Krótki metraż #1. BORROWED TIME. Pixar zupełnie nie dla dzieci
W filmowej codzienności, pełnej zachwytów nad wielkimi widowiskami, po brzegi wypełnionymi magią kina, przeciętny kinoman gubi często bogactwo wrażeń, które jest w stanie dostarczyć drobny w swych rozmiarach film krótkometrażowy. Gdyby zagłębić się w dorobek tego rodzaju kina i przeczesać najważniejsze tytuły, okazałoby się wówczas, że kryje się tam wiele dzieł wybitnych.
Wśród nich można znaleźć tytuły które pozwoliły późniejszym wielkim twórcom postawić pierwsze kroki w przemyśle filmowym i po raz pierwszy zaprezentować swoje najlepsze strony. I do tego powołany został ten cykl. Rzucamy światło na te filmy krótkometrażowe, które niejednokrotnie zasługują na większą uwagę niż znaczna liczba pełnometrażówek wchodzących do cotygodniowego repertuaru kin.
Na pierwszy ogień: Borrowed Time, czyli film, który niedawno zagościł w internecie i wywołał niemały rozgłos. Wcześniej wysypał się dla niego worek nagród, przyznawanych w odpowiedniej kategorii wagowej. Akcja tego siedmiominutowego filmu została osadzona w świecie Dzikiego Zachodu. Historia opowiada o szeryfie, który wraca po latach na miejsce tragicznego incydentu.
Borrowed Time wyszedł spod ręki wytwórni Pixar. Wyreżyserował go duet debiutujących twórców, w osobach Andrew Coatsa i Lou Hamou-Lhadj. Za produkcję odpowiada Amanda Deering Jones. Z kolei ścieżkę dzwiękową do filmu skomponował Gustavo Santaolalla, dwukrotny zdobywca Oscara za muzykę do filmów Babel oraz Tajemnica Brokeback Mountain. Nim przejdziecie do dalszej części tekstu, zapoznajcie się z efektem ich pracy.
https://vimeo.com/187257744
Pixar już nieraz udowodnił, że świetnie radzi sobie z braniem na warsztat poważnych i trudnych tematów, bliższych widzowi dorosłemu. Nigdy nie zapomnę, w jaki sposób Odlot podjął kwestię przemijania. W krótkometrażówce Borrowed Time (w wolnym tłumaczeniu: pożyczony czas) twórcy biorą pod lupę traumę, która, nie pozwalając zapomnieć o przeszłości, rzutuje na kondycję duszy w teraźniejszości. Sami twórcy tak mówią o celu, jaki obrali podczas realizacji filmu:
[quote] Chcieliśmy zrobić coś, co było bardziej dorosłe tematycznie, i pokazać, że animacja może być odpowiednim medium do opowiedzenia historii każdego rodzaju. [/quote]
To z pewnością zostało zrealizowane, ponieważ nie da się ukryć, że Borrowed Time odznacza się przede wszystkim ciężarem emocjonalnym w przekazie historii. Bohater, dorosły mężczyzna, wciąż nie potrafi pogodzić się z przedwczesną stratą swego ojca. Stratą, do której sam się przyczynił. Postanawia więc po raz ostatni stanąć twarzą w twarz z demonami przeszłości. Przed pogrążeniem się w otchłani zapomnienia bohatera ratuje trochę przypadek, a trochę… zegarek, który niegdyś otrzymał od ojca. Ten prosty znak od losu, będący zarazem znakiem obecności, pozwoli mu raz jeszcze ruszyć naprzód, tym razem uwalniając się z krępujących więzów traumy. Proste, piękne i prawdziwe. Aż dziw, że to wszystko doszło do mnie w niecałe siedem minut. No i nigdy wcześniej nie widziałem krwi w produkcji Pixara.
Jeśli macie jakieś propozycje filmów, o których możemy napisać w dalszej części cyklu, podajcie je proszę w komentarza.