Szklana pułapka: jak miała pierwotnie wyglądać?
Dla wielu z nas – ukochany film sensacyjny z lat osiemdziesiątych i w topie wszech czasów. Dla Bruce’a Willisa wielki przełom w karierze. Dla nieodżałowanego Alana Rickmana okazja na wcielenie się w rolę niesamowicie charyzmatycznego czarnego charakteru.
A przecież mało brakowało, żeby Szklana pułapka miała zupełnie inną formę aniżeli ta, którą znamy.
Z niedawno wypuszczonego na Kindle’a Die Hard: The Oral History dowiadujemy się, że gdyby nie brzemienny w skutkach wypadek, historia potoczyłaby się odmiennym torem. Pierwotnie film miał być dużo wierniejszą adaptacją powieści Rodericka Thorpa Nothing Lasts Forever z 1979 roku, sequela The Detective, zaadaptowanego na duży ekran w 1968 roku z Frankiem Sinatrą w roli zgorzkniałego policjanta Joego Lelanda. Fabuła miała koncentrować się na skomplikowanej relacji 65-letniego asa sił porządku i jego córki, która zaprasza ojca na przyjęcie gwiazdkowe w wieżowcu w nadziei na naprawę stosunków między nimi – ostatecznie staje się jednak zakładniczką terrorystów, a wszystko zmierza do gorzkiego i mrocznego finału.
I tak by pozostało, gdyby scenarzysta Jeb Stuart nie wdał się w kłótnię z żoną. Wzburzony i wściekły, wsiadł za kierownicę i ruszył w drogę, by uspokoić nerwy, aż niespodziewanie z paki samochodu przed nim wprost na maskę spadła turystyczna zamrażarka. Nie na tyle pokaźna, by wyrządzić poważną szkodę, ale wystarczająco ciężka, by wywołać szok.
W rezultacie Stuart zmienił całą koncepcję, nadając głównemu bohaterowi więcej własnych rysów – zamiast podstarzałego detektywa pojawia się zatem trzydziestolatek, który pragnie naprawić układy z własną żoną i dostaje na to szansę. Joe Leland przeobraził się w Johna McClane’a, a miejsce Sinatry (który zresztą i tak nie był specjalnie chętny do występu przed kamerą) zajął Bruce Willis. Zmianie uległ również tytuł. Die Hard pojawiło się w miejsce Nothing Lasts Forever, chociaż pierwotnie taki tytuł nosił inny rozwijany wówczas scenariusz autorstwa Shane’a Blacka. Film wedle tegoż scenariusza został zresztą zrealizowany – dzisiaj znamy go jako Ostatniego skauta. Też z Willisem, rzecz jasna.
A wszystko dzięki zamrażarce, która okrutnie przeraziła zdenerwowanego scenarzystę. I jak tu nie wierzyć w przeznaczenie?