykański. Dystrybutorzy i producenci nie mogli czekać, postanowiono więc wydać okrojoną wersję. W polskiej edycji “Avengers” nie znajdziemy: komentarza reżysera, teledysku soundgarden, trybu “The Avengers Initiative: A Marvel Second Screen Experience” oraz dłuższego z dwóch materiałów making of. Zostawiono nam za to krótkometrażowy film “Item 47”, wpadki z planu, sceny usunięte oraz skromny materiał zakulisowy. Obejrzenie wszystkich dodatków na dysku, nie powinno zająć dłużej niż półgodziny. Najbardziej boli brak ścieżki z komentarzem Whedona, który znany jest z zabawnych i wnikliwych, a także bardzo osobistych, szczerych i samokrytycznych uwag na temat swoich dzieł.
Item 47
Ekranizacje Marvelowskie posiadają tradycję tworzenia krótkometrażowych historyjek, dołączanych do wydań DVD/BD filmów z których fabułą są powiązane. Tym razem krótki metraż nosi tytuł “Item 47” i jest trwającym około ośmiu minut epilogiem do “Avengers,” opowiadającym o parze kochanków(Lizzy Caplan i Jesse Bradford), którym udało się przechwycić i uruchomić egzemplarz broni pozostawionej w Nowym Jorku przez armię Chitauri. Film jest dobrze zrealizowany, efekty specjalne dopracowane, a pod względem technicznym całość wygląda jakby mogła być częścią pełnometrażowego Marvela. Jednak po obejrzeniu tej historii nasuwa się pytanie “po co?”. Opowieść nie jest ani interesująca, ani zabawna (choć próbuje). Lizzy Caplan i Titus Welliver się tu marnują, a z całości nie wynika nic ciekawego, co najwyżej sugestia, że kochankowie mogą wystąpić w “Avengers 2” jako żenujący comic relief.
Sceny usunięte
Tych którzy spodziewali się interesujących, zabawnych scen przybliżających sylwetki poszczególnych członków grupy Avengers, czeka kolejne rozczarowanie. Sceny te zostały usunięte z kinowej wersji filmu z dobrych powodów i są po prostu ścinkami, nie oferującymi nic ciekawego. Jedyną interesującą sekwencją, jest rozszerzone wprowadzenie postaci Kapitana Ameryki (Chis Evans), choć nie pasuje do tempa filmu i byłoby bardziej na miejscu w zapowiadanym sequelu “The First Avenger”. Niektóre usunięte sceny, lepiej ukazują napięcie między agentką Hill (Cobie Smoulders) a dyrektorem Fury (Samuel L. Jackson); konflikt który nie był tak oczywisty w kinowej wersji.
Wpadki
Około czterominutowy gag-reel, ukazujący luźną atmosferą panująca na planie filmowym. Na poprawę humoru i zaraźliwy śmiech.
Materiał “Graficzna opowieść”
Trwający około sześciu minut zbiór wypowiedzi producentów, aktorów i reżysera, jest tym krótszym spośród dwóch filmów making of, jakie można znaleźć w zachodnim wydaniu Avengers. Niestety jest to też jeden z najnudniejszych materiałów zakulisowych, jakie widziałem od dłuższego czasu. Twórcy omawiają scenografie, technologię kryjącą się za Helicarrierem oraz swoją filozofię i podejście do franczyzy Marvela. Nie ma w tym jednak niczego ciekawego, a i wglądu w produkcje filmu, jest jak na lekarstwo. Dużo gadania o niczym i pozbawionych mięsa komentarzy. Poziom lania wody, wysoki nawet jak na standardy Hollywood. Wygląda to bardziej na materiał sklejony dla telewizji MTV w celu promocji filmu wśród nastolatków, niż pełnoprawny making of, jednego z najgorętszych hitów roku.
Wydanie
Tak prezentuje się pudełko z filmem.
Zwyczajne, skąpe opakowanie Blu-Ray ze “sfotoszopowanym” frontowym zdjęciem. Nie uraczyli nas nawet ulotką 😉 .
Oprócz polskich napisów (dostępnych również w dodatkach), mamy także opcję obejrzenia filmu z dubbingiem (kiepskim). Oczywiście po raz kolejny nasi tłumacze, nie próbują nawet zachować pozorów, najmniejszego chociażby wysiłku czy inicjatywy przy przekładaniu dialogów, przez co sporo błyskotliwości i dowcipu ze scenariusza Whedona, marnuje się, nawet gdy tłumaczenie nie stanowi wyzwania językowego.
Warto też wspomnieć o tym, że nasza wersja została ocenzurowana. Śmierć jednego z bohaterów została uznana za zbyt krwawą i drastyczną (choć krwi było tam jak na lekarstwo, to wciąż PG-13 pamiętajmy), dlatego postanowiono komputerowo usunąć, poplamione posoką narzędzie zbrodni, które przebija owego nieszczęśnika.
Podsumowanie
Pewne filmy okazują się tak dużymi hitami, że po ich obejrzeniu widz bez zmartwień oczekuje momentu, gdy na półkach sklepowych pojawią się wersje przeznaczone do kina domowego, będąc spokojnym o ich jakość. W końcu nic tak nie kapitalizuje sukcesu filmu, jak wypasione wydanie Blu-Ray, które swoimi walorami produkcyjnymi, wbije konsumentowi do głowy, że oto trzyma w rękach “Wielki Hit”.
“Avengers” jest idealnym przykładem filmu, po którym mogliśmy się spodziewać ilości płyt i dodatków, większej niż zasób wolnego czasu, oraz pudełkowego wydania, tak obszernego i skomplikowanego, że samo jego otwieranie byłoby rytuałem. Zamiast tego dostaliśmy film wydany w sposób kojarzący się z DVD za pięć złotych po przecenie, wyciągniętego z koszyka w supermarkecie. Czy studio Disney’a dało ciała, czy może był to niefortunny przypadek którego nie dało się uniknąć z powodu zobowiązań z producentami? A może cała afera, to bezczelne zagranie na portfelach fanów, celem lepszej sprzedaży, jakiegoś planowanego na przyszłość, kompletnego wydania? Nie wiem. Wiem jedynie, że pomimo rewelacyjnego filmu i świetnej jakości audio/video, jestem nieco zawiedziony zakupem.
Czy warto sięgać po polskie wydanie “Avengers”? Kupujcie jeżeli absolutnie musicie zaspokoić swój marvelowski głód już teraz, zaraz i jesteście gotowi wydać na to około dziewięćdziesięciu złotych. Film jest na tyle dobry, że rekompensuje wszelkie wpadki dystrybutorów. Jeżeli jednak macie taką możliwość, to polecałbym wstrzymać się z zakupem i rozejrzeć za amerykańskim wydaniem, zawierającym wszystkie zapowiedziane przed premierą smaczki.