Dlaczego Kobe Bryant nie dostał się do Akademii Filmowej?
Być może nie jest to fakt głośny jak Oscar dla Kształtu wody, jednak na tegorocznej gali wręczenia Nagród Akademii Filmowej wyróżniony statuetką został również Kobe Bryant. Emerytowany zawodnik drużyny NBA Los Angeles Lakers po odejściu od sportu zajął się filmem, a jego debiut “za trzy punkty” to Dear Basketball, animowana wersja poematu, który napisał po podjęciu decyzji o pożegnaniu z koszykówką.
https://www.youtube.com/watch?v=Hr3dX6__-hU
Po otrzymaniu tak prestiżowej nagrody Kobe zapragnął zostać członkiem Akademii Filmowej. I może na swój wniosek dostałby odpowiedź pozytywną – w końcu krótki metraż, jak na komercyjne standardy, wyszedł mu całkiem przyzwoicie – gdyby nie popularny w ostatnim kwartale 2017 r. hasztag #MeToo, który lawinowo pociągnął za sobą kariery związanych z AF Weinsteina, Spaceya, Cosby’ego i wielu innych, mniej lub bardziej słusznie. W każdym razie Bill Kroyer, jeden z trzech wyższych rangą członków komisji ds. krótkiego metrażu i animacji, wysłał byłemu koszykarzowi odmowę, uzasadniając ją “brakiem doświadczenia filmowego”.
0. Kobe Bryant nie zostanie członkiem Akademii ze względu na lichy dorobek filmowy.
Festiwal hipokryzji, o którym pisał kolega Skowroński (a w szczególności usunięcie z pocztu członków AF Romana Polańskiego i Billa Cosby’ego), trwa w najlepsze. Mogłabym na tym zakończyć, gdyby sprawa była prosta. A dla mnie ma drugie dno. Na początek zajmijmy się pierwszym:
1. Kobe Bryant nie zostanie członkiem Akademii, bo ma na koncie aferę z molestowaniem i zdradą.
Choć nie znam szczegółów zajścia, chylę czoła jego żonie. W 2004 r. Katelyn Faber, 19-letnia pracownica hotelu The Lodge and Spa at Cordillera, oskarżyła Kobego o gwałt w jednym z hotelowych pokojów – koszykarz przebywał tam w oczekiwaniu na operację kontuzjowanego kolana. Bryant przyznał, że do stosunku doszło, ale za obopólną zgodą. Został aresztowany, wpłacił kaucję. Sportowiec musiał bronić się, podając bardzo intymne szczegóły zbliżenia. Wciąż utrzymywał, że to nie był gwałt. Na konferencji prasowej (z żoną u boku) przeprosił Katelyn Faber za wszelkie negatywne skutki owego zdarzenia. Do ogłoszenia wyroku nie doszło, gdyż Faber odmówiła złożenia zeznań, jednak na podstawie samych przesłuchań można by nakręcić film (krew pozywającej na koszulce oskarżonego; oskarżona chora na schizofrenię, w momencie zdarzenia pod wpływem lekarstw, siniaki na szyi oskarżonej; fakt uprawiania przez nią seksu z innym mężczyzną zaraz po problematycznym stosunku…). Kobego zwolniono w końcu z zarzutów.
Larum podniosło się już po nominacji. Ponad 17 300 osób podpisało się pod internetową petycją, by usunąć, cytuję, “gwałciciela”, z listy pretendentów do Oscara w kategorii “krótki metraż”. Statuetka dla Bryanta była zatem zaskoczeniem – a może gdyby gala odbywała się w czerwcu, już by nie zwyciężył? – widać Akademia Filmowa stąpa po kruszącym się lodzie.
2. Kobe Bryant nie powinien zostać członkiem Akademii, bo jest ofiarą jej huśtawki nastrojów.
Tok myślowy członków Akademii Filmowej w bullet pointach mógłby prezentować się następująco:
- Znane nazwisko, film zrobiony sprawdzonymi metodami, odwołuje się do emocji. Wręczmy nagrodę.
- Ludzie są przeciw, sprawa robi się głośna. Hmm…
- Na równoważni zły rozgłos jeszcze nie przeważył dobrego. Statuetka dla Kobego.
- Ups. Wybielamy (sic!) wizerunek, usuwamy fetor dawnych skandalów seksualnych.
- Bryant chce zostać członkiem Akademii? Teraz już nie ma mowy.
W owym pokoju hotelowym były tylko dwie osoby, dlatego daleka jestem od uznawania kogoś za winnego bądź nie. Zdaje się, jakby dla paradoksalnej czystości sumienia najważniejsza komisja filmowa wszystkim podejrzanym wręczała tabliczkę “guilty”.
A gdyby Bryant zasilił jej szeregi, grono niezadowolonych mogłoby być większe niż 17 300 miłośników filmu. Dear Basketball to potencjał artystyczny, nie sztuka najwyższych lotów. List do koszykówki jest prawdziwy i osobisty – ale nie odkrywczy. Kobe, dobrze wiesz, że od celu piękniejsza jest droga.