Węże (nie tylko) w samolocie. Nominacje do polskich antynagród!
Pamiętacie ten koszmarny film z Samuelem L. Jacksonem? Jego tytuł idealnie pasuje do tegorocznych polskich filmowych anty-nagród. Ogłoszono nominacje do Węży 2017. Smoleńsk może ich otrzymać aż 17. I to w 13 (wszystkich) kategoriach. Film Antoniego Krauze po prostu musiał znaleźć się w gronie nominowanych. Pozostałe tytuły rywalizujące z nim w głównej kategorii to #wszystkogra, Gejsza, Kobiety bez wstydu i Historia Roja. Węże to oczywiście zabawa. Szkoda tylko, że dla dobra polskich widzów nadal trzeba wyśmiewać filmy opowiadające o sprawach tak istotnych. Ale to już kamyczek do ogródka filmowych twórców.
Twórcy Smoleńska – oprócz nominacji w kategorii głównej – aż cztery zgarnęli za „najbardziej żenującą scenę”, trzy za „efekt specjalnej troski” i kolejne trzy za „najgorszy filmowy duet”. O tym filmie powiedziano już chyba wszystko; fatalny scenariusz, fatalne aktorstwo, fatalna realizacja, a do tego pomysły, które mogły się zrodzić tylko w głowie wyznawców spiskowych teorii. Żadna z nominacji nie powinna dziwić. A! Jeszcze uzasadnienie! Smoleńsk może otrzymać Wielkiego Węża „za powrót do kina socrealistycznego w jego najczystszej postaci (tylko z odwróconymi biegunami”.
17 nominacji dla Smoleńska to więcej, niż zdobyły Historia Roja i Gejsza razem wzięte. Ten pierwszy został „doceniony” za: „za przerażający brak umiejętności w próbie przedstawienia antykomunistycznego podziemia w powojennej Polsce”. Gejsza to zdaniem jury „najciekawsza od kilku lat próba dorównania poziomem filmowi „Kac Wawa”, tyle że w stylu noir”, a Kobiety bez wstydu – „produkt komediopodobny, którego wstydzić powinni się wszyscy zaangażowani w produkcję”.
Ciekawe uzasadnienie Akademia Węży przedstawiła w przypadku #wszystkogra, który do Wielkiego Węża został nominowany „za zmarnowany potencjał na dobre komercyjne kino i nieumiejętność skoordynowania scenariusza, aktorów, piosenek i Warszawy”. Mnie osobiście cieszy nominacja za „najgorszy teledysk okołofilmowy” dla Sławomira Fabijańskiego i jego wersji „Ale wkoło jest wesoło”. Bardzo się cieszę się, że Akademia Węży dostrzega te pseudo-musicale, pseudo-komedie, pseudo-thrillery i jasno daje do zrozumienia publiczności, że wydawanie pieniędzy na bilet i oglądanie tych potworków to po prostu obciach. Inna sprawa, że pewnie dzięki Wężom obejrzy je jeszcze więcej Bogu ducha winnych widzów. Ale i tak, wbrew staremu porzekadłu, o gustach trzeba dyskutować. A przy okazji warto trochę się pośmiać.
Problem w tym, że czasami to śmiech przez łzy. Wśród najgorszych polskich filmów 2016 znalazły się przecież produkcje traktujące o narodowych tragediach i ludziach ważnych dla polskiej historii oraz zbiorowej tożsamości. 96 osób, które zginęły na pokładzie Tu-154, z pewnością zasługuje na znacznie więcej niż niemalże obłąkańczą wizję Antoniego Krauze, a Rój na więcej niż tylko nieudolną, źle zagraną próbę nakręcenia kina historyczno-pomnikowo-nowoczesnego. Swoją drogą, kto Historii Roja jeszcze nie oglądał, ma szanse nadrobić zaległości. I to z nawiązką! Od 1 marca w TVP1 podziwiać można pięcioodcinkowy serial pod przedziwnym tytułem „Historia Roja, czyli w ziemi lepiej słychać”. Obraz powstał (a jakże!) na podstawie filmu. A wydawało się, że po ośmiu nominacjach do Węży gorzej być nie mogło.
Pełną listę nominacji do Węży 2017 znajdziecie tutaj: https://www.facebook.com/nagrodyweze/posts/1309047472521244:0
W poprzednich latach Wielkiego Węża zdobywały takie „arcydzieła” polskiego filmowego mainstreamu, jak: Wyjazd integracyjny, Kac Wawa, Ostra randka, Obce ciało i Ostatni klaps. Licząca dziś 150 osób Akademia Węży przyznaje je od 2012 roku. Co ciekawe, szacowne grono jest otwarte na kolejnych członków. Nabór trwa cały rok.