LET ME BE FRANK. Wielki powrót Kevina Spaceya?

Zastanawialiście się może, co tam ciekawego słychać u Kevina Spaceya na Święta? Aktorowi oficjalnie postawiono zarzuty o molestowanie seksualne, do którego miałoby dojść dwa lata temu w barze znajdującym się w Nantucket. Kilka dni temu odbyło się w tej sprawie przesłuchanie oraz wyznaczono datę rozprawy sądowej na 7 stycznia. W odpowiedzi na te wydarzenia Spacey opublikował na swoim kanale YouTube wideo zatytułowane Let Me Be Frank.
Już sam tytuł nagrania jest co najmniej dwuznaczny. Wyraz „Frank” może się oczywiście odnosić zarówno do postaci odgrywanej przez aktora w serialu House of Cards, jak i też oznaczać przymiotnik „szczery”. Tytuł należy tłumaczyć więc jako „Pozwólcie mi być Frankiem” albo „Pozwólcie mi być szczerym”. A to przecież dopiero początek.
Filmik trwa nieco ponad trzy minuty. Kevin Spacey w świątecznym fartuchu stoi w kuchni, myje naczynia, popija sobie herbatkę, w międzyczasie mówiąc coś do kamery. O co więc tyle zamieszania? O treść wypowiedzi oczywiście. Spacey zdaje się wcielać na te trzy minuty raz jeszcze we Franka Underwooda. Bezpardonowo burzy czwartą ścianę, zwracając się wprost do nas. „Pokazałem wam dokładnie, do czego zdolni są ludzie. Zszokowałem was moją szczerością, ale przede wszystkim wystawiłem was na próbę i zmusiłem do myślenia” – mówi sam Spacey albo może tylko Underwood?
Jeszcze bardziej dwuznacznie robi się w dalszej części nagrania. „Oczywiście niektórzy wierzą we wszystko i tylko czekają z zapartym tchem, aż przyznam się do wszystkiego. Po prostu umierają ze zniecierpliwienia, żeby tylko usłyszeć, że wszystko, co się o mnie mówi, jest prawdą, że dostałem to, na co zasłużyłem. Nie byłoby to czasem zbyt proste? (…) Ale chyba byście nie uwierzyli w najgorsze bez żadnych dowodów, prawda? Nie pospieszylibyście się z oceną bez znajomości faktów, prawda? A może już to zrobiliście?”. W tym miejscu można już zupełnie stracić orientację, w czyim imieniu wypowiada się Spacey. Czy aby na pewno chodzi tu wyłącznie o sytuację fikcyjnego Franka Underwooda, który przecież też musiał mierzyć się przez nieomalże wszystkie sezony House of Cards z bezlitosną medialną nagonką?
Pod koniec nagrania Spacey zakłada na palec znamienny sygnet. Sygnet, którym jako Frank Underwood tyle razy uderzał w charakterystycznym geście o krawędź biurka. Tuż przed włożeniem pierścienia na palec aktor odnosi się jeszcze na moment do śmierci swojego bohatera w serialu Netfliksa: „Poczekajcie chwilę. Nigdy tak naprawdę nie widzieliście mojej śmierci, prawda? Wnioski mogą być bardzo mylące. Tęsknicie?”. Po tych słowach Spacey wychodzi z kadru, następuje ściemnienie, a z głośników znienacka atakuje nas złowieszcza, niepokojąca muzyka. Tak właśnie kończy się Let Me Be Frank.
O co więc w tym wszystkim chodzi? O co chodzi Kevinowi Spaceyowi w Let Me Be Frank? Zapewne jest to tylko jedna, wielka prowokacja. Zaznaczmy od razu, niezwykle udana. Aktor nie tylko sprawił, że po raz kolejny wszędzie jest o nim głośno. Sprawił przede wszystkim, że nieomal wszędzie mówi się o nim dobrze. Let Me Be Frank jest bowiem fantastycznym popisem aktorskim. Po obejrzeniu filmiku Spaceya, jako wielki fan pięciu pierwszych sezonów House of Cards, zatęskniłem za starym, dobrym Frankiem Underwoodem. I mam wrażenie, że nie tylko ja. Wystarczy spojrzeć na liczbę pozytywnych komentarzy oraz łapek w górę pod nagraniem Spaceya na YouTubie, które na chwilę obecną ma już ponad 6 milionów odsłon.
Szósty sezon House of Cards, w którym palmę pierwszeństwa przejęła Robin Wright jako Claire Underwood, a Frank został uśmiercony poza wizją, spotkał się z miażdżącą opinią krytyki oraz widowni. Widać jak na dłoni, że ten serial bez Kevina Spaceya nie istnieje. Można Amerykanina nie lubić. Można go nawet nienawidzić ze względu na wszystkie doniesienia, wszystkie oskarżenia o molestowanie, których liczba sięga już dziś około trzydziestu. Trzeba mu jednak przyznać jedno – aktorem jest znakomitym. Niech puentą tego krótkiego tekstu będzie komentarz, który udało mi się wyłowić spod filmiku nagranego przez Spaceya: „Te trzy minuty były lepsze niż cały szósty sezon House of Cards”.