NAJCIEKAWSZE filmy 17. edycji festiwalu PIĘĆ SMAKÓW

Kilka dni temu końca dobiegła tegoroczna, odbywająca się pod znakiem Wodnego Królika edycja Azjatyckiego Festiwalu Filmowego Pięć Smaków – najwyższa pora więc na podsumowanie w postaci listy najciekawszych seansów festiwalowych.
Jan Brzozowski
1. Millennium Mambo – tytuł wybitnego filmu Hou Hsiao-hsiena odnosi się, rzecz jasna, do kruchego momentu przełomu wieków. Mamy rok 2011, a główna bohaterka Vicky wraca myślami do tego, co robiła zaraz po wejściu w nowe millennium. Na ekranie pojawiają się przebłyski jej świadomości, podkręcone narracją z offu wspomnienia – krótkie relacje z młodości spędzonej w nocnych klubach oraz w klaustrofobicznych czterech ścianach z toksycznym i przemocowym partnerem. Młodości przetańczonej i przećpanej – uniwersalnej i jedynej w swoim rodzaju jednocześnie. Film przepełnia podskórne, a bezkresne uczucie melancholii – irracjonalnej tęsknoty za czymś bliżej nieokreślonym. Gdyby Millennium Mambo było powieścią, to ładunkiem wszechogarniającej nostalgii dorównywałoby jej tylko W poszukiwaniu straconego czasu. A gdyby Marcel Proust był reżyserem, to cóż: jestem pewien, że kręciłby wyrafinowane slow cinema. Tak jak Hou Hsiao-hsien.
2. Deszcz w górach – King Hu odstawia widowiskowe wuxia na bok i kręci wybitną komedię kryminalną, w której stawką jest prestiżowe stanowisko opata i drogocenna sutra, a miejscem akcji – piękny, buddyjski klasztor. Choć od zaprawionego solidną dawką humoru filmu bije przyjemna aura frywolności, nie brak tu również tematów poważnych: całość potraktować można jako pochwałę duchowego odrzucenia wartości doczesnych i satyrę na krótkowzroczną chciwość, cechującą wszystkich „świętoszków” tego świata. W zaskakująco spektakularnym finale Hu wraca do korzeni i daje nam popisowe sekwencje walki, umiejscowione w okalającym klasztor lesie. Czego chcieć więcej?
3. Dotyk Zen – piękna pocztówka z czasów, w których w filmach wuxia szeroko rozumiana epickość była ważniejsza od wąsko rozumianej efektowności. Dotyk Zen jest projektem marzeń Kinga Hu – trwa ponad trzy godziny, a powstawał trzy lata. To czysty spektakl tańca i przemocy, a zarazem kamień milowy w historii kina azjatyckiego, o czym najlepiej świadczą współczesne klasyki Anga Lee (Przyczajony tygrys, ukryty smok) i Zhanga Yimou (Dom latających sztyletów), jawnie nawiązujące do dzieła autora Napij się ze mną. Jednocześnie Dotyk Zen stanowi istotne domknięcie w filmografii chińskiego mistrza, będąc filmową kulminacją jego dotychczasowych obsesji twórczych, i zapowiada zwrot ku duchowości, który zostanie rozwinięty w dwóch projektach „górskich” Kinga Hu, nakręconych na terenie Korei Południowej: Deszczu w górach oraz Legendzie gór.
4. Wzmożenie – cichy koniec świata. Harmonia lokalnej, indyjskiej społeczności zostaje zakłócona, gdy w okolicy zaczynają znikać dzieci. Poczucie lęku podsycają pałętający się po lasach intruzi, agresywny szef policji oraz duchowy przywódca wioski, chrześcijański pastor, wieszczący w swoich kazaniach rychłe nadejście apokalipsy. Wzmożenie to wysmakowane slow cinema i rasowy slow burner, zrealizowany z ponadprzeciętnym wyczuciem wizualnym – głębi ostrości mógłby pozazdrościć filmowi Dominica Sangmy sam Akira Kurosawa. Zdecydowanie najciekawsza pozycja ze wszystkich festiwalowych nowości.
5. Jesienna sonata – wyregulujcie odbiorniki, bo w tym przypadku nie chodzi o klasyczny film Bergmana z 1978 roku. Jesienna sonata Mabel Cheung to uroczy melodramat, swobodnie igrający ze schematami amerykańskiej komedii romantycznej. Pełno tu drobnych nawiązań do najlepszych filmów Woody’ego Allena – nie ma się zresztą co dziwić, skoro akcja rozgrywa się w Nowym Jorku lat osiemdziesiątych. Wybitnie fotogenicznym mieście-labiryncie, w którym przybysze z całego świata szukają swojego miejsca na ziemi – poszukuje go również główna bohaterka filmu, przybywająca z Hongkongu Jenny. Z dzisiejszej perspektywy druga część trylogii migracyjnej Cheung wygląda jak duchowy protoplasta Poprzedniego życia – dla tych, którzy znakomity debiut Celine Song już widzieli, powinna to być najlepsza rekomendacja.
Mariusz Czernic
1. Światło nie zgaśnie nigdy – hasło na plakacie głosi: „To, co piękne, zostało zburzone, ale w moim sercu wciąż jest neon, którego nie da się zburzyć”. Ten film to jedyny w swoim rodzaju hołd złożony twórcom neonów rozświetlających Hongkong. Bez tych neonowych arcydzieł miasto straciło wiele ze swojego uroku. Tak twierdzi debiutująca w kinie reżyserka Anastasia Tsang, której przyszło tworzyć w nowoczesnym Hongkongu, gdzie rezygnuje się z neonów na korzyść tańszych i bezpieczniejszych zamienników. Jest to również przejmujący film o kobiecie próbującej poradzić sobie ze stratą małżonka. Niespełnione marzenie męża staje się celem, który wdowa zamierza osiągnąć i zarazem przywrócić choć częściowo pamięć o artystach specjalizujących się w zginaniu neonowych rurek. Błyskotliwy scenariusz, bogata strona wizualna, znakomite aktorstwo Sylvii Chang, a także element edukacyjny w postaci ukazania procesu tworzenia neonów.
2. Duch – adaptacja powieści już niejednokrotnie przerabianej na scenariusz, a więc poniekąd także remake. O ile poprzednie wersje, tak jak literacki pierwowzór, były zrealizowane w Chinach i dotyczyły chińskiej historii, najnowsza adaptacja została dopasowana do realiów koreańskich. Nie było to szczególnie skomplikowane, gdyż zarówno Korea, jak i Chiny miały wspólnego wroga – oba państwa były w latach 30. i 40. okupowane przez Japończyków. Duch to thriller szpiegowski z intrygą w stylu Agathy Christie, z hitchcockowskim suspensem i efektownymi zwrotami akcji. Świetnie wykreowany klimat epoki pod względem scenografii i kostiumów, lecz intryga i akcja są dalekie od realizmu. W tegorocznej edycji festiwalu rządziły postacie kobiece i ten film również jest tego przykładem – Park So-dam i Lee Hanee stworzyły kapitalne kreacje aktorskie.
3. Witaj w piekle – ten południowokoreański film podejmuje wiele trudnych tematów: samobójstwa młodych ludzi, bullying w szkole, toksyczne relacje z rodziną oraz sekciarstwo, gdzie za szlachetnymi słówkami kryją się często hipokryzja i manipulacja. Ale olbrzymia waga tych problemów nie jest przytłaczająca, bo film zawiera odpowiednią dawkę wisielczego humoru. Mimo to jest to dzieło dalekie od infantylizmu. Satysfakcjonujący finał potwierdza, że mamy tu do czynienia ze spójną opowieścią prowokującą do refleksji i uniwersalną w swoim przekazie. Poza tym produkcja nieustannie trzyma w napięciu – ani przez chwilę nie ma pewności, do jakiego punktu kulminacyjnego zmierza fabuła. Zarówno Duch, jak i Witaj w piekle są doskonałymi przykładami tego, że Korea Południowa jest najmocniejszym reprezentantem Nowego Kina Azji.
4. Serce Sarpatty – seans tego filmu był mocnym uderzeniem. Dla kogoś takiego jak ja, czyli osoby nieoglądającej na co dzień indyjskiego kina ani nieobeznanej w niuansach tamtejszej kultury, było to dzieło sprawiające trudność w odbiorze. A jednak „coś” mnie zdołało utrzymać przed ekranem przez około 170 minut. Pomogła z pewnością fabuła kręcąca się wokół ringu bokserskiego – spośród wszystkich dyscyplin sportowych boks cieszy się największym zainteresowaniem filmowców. Film zyskał przez to uniwersalny wymiar. Akcja toczy się w połowie lat 70. w tamilskiej części Indii, gdy kraj znajdował się w przełomowym momencie historii – premier Indira Gandhi wprowadziła stan wyjątkowy. Walki bokserskie symbolizują walkę polityczną i podział kraju na grupy społeczne, tak zwane kasty (antagonistami są klany Sarpatta i Idiyappa). To, co najbardziej utrudnia oglądanie filmu, to ukazanie relacji międzyludzkich, które właściwie niewiele się różnią od mordobicia. Jest w nich podobna agresywna walka o dominację. Chwilę oddechu zapewniają dwie wstawki musicalowe, które występują mniej więcej w połowie filmu, tak jakby pełniły funkcję antraktu.
5. Jesienna sonata – nakręcony w Nowym Jorku, ale wyprodukowany przez wytwórnię z Hongkongu, film z lat 80., który można odkrywać na nowo dzięki cyfrowej rekonstrukcji. Cherie Chung i Chow Yun-fat w rolach imigrantów podbijających miasto Woody’ego Allena. Za kamerą Mabel Cheung, która studiowała na Uniwersytecie Nowojorskim i swoje doświadczenia z tamtego okresu przełożyła na ten subtelny, słodko-gorzki komediodramat. To kino inteligentne, nastrojowe i oszczędne w środkach, które czaruje prostotą i lekkością, ale przede wszystkim jednak charyzmą aktorów na pierwszym planie. Jak widać, Hongkong to nie tylko kino sztuk walki i strzelaniny Johna Woo, ale – co ciekawe – Jesienna sonata powstała w wytwórni związanej z tego typu kinem. Firmę D&B Films Company Ltd. prowadził m.in. Sammo Hung, jeden z czołowych reprezentantów hongkońskiego kina akcji.
Podobnie jak kolega, uważam, że Dotyk zen i Deszcz w górach to najlepsze filmy z retrospektywy Kinga Hu, ale więcej o nich napisałem tutaj.