Bill Paxton najwyraźniej pozazdrościł Kevinowi Baconowi jego roli w zeszłorocznym Cop Car, gdzie jako skorumpowany policjant ścigał dwójkę dzieci, które nieświadomie mogły wyjawić jego mroczne sekrety.
Jednak nowy thriller Mean Dreams prezentuje kino dużo poważniejsze i ostrzejsze – bohater Paxtona jest ewidentnie zepsuty, brutalny, również wobec swojej córki, i śmiertelnie niebezpieczny. Gdy jego latorośl ucieka wraz ze swoim kolegą z dużą ilością pieniędzy zrabowanych przez jej ojca, ten rozpoczyna pościg. Brzmi całkiem standardowo, ale już w zwiastunie można dostrzec, że kanadyjski reżyser, Nathan Morlando, potrafi budować napięcie, zaś ponura atmosfera, na którą składają się bardzo dobre zdjęcia oraz specyficzny rytm trailera jeszcze bardziej zachęca.
Jest i Paxton, bardziej kojarzony z rolami wesołków w filmach Jamesa Camerona, ale przecież nieobcy niełatwym rolom dramatycznym (Prosty plan, Ręka boga). W Mean Dreams jest po prostu zły i wyjątkowo antypatyczny. Sam film zaś, pokazywany już na festiwalach w Cannes i Toronto, do oficjalnej dystrybucji wchodzi na początku przyszłego roku. O polskich planach kinowych nic nie wiadomo, ale nie zdziwię się, jeśli ktoś zdecyduje się go pokazać u nas. Surowość Do szpiku kości idzie w parze ze stylistyczną precyzją debiutu braci Coen, Śmiertelnie proste – film Morlando sprawia wrażenie zawieszonego między realizmem, a koszmarnym snem, jednocześnie prezentując moc atrakcji typową dla kryminału. Jest na co czekać.