search
REKLAMA
Esej

Spowiedź łódzkiego antychrysta, czyli jak ZABIĆ (TO) I WYJECHAĆ Z TEGO MIASTA

Jan Tracz

12 marca 2021

REKLAMA

Niemoc wyjazdu, czyli grzeszne przygotowania

Niemy krzyk Mariusza Wilczyńskiego przenika zewnętrzną tkaninę tego filmu. A przecież Zabij  to i wyjedź z tego miasta spojone zostało pewnym uczuciem goryczy. Żalu. Smutku. Nieustannego poczucia zawiedzenia kilku osób – w tym siebie. Dzieło to, stojące na najwyższym stopniu autorskiej wrażliwości, już od pierwszych minut sięga po pierwotne emocje, te wyjęte z naszej duszy. Oglądając ten tytuł, musimy mieć pełną świadomość faktu, że Wilczyński oddał tym kadrom część siebie. Czy mamy mu współczuć, skoro wiemy, że już nigdy ich nie odzyska? A może autor zacznie jawić się jako darczyńca? Wilczyński bawi się trochę w małego zbawiciela – cierpi, byśmy my, widzowie, otrzymali kinematograficzne katharsis. Tak, Mariusz Wilczyński cierpi. Ten film jest dla niego cierpieniem. Jest Jezusową tułaczką, mesjaszowym oddaniem, reżyserskim samozaparciem. Autor przez 14 lat znosił twórcze i osobiste katusze, by uświadomić nas, że pora wyjechać z tego miasta. Że w nawet tak upiornych miejscach jesteśmy w stanie ożywić nasze dusze, a bliskich dotknąć magiczną różdżką miłosnych afektacji. Chodzi tylko o to, by nie było za późno.

Wrażliwość Wilczyńskiego odnajdziemy także w sekwencji na plaży. To miejsce również doścignęło spaczenie – promienie słoneczne, z założenia wywołujące w człowieku ciepło (dosłownie i w przenośni), mają tu wręcz odwrotne działanie. Reżyser znaczeniowość Vardowskiej plaży z La Pointe Courte wyrzuca prosto na śmieci – nawet w tak idyllicznym miejscu znajduje przestrzeń na ukazanie apatycznej grzeszności. Plażowa sekwencja pokazuje, że Wilczyński potrafi budować frustrację, stosując filmowe dychotomie. Zapoznaje on widza z pewnym ojcem i jego synkiem. Chłopiec bawi się w wodzie, tata rozwiązuje krzyżówkę, cała sytuacja wygląda stosunkowo normalnie (mimo braku zainteresowania ze strony rodzica, które bezskutecznie próbuje wzbudzić dzieciak). W tym samym czasie przy tej samej plaży dzwoni telefon: pewna kobieta, walcząc z niedogodnościami (połączenie i bezduszna odbierająca), próbuje dowiedzieć się na peronie o tego samego mężczyznę, o jej męża, o drugą połówkę. Martwi się, troszczy. Przeczuwa, że jej mąż ją zdradza. Gdyby tylko wiedział, że ktoś tak bardzo się nim przejmuje… Co gorsza, odbiera to nikt inny jak kochanka, dróżniczka. Widz nawet nie jest pewien, czy ona zdaje sobie sprawę, że rozmawia z zatroskaną żoną. Myślami jest już gdzie indziej. Nakłada czerwoną szminkę, wychodzi, zamyka drzwi, a kobieta wciąż próbuje dowiedzieć się czegokolwiek. Dochodzi do kolejnej tragedii, do zdrady w pociągu, do następnego grzechu wyniszczającego dusze zwyczajnych mieszkańców umierającej Łodzi. A ta mała scenka rozgrywa się w rytmie przeciwieństw: tyle zła w teoretycznie przyjemnym miejscu.

Może dlatego tak trudno każdemu wyjechać z tego miasta? Czy perspektywa tej grzeszności nie wydaje się dla choć odrobinę kusząca? Nasz gatunek uwielbia działać przeciwko sobie. Wystarczy jeden impuls, nieczysta myśl, trochę fantazjowania i teoretyzowania. Człowiek przestaje działać poprawnie, zaczyna być skory do zrobienia czegoś złego, grzesznego, odstającego od normy, w jeden wieczór jest w stanie zburzyć cały dotychczasowy układ. Nic dziwnego, że miasta łódzkiego Mefistofelesa pilnują zwierzęta; bo ludzie działają chaotycznie, burzliwie, nie pomagają sobie, tylko dokładają sobie kolejnych zmartwień. W filmie Wilczyńskiego antropomorfizacja gra pierwsze skrzypce, cechy ludzkie na każdym kroku przeplatają się ze zwierzęcymi. Najlepszym przykładem może być tu sekwencja, kiedy sklep rybny zamienia się w „sklep ludzki”. Sprzedawcy sami nie są już ludźmi i z pewnego rodzaju apetytem sięgają po pływających w beczce miniaturowych ludzi. Wyciągają ich, ćwiartują, dekapitują, robią im to, co na co dzień nasz gatunek robi rybom. U Wilczyńskiego przemoc goni przemoc, wprawiając nas w obrzydzenie, a przy tym uświadamiając, że sami krzywdzimy… będąc krzywdzonymi. Ach, gatunku ludzki, puchu marny! Czemu jest ci tak źle? Czy to życie naprawdę jest takie tragiczne, że doprowadziło Cię do śpiewania modlitwy szarego człowieka?

Marzycielem być, czyli zabójstwo

Elia Kazan w Układzie napisał: Chciałem zmartwychwstać, wobec tego musiałem się najpierw zabić. A co, jeśli Wilczyński zabił nie tylko siebie, ale i „to”, czyli to podłe „coś” wyniszczające miasto od środka? Trzeba mieć ogromne pokłady odwagi (i personalnego ekshibicjonizmu), by obdarować widza taką spowiedzią. Reżyser spowiada się przed nami. Kino to konfesjonał, ekran jest niczym specjalnie zamontowane kraty, a widownia wciela się w tym wypadku w księdza wysłuchującego przemyśleń autora. Sęk w tym, że nie oczekuje on jakiejkolwiek zdrowaśki. To jego kazania mają być uzdrawiające, pokazujące spaczenie otaczającego nas świata. Wilczyński dzieli się z nami swoją czułością – pokazuje, jakich błędów, które sam niegdyś popełnił, nie powtarzać. Pokazuje, że jeśli czujemy na sobie setki nieprzyjemnych spojrzeń, a miasto, w którym żyjemy, nie jest naszym ogniskiem domowym, to może pora z niego wyjechać. Opuścić je raz na zawsze, pojechać ku nieznanemu, wreszcie uciec, nim wsiądziemy do tramwaju prowadzonego przez Charona.

Mariusz Wilczyński zabija siebie, zabija starego siebie poprzez ukazywanie SAMEJ prawdy. To bardzo naturalistyczny obraz, Łódź staje się tylko pretekstem do rozrysowania opowieści. Mówi o sobie, o szarych ludziach, o bliskich mu ludziach, którzy wraz z upływem czasu stawali się szarzy. Tym filmem składa im hołd – nie zamierza pozwolić, by świat o nich zapomniał. Przy okazji reżyser pędzi za czasem. Poprzez kadry filmowe marzy, wyobraża sobie, że mógł pożegnać się z matką, że mógł przeżyć życie, w którym jego rodzice zajmowali miejsce tuż obok niego. Żyjące w podświadomości obrazy przenosi na klatki filmowe. Ratuje tym samym siebie, a przy okazji nas. Właśnie tak, Zabij to i wyjedź z tego miasta ratuje nas od całkowitego zatracenia się w upadku. To film dający dowód na to, że miłość istnieje i ma się dobrze. Paradoksalnie 14 lat zajęło Wilczyńskiemu udowodnienie tej jakby prostej z założenia tezy o uczuciach międzyludzkich. Cytując klasyka: „What a life!”.

Wyjazd

Zabiłem to i wyjechałem z tego miasta. Wziąłem ze sobą jedynie zegarek, by przypominał mi o upływie czasu, o tym, że nie stoi on w miejscu, że nieubłaganie leci do przodu, że nie ma litości, że nie może się cofnąć, że oddziela teraźniejszość od przeszłości. Ale czas wsącza się też do naszych ośrodków pamięci. Nie mogę zapomnieć o tym, że zabiłem to i wyjechałem z tego miasta. Czas jest moim przeciwnikiem, pragnie, bym nie pamiętał tego, co zdarzyło się przed wyjazdem. Bo przybywając do nowego miejsca, narażam się nie tylko na siebie samego, na swoje lenistwo, na autodestrukcyjność, na podatność na „spierdolenie sobie życia”, ale i na to „coś”, tym razem w nowej, może o wiele niebezpieczniejszej formie. Wjeżdżam do nowego miasta, ale kto powiedział, że za kilka lat nie stanie się nową Łodzią?

Kto powiedział, że ja/Mariusz Wilczyński raz jeszcze nie będę/będzie musiał wcielić się w humanistycznego mesjasza? Powiernikiem mojego „ja” w tym przypadku jestem ja sam/jest Mariusz Wilczyński. W każdym razie – niepotrzebne skreślić. Komu bardziej ufamy? Sobie czy autorowi? Kto tak naprawdę ratuje nas każdego dnia… przed nami samymi?


Inspiracje literackie – cytaty:

Ślepnąc od świateł. Jakub Żulczyk, 2014.

Kiedy umieram. William Faulkner, 1930.

Rzeka podziemna, podziemne ptaki. Tadeusz Konwicki, 1984.

Układ. Elia Kazan, 1967.

Modlitwa szarego człowieka. Rafał Wojaczek, 1968.

Jan Tracz

Jan Tracz

Doktorant ( Film Studies ) na uczelni King's College London w Wielkiej Brytanii, aktualnie pisuje dla portalu Collider, The Upcoming, Talking Shorts, Interii Film, Przeglądu, MINT Magazine, Film.org.pl i GRY-OnLine. Publikował na łamach FIPRESCI, Eye For Film, WhyNow, British Thoughts Magazine, AYO News, Miesięcznika KINO, Magazynu PANI, WP Film, NOIZZ, Papaya Rocks, Tygodnika Solidarność oraz Filmawki, a także współpracował z Rock Radiem i Movies Roomem. Przeprowadził wywiady m.in. z Adamem Sandlerem, Alejandro Gonzálezem Iñárritu, Paulem Dano, Johanem Renckiem, Lasse Hallströmem, Michelem Franco, Matthew Lewisem i Irène Jacob. Publikacje książkowe: esej w antologii "Nikt Nikomu Nie Tłumaczy: Świat według Kiepskich w kulturze" (Wydawnictwo Brak Przypisu, 2023). Laureat Stypendium im. Leopolda Ungera w 2023 roku. Członek Young FIPRESCI Jury podczas WFF 2023.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA