search
REKLAMA
Recenzje

1923. HARRISON FORD wciąż dobrze wygląda w kapeluszu [RECENZJA]

Pierwszy sezon kolejnego projektu z uniwersum „Yellowstone” wypadł bardzo przekonująco, ale pozostawił lekkie uczucie niedosytu.

Jakub Piwoński

25 marca 2023

REKLAMA

Spośród wielu filmowych i serialowych uniwersów to tworzone obecnie przez Taylora Sheridana wydaje się jednym z najbardziej interesujących. Wszystko przez efekt zaskoczenia i świeżości – chyba nikt nie zakładał, że sukces serialu Yellowstone przyczyni się do powołania historii pobocznych. Po 1883 powstał 1923, a mnie tylko jedno przychodzi na myśl po seansach tych prequeli – chcę więcej.

Sens rozwijania wypowiedzi i tworzenia bocznych historii przez Sheridana jest taki, by pogłębić portret psychologiczny rodziny Duttonów. Jak zwykło się uznawać, tylko rozumiejąc przeszłość, jesteśmy w stanie zrozumieć chwilę obecną. Twórcy Yellowstone zależało zatem, by widzowie widzieli w uporze i determinacji Kevina Costnera w walce o swą własność, nie tyle postawę skostniałego konserwatysty przekuwającego majątek i władzę w argument siły, ile kogoś uznającego rodzinę i swoje dziedzictwo za najwyższą wartość, wierzącego, że tego, co zostało mu dane, musi bronić do ostatniej krwi. Widząc moment, gdy rodzina Duttonów po raz pierwszy „umiera” za ziemię, którą sobie poniekąd przywłaszczyła, jesteśmy w stanie zrozumieć konsekwencję działań następców.

W ten sposób przenosimy się najpierw do roku 1883, a następnie do 1923. Obie te linie czasowe są ze sobą integralnie powiązane, nie tylko nazwiskiem głównych bohaterów, ale także osobą Pani narrator (zjawiskowa nie tylko z wyglądu, ale także z głosu Isabel May), dobrze więc zachować odpowiednią kolejność ich oglądania. W tym tekście skupiam się jednak na produkcji sygnowanej nazwiskami Harrisona Forda i Helen Mirren, grających główne role w 1923. I cóż, nie jest to może tak dobre wejście do przeszłości rodu Duttonów, jakie mieliśmy okazję zobaczyć w 1883. Ale to w końcu wciąż Taylor Sheridan. Jego narracje zawsze wciągają i gwarantują moc wrażeń.

I nie ma nawet znaczenia fakt, że twórca ewidentnie się tu powtarza, czy to po 1883, czy to po Yellowstone. Bo znowu jest sobie kowboj i jest sobie jego żona, jest ziemia, której trzeba bronić, są dzieci, które dorastają do świadomości, że cały ten ból ma sens tylko wtedy, jeśli zadawany jest po coś. Są też napastnicy, przedstawiciele krwiożerczego kapitalizmu, którzy mają chrapkę na własność Duttonów, ale są też Indianie, rdzenni mieszkańcy ziem, o które toczy się spór. Choć zagospodarowują tu jedynie tło tej historii, to ich dramat jest równie silnie odczuwalny. Jest więc niby tak samo, ale inaczej. W tym samym miejscu, ale o innym czasie. Z tymi samymi postawami, ale z udziałem innych charakterów.

Harrison Ford znowu wkłada kapelusz. Nie daje za wygraną, walcząc tak z agresorami, jak i prawidłami jesieni życia. Czasami ma to wymiar groteskowy, bo zbliżająca się piąta odsłona przygód Indiany Jonesa, na wstępie budzi słuszne pytanie o kondycję fizyczną już osiemdziesięcioletniego aktora. Tu natomiast ze starości i zmęczenia Ford robi skuteczne narzędzie, ponieważ cała ta honorowa walka, jaką uskutecznia jego postać, wygląda trochę jak mierzenie się z nieuchronnością losu, odpychaniem od siebie demonów śmierci czyhających na jego życie. Będę jednak niesprawiedliwy, bo tak jak nie mam problemu z oglądaniem Forda, który gra po prostu kolejną, acz nieco starszą wersję wielu swoich postaci, przy zachowaniu w stosunku do swego wizerunku sporego dystansu, tak nie podobała mi się Helen Mirren, która znowu była po prostu kolejną starszą Brytyjką, która nie daje sobie w kaszę dmuchać. Nie przekonała mnie, ale nie mam na myśli, że była w tej roli zła – co to, to nie.

Z tych zdecydowanie pozytywnych rzeczy, którymi ten serial stoi, to z pewnością są nimi wszystkie niuanse postaci granych przez Brandona Sklnera i Julii Schlaepfer. Wydawać by się mogło, że wątek miłosny w serialu o westernowej fasadzie będzie czymś, co rozwali go od środka, ale co zaskakujące, w tym wypadku romans tych dwóch postaci, jest czymś, co zdecydowanie ożywia tę historię. Wpływ na to ma nie tylko doskonała chemia Sklnera i Schlaepfer, ale także miejsce akcji wyraźnie oderwane od amerykańskich prerii. Cały wątek afrykański jest tu czymś egzotycznym, także w kontekście całego świata Yellowstone na razie kręcącego się wokół jednego rancza, przez co wtacza w tę nieco skostniałą historię sporo oddechu.

Przy okazji tego wątku miłosnego warto zwrócić uwagę na jedną bardzo charakterystyczną rzecz bijącą po oczach z twórczości Sheridana. Nie tylko w przypadku Yellowstone, ale we wszystkim, czego się Sheridan chwyci. Ten twórca ma konkretną wizję mężczyzny. I ja się z tą wizją w pełni identyfikuję. To typ męskości, która zakłada bycie niezłomnym, bycie sprawczym, bycie zabójczo skutecznym w tym, co się robi. To postawa silnego przekonania do własnego potencjału nawet za cenę relacji społecznych przy pozostawaniu niezwykle szlachetnym względem kobiet. Sheridan lansuje postawę lidera, jako tego, który przekonuje do siebie przede wszystkim argumentem siły, wynikającej nie tylko z mięśni, ale i z postawy, będącej poniekąd pokłosiem atawistycznych prawideł natury. John Dutton, Kayce Dutton z Yellowstone, James Dutton z 1883 czy w końcu Spencer Dutton z 1923, bohater wspomnianego wątku miłosnego, szykowany na głównego bohatera tej historii, to właśnie tego rodzaju sheridanowe charaktery, po brzegi wypełnione charyzmą.

Na końcu wszystkiego decydują jednak pieniądze i to one ustalają porządek sił. Da się odnieść wrażenie, że nad tym Sheridan trochę pokutuje. Nie ma bowiem znaczenia, jak bardzo bohaterowie bronią wyznawanych przez siebie wartości. W Nowym Świecie coraz bardziej istotne staje się to, kto posiada większy zasób portfela. Prawdę tę z makiaweliczną otoczką wykłada Harrisonowi Fordowi Timothy Dalton w jednej z kluczowych scen finałowych odcinków 1923. Choć nie byłem tego pewien przed jego seansem, wychodzi na to, że jest to zaledwie wstęp do większej całości. Nasze napięcie zostaje zatem wstrzymane do czasu ujrzenia światła dziennego kolejnego sezonu. Jedno można zakładać już teraz – Duttonowie tak łatwo nie ustąpią.

Jakub Piwoński

Jakub Piwoński

Kulturoznawca, pasjonat kultury popularnej, w szczególności filmów, seriali, gier komputerowych i komiksów. Lubi odlatywać w nieznane, fantastyczne rejony, za sprawą fascynacji science fiction. Zawodowo jednak częściej spogląda w przeszłość, dzięki pracy jako specjalista od promocji w muzeum, badający tajemnice początków kinematografii. Jego ulubiony film to "Matrix", bo łączy dwie dziedziny bliskie jego sercu – religię i sztuki walki.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA