search
REKLAMA
News

KROPLA DRĄŻY SKAŁĘ? Tak negocjuje Jessica Chastain

Szymon Pewiński

20 kwietnia 2017

REKLAMA

Kobiety i mężczyźni powinni zarabiać tyle samo za tę samą pracę – to oczywiste. Problem w tym, że podczas negocjacji wielomilionowych kontraktów, także tych aktorskich, liczy się przede wszystkim ich marketingowa wartość. Mimo wszystko Jessica Chastain walczy i nie przyjmuje ról, gdy wie, że jej kolega z planu zarobi więcej pracując tyle samo, co ona. Szacunek dla samej siebie? Element wizerunku? Deklaracja, która może coś zmienić, czy tylko głos wołającego na puszczy?

Jessica Chastain stawia warunki

Postawa Jessiki Chastain wydaje się nieco odbiegać od hollywoodzkiej normy. To bardzo dobra aktorka (uwielbiam ją za Take Shelter, cenię za Wroga numer 1, a lubię za Marsjanina i kilka innych tytułów), która tylko czasami staje się celebrytką. Walczy o to, co (nie tylko dla niej) ważne. Przecież nie musiała pojawiać się podczas ostatnich protestów w Warszawie, bo i tak nikt w USA właściwie o tym nie wspominał. Nie chcę jej idealizować, po prostu wierzę jej bardziej niż Angelinie Jolie adoptującej kolejne dzieci i rzeszy innych aktorów “wojujących” o prawa imigrantów.

Dopiero potem zastanawiała się, czy aby nie popełniła błędu. Wyszło na jej, bo nie tylko nie straciła szacunku dla samej siebie, ale też zyskała go ponoć w hollywoodzkim środowisku. Chyba niewiele gwiazd zdobyłoby się na podobne ryzyko. Trzeba pamiętać, że kobiece aktorskie kariery kończą się znacznie szybciej niż męskie (nie dotyczy Meryl Streep). A lepiej odłożyć na koncie 15 milionów zamiast próbować walczyć o 20 i wynegocjować okrągłe zero. Inna sprawa, że na tym finansowym pułapie dodatkowe pięć milionów to tylko dodatkowa piątka i sześć zer na koncie – może jeden zbędny dom mniej.

Przy całym idealistycznym podejściu do postawy Jessiki Chastain nie można zapominać o jeszcze jednej jej wypowiedzi przytaczanej przez “Variety”.

– Pracuję w przemyśle, w którym jesteśmy znakomicie wynagradzani poza pracą na planie. Ale nie mogę się zgodzić, gdy grając w filmie i wykonując tę samą robotę, zarabiam pięć razy mniej.

Trzeba przyznać, że aktorka, znana szerszej polskiej publiczności z występu w Azylu, twardo stąpa po ziemi. Hollywood to przede wszystkim biznes. A w tym biznesie aktorzy kreują nie tylko postaci, ale przede wszystkim swoje wizerunki i to na nich zarabiają. To dlatego Tom Cruise, grający ostatnio w niezbyt wybijających się produkcjach, wciąż trafia do pierwszej dziesiątki najlepiej opłacanych aktorów. Również dlatego znajdziemy tam Julię Roberts, która od kilku lat nie zagrała w jakimkolwiek hicie. I to nie przypadek, że znajdziemy tam Jennifer Aniston i Angelinę Jolie – byłe żony Brada Pitta. Nie, nie chodzi o niego. Po prostu każda z nich tworzyła z Pittem „najgorętszą parę Hollywood”. A ich agenci potrafili genialnie żonglować tą z pozoru ograną kartą.

Co ciekawe, lista najlepiej zarabiających aktorów/aktorek ma też swój rewers – listę tych najbardziej przepłacanych. Swoje wyliczenia Forbes opiera na wiarygodnych, choć nadal tylko szacunkowych kwotach honorariów gwiazd. W grudniu 2016 roku na najniższym stopniu anty-podium stanął Channing Tatum (kłania się Jupiter: Intronizacja). Za każdego dolara wydanego na Tatuma producenci zgarnęli tylko sześć. Drugi był Will Smith. Wstrząs z jego udziałem zarobił tylko 48 mln (przy budżecie 35 mln), co dało stosunek zarobków do gaży 5 do 1. Anty-liderem – Johnny Depp przynoszący 2,80 dolara za każdego zainwestowanego „prezydenta”. To między innymi „zasługa” kiepskiego wyniku Alicji po drugiej stronie lustra.

Przytaczam to zestawienie, ponieważ do ostatniej niechlubnej dziesiątki trafiła tylko jedna pani – Julia Roberts (miejsce dziewiąte). Honoraria aktorek zwracają się producentom lepiej niż honoraria ich kolegów. Tak, zwykle są niższe, więc mniejsze jest też ryzyko. Choć i tu znajdą się wyjątki. Jennifer Lawrence za rolę w Pasażerach zarobiła 20 milionów dolarów – dwa razy więcej niż jej ekranowy partner Chris Pratt (za American Hustle zarówno Lawrence jak i Amy Adams otrzymały mniejszy udział w zyskach niż męska część obsady). Może zatem coś się zmienia? Nie obraziłbym się, gdyby Jessica Chastain też kiedyś zgarnęła 20 milionów za rolę. Ciekawe, czy jej filmowy partner pogardziłby połową tej kwoty i honorowo się wycofał.

 

REKLAMA