Operacja Bazyliszek – nowa legenda rozczarowuje?
Platige Image wypuściło nowy film z serii Legendy polskie. Tym razem na warsztat wzięty został słynny Bazyliszek. Czyniąc długą historię krótką – nie jest źle, ale mogło być lepiej. Bo tak jak Smok i oczywiście Twardowsky mnie urzekły, tak kolejna krótkometrażówka spłynęła po mnie jak po kaczce. Zresztą, zobaczcie sami, w czym rzecz.
Nie mogę odmówić Bagińskiemu wizji. Sposób, w jaki zamienia ją w obraz, zasługuje na uznanie i akurat ja będę to podkreślał przy każdej sposobności. Ale Operacja Bazyliszek obnaża także bolączki reżysera. Bo kładąc nacisk na aspekty formalne, rodzimemu twórcy gorzej wychodzi prowadzenie narracji oraz praca z aktorami. Sporym utrudnieniem jest fakt, że film sprawia wrażenie, jakby w ogóle nie miał scenariusza, a aktorzy wypowiadali swoje kwestie spontanicznie, bez reżyserskiego nadzoru (zresztą to tłumaczyłoby, dlaczego na stronie Platige Image w stopce pod filmem nie ma wyodrębnionej pozycji scenariusza – nie wiadomo zatem, kto za niego odpowiada, zarówno w tym, jak i poprzednich przypadkach).
Zawiązanie akcji jest pretekstowe, dwa stykające się światy w ogóle do siebie nie przystają (nowe technologie wplatane są jakby na siłę), a bohaterowie i ich relacje wypadają wyjątkowo sztucznie. Zresztą wiele o produkcji mówi fakt, że jej najjaśniejszym punktem jest drugoplanowa postać rubasznego wuja, grana przez przebrzmiałego aktorzynę, Olafa Lubaszenkę.
Wszystko to jednak byłoby niczym, gdyby udało się w jakiś sposób zaskoczyć prezentacją tytułowego potwora, czyli postaci centralnej legendy. Ale tak po prawdzie i ten element zawodzi. Bynajmniej nie chodzi mi jednak o design Bazyliszka, gdyż ten wypadł całkiem ciekawie (świetny pomysł z dziecięcym głosem). Znowu problem tkwi w narracji – nie potrafię zrozumieć, dlaczego twórcy zdecydowali o pokazaniu Bazyliszka na samym początku filmu (w ramach flashforwardu), zabijając tym samym możliwość zbudowania aury tajemnicy, prowadzącej do kulminacji. Osobiście po uświadczeniu potwora na samym wstępie straciłem już większą część motywacji niezbędnej do obejrzenia filmu do końca. Miało mnie to zainteresować i przykuć uwagę, a zadziałało dokładnie odwrotnie.
Cóż, wylałem trochę goryczy, ale nie zmienia to faktu, że rozwojowi polskiemu uniwersum spod znaku Allegro będę się dalej przyglądać. Czekam na Jagę, czyli ostatnią część, mającą ukazać się grudniu.
korekta: Kornelia Farynowska