search
REKLAMA
Felietony

Drugie Dno #26: Gdzie się podziało kino gatunków?

Jakub Piwoński

7 czerwca 2016

REKLAMA

Tym razem rzecz o gatunkach filmowych. A właściwie o tym, czy mają one jeszcze swoje uzasadnienie. Da się bowiem zauważyć, że ostatnie dekady kina uczą nas raczej tego, że coraz więcej jest przykładów filmów wymykających się jednoznacznej klasyfikacji. Czy gatunkowy podział jest zatem reliktem przeszłości? Nie byłbym tego taki pewien.

Na początku ważne rozróżnienie. Pisząc o zmianach w obrębie gatunków filmowych, nie mam bynajmniej na myśli klasyfikacji rodzajowej filmu. W tym przypadku podział pozostaje niezmienny i wskazuje na sposób realizacji. Tak też film dzieli się na dokument, animację i fabułę. Podziały gatunkowe, o których chciałbym nieco rzec, występują najczęściej w obrębie tego trzeciego szczebla. Dopiero teraz przejdę zatem do meritum.

Gatunki rozpoczęły się wtedy, gdy na dobre rozkręciło się kino amerykańskie. Miały one swoje uzasadnienie, zarówno z punktu widzenia miejsca, jak i czasu. Stany Zjednoczone jako kraj imigrantów były terenem, którego kultura popularna musiała charakteryzować się system skodyfikowanych znaków, zrozumiałych dla szerszego, wielokulturowego grona odbiorców. Gatunkowe konwencje miałyby zatem pełnić rolę drogowskazów, odsyłających do konkretnych emocji. Te z kolei powinny być wynikiem spotkania z odpowiednią, powtarzalną bazą motywów, tematów oraz rekwizytów-symboli. Jak by nie patrzeć, widz czuł się bezpiecznie, jeśli wiedział, czego się po filmie mógł spodziewać.

Komedie miały więc śmieszyć, horrory straszyć – nic więcej, ale i nic mniej z tak oznaczonej szuflady wyniknąć nie mogło. Z punktu widzenia tematyki gatunkiem dla jankesów najistotniejszym był z pewnością western, dlatego, że traktował o początkach amerykańskiej państwowości oraz o poszukiwaniu narodowej tożsamości. Z kolei taki kryminał popularność zyskał dzięki temu, że służył niejako do zaglądania pod dywan ludzkiej moralności, przywodząc najciemniejsze oblicza amerykańskiej społeczności. Wszystko oczywiście ujęte w klasycznym, dualistycznym podziale świata przedstawionego, w którym dobro ściera się nieustannie ze złem. Najprościej było z dramatem: mianem tym określano bowiem te filmy, które… do żadnego z gatunków zaliczane być nie mogły.

piwon 1

Przyszedł jednak taki moment, w którym wiele tradycji stanęło na głowie. Gatunki uległy przemieszaniu. Według mnie zmiany te rozpoczęły się w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku. To wówczas na dużym ekranie zaczęło pojawiać się coraz więcej filmów powstałych na skutek łączenia konwencji. Później zaczęto przyjmować, że zachodzące zmiany były efektem złożonego procesu, występującego w filozofii i sztuce, zwanego postmodernizmem – pojęcia dziś już nieco wyświechtanego. Ale w istocie rzeczy chodzi w nim przede wszystkim o odejście od utrwalonej liniowości fabularnej na rzecz dowolnego mieszania różnych stylów i konwencji. Założenia postmodernizmu zgrabnie jednak tłumaczą potrzebę odejścia od gatunkowych podziałów, a także wynikające z tego trudności z jednoznaczną segregacją danego obrazu.

Weźmy na warsztat takiego Łowcę androidów od Ridleya Scotta, by zrozumieć, na czym te trudności właściwie polegają. Z punktu widzenia czasoprzestrzeni mamy w tym wypadku oczywiście do czynienia z klasycznym science fiction. Jest to bowiem dystopijna wizja Los Angeles, wychodząca swoją wizją do przyszłości, a konkretnie 2019 roku. Za doborem tego gatunku przemawia także problematyka dzieła. Oś fabularna poprowadzona zostaje za sprawą jednego z bardziej rozpoznawalnych motywów SF, czyli konfliktu człowieka i maszyny, z uwzględnieniem wszelkich (ewentualnych) społecznych naleciałości tego problemu. Gdy jednak przyjrzymy się nieco bliżej obrazowi Scotta, dostrzeżemy, że kwestia jego klasyfikacji nie jest taka jednoznaczna. Istotne jest bowiem to, co napędza historię, a w tym wypadku jest to śledztwo prowadzone przez Deckarda. Zasadne byłoby zatem przypiąć filmowi łatkę futurystycznego kryminału. Z kolei, gdy przypatrzymy się stylistce, nie będziemy mieć wątpliwości, że kryminał ten jest w dodatku reprezentantem dawnej odmiany tego gatunku – filmu noir. Składa się na to chociażby wszechobecny mrok miasta, operowanie cieniami i ograniczonym światłem, a także brak jednoznacznych, czarno-białych podziałów w prezentacji bohaterów i podejmowanych przez nich wyborów (w tym występowanie postaci femme fatale).

piwon 2

Takich trudności w uznaniu danego filmu za przedstawiciela jednego gatunku jest oczywiście bardzo wiele i z pewnością są one często jeszcze bardziej jaskrawe (spróbujcie na przykład z Titanikiem). Bo dziś o tym, jak zaklasyfikujemy dany film, świadczy często nasz osobisty punkt widzenia, to, jak widzimy dzieło, oraz to, czym ono dla nas jest. Do tego twórcy świadomie starają się przełamywać konwencję, łącząc w nowo powstałych filmach wiele tradycji, wiele stylów. To dziś swoisty wyróżnik jakości. Gatunek sensu stricto staje się reliktem, gdyż brakuje filmów, które można by przypisać tylko jednej szufladzie. Teraz otwieramy ich kilka naraz, podczas tej samej czynności. Zdaję sobie sprawę, że czasem zadanie polegające na jednoznacznej klasyfikacji obrazu jest tak karkołomne, że wręcz niemożliwe do wykonania. Przez to sam siebie filozoficznie zapytuję, czy gatunki filmowe jeszcze istnieją? A jeśli tak, to czy są nam do czegoś jeszcze potrzebne?

Ja jednak stanę po stronie dawnego podziału, gdyż według mnie wprowadzał do kinematografii wiele porządku. A ja porządek sobie cenię. Uważam, że nie ma takiego filmu, który mógłby być od gatunku całkowicie wolny. Zawsze bowiem znajdzie się jakaś nadrzędna, esencjonalna idea, która określałaby, z czym tak naprawdę mamy do czynienia. Płynna jest tylko interpretacja. Ostatecznie jednak film winien bronić się nie etykietą i związanymi z nią skojarzeniami, a swoją zawartością i to ona niezmiennie pozostanie najważniejsza.

korekta: Kornelia Farynowska

Jakub Piwoński

Jakub Piwoński

Kulturoznawca, pasjonat kultury popularnej, w szczególności filmów, seriali, gier komputerowych i komiksów. Lubi odlatywać w nieznane, fantastyczne rejony, za sprawą fascynacji science fiction. Zawodowo jednak częściej spogląda w przeszłość, dzięki pracy jako specjalista od promocji w muzeum, badający tajemnice początków kinematografii. Jego ulubiony film to "Matrix", bo łączy dwie dziedziny bliskie jego sercu – religię i sztuki walki.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA