WYWIAD Z OLGĄ BOŁĄDŹ. 3. Festiwal Aktorstwa Filmowego im. Tadeusza Szymkowa – DZIEŃ 4.
Za udostępnienie zdjęć dziękuję Ani Domejko.
Dzisiejszy, czwarty już dzień trwania wrocławskiego FAF-u rozpoczął się od zaskakującej wiadomości. Niespodziewanie na festiwalu zagościła Olga Bołądź, której zabrakło w pierwszym dniu imprezy. W dodatku informacja pojawiła się niewiele wcześniej. Okazało się, iż mimo bardzo napiętego terminarza aktorka znalazła czas na spotkanie z nami i udzielenie krótkiego wywiadu przed opuszczeniem Dolnośląskiego Centrum Filmowego.
JAN DĄBROWSKI: W kontekście nominowanej na tym festiwalu roli, którą zagrała Pani w Służbach Specjalnych, trudno nie zapytać o to, jakie reakcje wywołało pierwsze pojawienie się plakatów i zwiastunów z Pani nowym wizerunkiem.
OLGA BOŁĄDŹ: Zdziwienie, przede wszystkim ogromne zdziwienie. Czyli chyba podziałało. Polska to zamknięty rynek, a my jako aktorzy jesteśmy po prostu odtwórcami czyjejś wizji. Po zagraniu charakterystycznej roli jest coś takiego, że od razu się szufladkuje. Po Służbach… od razu zagrałam w prostej komedyjce drugoplanową rolę, by zmienić skojarzenie. Zagranie twardej roli nie znaczy, że potem nie można zagrać laski.
Myślę, że z powodzeniem może Pani zagrać i jedno i drugie. A jak obecnie wygląda Pani praca?
Od roku jestem cały czas bardzo zajęta, co sobie cenię. Teraz gram w filmie robionym przez wytwórnię Platige Image – Another Day Of Living na bazie książki Kapuścińskiego. Jest to film będący w stu procentach animacją robioną na tak zwanym mocapie (od motion capture – przyp.red.), gdzie kręcimy po angielsku, w kostiumach z czujnikami ruchu, a filmują nas 24 kamery. To dla mnie nowe doświadczenie. Ja gram Murzynkę Colette, a film opowiada o wojnie domowej w Angoli. Robię też teatr telewizji Miss HIV z Adamem Woronowiczem i Anią Próchniak, a ja gram miss HIV. Jest jeszcze serial Żony więźniów dla POLSATu, w oparciu o Prisoners Wives stacji BBC.
Wiem, że dzisiaj także ma Pani bardzo mało czasu.
O 13:00 gramy koncert w Jeleniej Górze, muzyka z Czasu Honoru, gdzie aktorzy recytują teksty. To przepiękna muzyka, serial ma wielu wiernych fanów.
Pozostając w temacie seriali – jak ocenia pani pracę w serialu?
Nie rozumiem takiego debilnego wyboru, że nie gra się w serialach.
Ale mogę to zacytować?
Pewnie, że tak. Nie rozumiem, że ktoś nie chce grać w serialu. Ostatnio jest zarąbisty okres dla polskiego kina, seriale też się zmieniają. Poza tym wielu osób po prostu nie stać na to, by regularnie chodzić do kina, skoro bilet kosztuje 26zł, a ludzie zarabiają po 1600zł. Włączają telewizor, który jest tym oknem na szeroką skalę. Chodzi najbardziej o to, żeby nie robić shitu, tylko budować dobre role.
To prawda. Pani siedzi w branży, to może wie Pani, co się takiego stało, że przez ostatni rok czy dwa powstaje coraz więcej naprawdę dobrego, polskiego kina. W dodatku takiego, które dobrze wygląda i nie musimy się tych filmów wstydzić za granicą. O co tu chodzi, jest więcej pieniędzy w jakiś cudowny sposób?
To nie chodzi o budżety, bo pieniędzy nie jest więcej, tylko coraz mniej. Ale jest wielka odwaga twórców, reżyserów. Możemy robić kino gatunkowe. Uwielbiam oglądać dobre filmy, dobrą sensację, a nie ciągle kino moralnego niepokoju. Lubię też polskie produkcje, tej jesieni byłam w kinie na trzech polskich filmach i nie liczę tu premiery Służb Specjalnych. Większość ludzi nie oczekuje trudnych obrazów, tylko takich, które uwodzą. Widz w kinie oczekuje, że na sali otrzyma przede wszystkim emocje, będzie do nich dopuszczony. Do tej pory nisza była często mało ciekawa, a przy komercji coś bardzo nie trybiło. Jesteśmy rozpieszczeni świetnymi produkcjami zagranicznymi, musimy budować swoją jakość. Odważni producenci, odważne scenariusze. Rozszerza się środowisko, jest mniej szczelne, robimy się elastyczni.
[Do Olgi Bołądź podchodzi dyrektor festiwalu i wywiera presję.]
Dziękuję Pani bardzo za poświęcony czas.
UPDATE:
Bardzo nam miło poinformować, że powyższy wywiad pojawił się także na oficjalnej stronie Olgi Bołądź:
https://olgaboladz.pl/index.php/news/175-pracowity-dlugi-weeknd
Pozdrawiamy!
Po zakończeniu wywiadu festiwalowy rytm miał porwać nas na kolejne projekcje i spotkania – z Piotrem Głowackim (nominowanym za rolę w Heavy Mental) i Jowitą Budnik (nominowaną za rolę w Jezioraku). Złotousty prowadzący zapowiedział i krótko opisał przed każdą projekcją dany film i kreacje aktorskie, po czym poinformował… że zapowiadani aktorzy na spotkaniu się nie pojawią. Biorąc pod uwagę spontaniczne przetasowania personalne na tej imprezie, na myśl przychodzi tytuł pewnego programu pt. Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie.
Jan Dąbrowski
Po seansie filmu Onirica – Psie Pole w reżyserii Lecha Majewskiego, spotkaliśmy się z odtwórcą głównej roli – Michałem Tatarkiem. Spotkanie zdecydowanie wyróżniało się na tle innych festiwalowych wydarzeń, ze względu na świeżość pana Tatarka w aktorskim fachu. Film Lecha Majewskiego był jego absolutnym debiutem, choć w samej branży filmowej zdobywał on doświadczenie już wcześniej, gdy zajmował się organizacją produkcji (podczas realizacji wcześniejszego projektu tego samego reżysera – Szklane usta).
Tematem rozmowy była współpraca z Lechem Majewskim. Nasz gość wyznał, że najwięcej energii generowała w nim sytuacja całkowitego zdominowania przez reżysera. Zadaniem aktora na jego planie było odtworzenie autorskiej wizji i powtórzenie tekstu w skali 1:1, co z góry wykluczało jakąkolwiek twórczą ingerencję odtwarzającego. Z kręcenia sceny w hipermarkecie, w którym główny bohater rozmawia ze swoim martwym przyjacielem, Tatarek ma nieprzyjemne wspomnienia. Dubli było – jak sam to określił – „makabrycznie dużo”, bo nie był w stanie zagrać tak, jak Majewski sobie zażyczył. Michał Tatarek wspomniał też o autobiograficznych elementach Oniriki – o wypadku samochodowym, w którym Lech Majewski, tak jak bohater filmu, stracił swoją miłość i najlepszego przyjaciela, a także o cechach charakteru swojego reżysera, którego określił jako niezwykle charyzmatycznego człowieka (wystarczyło, żeby na planie choćby nieznacznie podniósł głos). Podobno po zakończeniu zdjęć, twórca Oniriki ma w zwyczaju dziękować wszystkim za pokorę.
Wszystkie te cechy składają się na portret typowego reżysera-malarza, którego wizje wymagają absolutnego podporządkowania się każdego detalu – w imię harmonii całości. Takim elementem (oczywiście, jednym z ważniejszych) stał się główny aktor, którego mieliśmy przyjemność gościć w Dolnośląskim Centrum Filmowym. Czy przygoda z aktorstwem będzie trwała nadal? Tatarek zdradził nam tylko, że w kolejnym projekcie Lecha Majewskiego pojawi się na ekranie w roli pakowacza, w „ludzkim zoo”…
Miłosz Drewniak