search
REKLAMA
Felietony

Ogrodnik kontra Beksiński. Kontrowersje wokół roli

Łukasz Budnik

25 lutego 2017

REKLAMA

O ile Ostatnia rodzina zdobyła uznanie wielu krytyków i widzów (w tym również moje), tak Dawid Ogrodnik, wcielający się w filmie w Tomasza Beksińskiego, publiczność podzielił. Zarzuca mu się przeszarżowanie, przesadną ekspresyjność i przedstawienie polskiego dziennikarza i tłumacza zanadto szalenie.

W sieci pojawił się właśnie filmik zestawiający oryginalny materiał archiwalny z programu Wieczór z wampirem z udziałem Beksińskiego i odtworzenie tego wydarzenia w filmie. Tak, różnicę między wersją prawdziwą a filmową widać w takim kontraście od razu – Beksiński rzeczywiście jest spokojniejszy, bardziej uśmiechnięty, podczas gdy wersja Ogrodnika to człowiek spięty, ekscentryczny i zdystansowany. Tylko czy na dłuższą metę coś z tego wynika?

Autor biografii dziennikarza, Wiesław Weiss, bazując na podstawie 20-letniej znajomości z Beksińskim, wyraził swoje stanowisko jasno: wersja Ogrodnika to nie rzeczywiste oddanie osoby Tomka, a zaledwie jego karykatura. Negatywne słowa kierował też w stronę reżysera i scenarzysty, używając takich epitetów jak „nikczemny” i „nieuczciwy”. Weiss nie jest zresztą jedynym głosem krytyki, jako że o rozwiązaniach wybranych przez twórców negatywnie wypowiadali się również przyjaciele Tomka z pracy; argumentacja wszystkich jest bardzo podobna. Przesada i nieposzanowanie, mówiąc z grubsza.

Cóż, ja oczywiście Beksińskiego nie znałem. Po raz pierwszy usłyszałem o nim w kontekście jego audycji w Trójce, o których opowiadał mi ojciec, potem przyszła kolej na odkrywanie przekładów Tomka, w tym na przykład fenomenalnie przetłumaczonego Powrotu Batmana. Bardzo spodobała mi się też idea tłumaczeń piosenek w ramach audycji – w dobie bez internetu i powszechnej znajomości angielskiego możliwość odkrycia, o czym śpiewały ulubione zespoły młodzieży, musiała być wielką uciechą.

Oglądając Ostatnią rodzinę nie miałem porównania do prawdziwego Tomka i zobaczyłem konsekwentnie, od początku do końca budowany obraz człowieka zagubionego i przede wszystkim poszukującego wielu rzeczy: zrozumienia, miłości i szansy dla siebie. Człowieka obarczonego ciężarem, na który nie ma wpływu, uciekającego w stronę muzyki, filmów, sztucznych światów, w które może się zagłębić. Osoby przepełnionej strachem przed samotnością, do przesady samoświadomej. Nie pomyślałem, że to świr. Nie śmiałem się z niego. Było mi go szkoda, bo wiedziałem, że to dobra osoba.

Miałem po seansie okazję posłuchać samego Dawida Ogrodnika i jego opowieści o przygotowaniach do roli. Wynikało z nich, że podejście uznane za karykaturalne było zabiegiem całkowicie świadomym, jak również efektem długiego researchu przeprowadzonego przed wejściem na plan. Aktor spotykał się z przyjaciółmi Beksińskiego, którzy znali go nie tylko z pracy, ale spotkań dużo bardziej prywatnych i intymnych, uwiecznionych na nagraniach nigdy nieupublicznionych, na których oparł swój sposób przedstawienia postaci. Zresztą nawet krążące w sieci domowe filmy samego Zdzisława Beksińskiego kreują obraz jego syna wcale nieodbiegający tak bardzo od filmowej wersji – może nie tyle w kontekście skrajnych reakcji, a raczej wizji człowieka gnanego pasją, zatopionego w niej bez reszty. Do stopnia, w którym ta pasja – świat wykreowany, inny – doprowadza do rozczarowania światem rzeczywistym. I to też jest smutne.

Film biograficzny i film dokumentalny wywołują koniec końców ten sam efekt: współczucie i potrzebę zrozumienia.

Nie wątpię, że Tomek Beksiński był przy pracy spokojny i opanowany i że nie żył w stanie ciągłego pobudzenia. Wierzę, że wersja filmowa podkręciła jego osobowość przynajmniej w drobnym stopniu. Nie będę jednak oceniać roli Ogrodnika po krótkim zestawieniu, bo do moich emocji dotarł za pośrednictwem tych kilkunastu lat pokazanych w filmie. Uwierzyłem w jego przedstawienie Tomka i nie przestałem mu wierzyć, gdy skontrastowałem film z archiwalnymi nagraniami. Meritum jest to samo: pełna różnorakich uczuć historia mężczyzny, który tak bardzo nie mógł się pogodzić ze światem, że w końcu postanowił się z nim pożegnać. Tak czy inaczej, smutna konkluzja.

Łukasz Budnik

Łukasz Budnik

Elblążanin. Docenia zarówno kino nieme, jak i współczesne blockbustery oparte na komiksach. Kocha trylogię "Before" Richarda Linklatera. Syci się nostalgią, lubi fotografować. Prywatnie mąż i ojciec, który z niemałą przyjemnością wprowadza swojego syna w świat popkultury.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA