Czy w sequelu BATMANA powinien pojawić się JOKER?
Niższa półka #29: Czy Batman Pattinsona potrzebuje Jokera?
Już jest. Już wylądował. Już można go obejrzeć. Batman Matta Reevesa święci triumfy w kinach na całym świecie. Nic zatem dziwnego, że rozpoczęły się pierwsze dyskusje o jego pewnej już kontynuacji. Coraz mocniej wybrzmiewa też pytanie: czy w sequelu znajdzie się miejsce dla Jokera?
Uwaga! W dalszej części spoilery z Batmana.
Pytanie to w pełni uzasadnione, bo przecież Joker zadebiutował w pierwszym filmie, w scenie, w której osadzony w Arkham Riddler poznaje tajemniczego przyjaciela. Joker mówi tam niewiele i niezbyt nam siebie pokazuje (z pewnością dobrej jakości i specjalnie rozjaśniony screen powiedziałby nam o nowym wizerunku tej postaci więcej), ale wiemy, że gra go Barry Keoghan (na zdjęciu poniżej), i wiemy, że reżyser Matt Reeves ma już kilka przemyśleń na temat tej postaci oraz, co szczególnie interesujące, nakręcona została też druga scena z postacią, która nie trafiła do finalnego montażu filmu.
Sam Reeves pytany o Jokera powiedział, że Batman w jego filmie działa już w Gotham dwa lata i w związku z tym narodziny części jego łotrów mogły się już poza kadrem wydarzyć. Poza tym opowiedział, że szukając swojego pomysłu na tę postać i chcąc iść pod prąd wypadkowi Jokera Nicholsona i bliznom Jokera Ledgera, wpadł na pomysł deformacji twarzy inspirowanej Człowiekiem słoniem Davida Lyncha. Dodał też, że fakt, że Joker jest już osadzony w Arkham, nie oznacza, że postać pojawi się w sequelu (przy okazji: dokładnie to samo mówił Christopher Nolan pytany o kontynuację Batmana – Początku i scenę z kartą kończącą film…).
Najważniejsze pytanie, które pojawia się jednak w tym kontekście, to nie to, czy Joker pojawi się w drugim Batmanie, ale czy pojawić się w nim powinien.
Oczywiście argumenty, aby postawić na innych przeciwników, są mocne. Po pierwsze Joker pojawił się już w kultowym Batmanie Tima Burtona w 1989, aby potem w XXI wieku mocno zaznaczyć swoją obecność na wielkim ekranie w Mrocznym Rycerzu Christophera Nolana, Legionie samobójców Davida Ayera i w końcu Jokerze (!) Todda Phillipsa. Na chwilę też powrócił w Lidze Sprawiedliwości Zacka Snydera. W przeciągu ostatnich 14 lat zobaczyliśmy więc Jokera w czterech filmach (w tym jednym poświęconym stricte tej postaci) u czterech reżyserów granego przez trzech aktorów, z czego dwóch z nich dostało za rolę Oscara.
Po drugie Batman ma naprawdę potężną i przeciekawą galerię łotrów, którzy albo przedstawieni zostali w poprzednich filmach niezbyt udanie, albo nie pojawili się w nich wcale. To doskonały moment, żeby przenieść na ekran którąś z tego typu postaci. Zwróćmy jednak przy tym uwagę, że dla żadnego złoczyńcy z komiksowym rodowodem, którego zobaczyliśmy w Batmanie, nie był to debiut na wielkim ekranie.
Wróćmy jednak do samego Jokera. Jakkolwiek rozumiem argumenty o przesycie tą postacią i chęci zobaczenia na ekranie innych bohaterów, tak po prostu nie wyobrażam sobie wersji filmowego Batmana, która nie ma swojego Jokera. Nie narzekamy przecież, że ponownie oglądamy na ekranie Alfreda Pennywortha czy Jima Gordona, a w moim odczuciu Joker jest równie ważną częścią tej mitologii, postacią większą niż inni przeciwnicy, bez której wizja Matta Reevesa zawsze byłaby niepełna. Joker i Batman to dwie strony tej samej monety.
Mam tylko jeden pomysł, który uratuje Jokera przed poczuciem, że ZNÓW oglądamy go na ekranie. Niech Matt Reeves uczyni go uczestnikiem finałowego starcia Batmana ze złem, antagonistą, którego pojawienie się naprzeciw obrońcy Gotham będzie zwieńczeniem trylogii o Batmanie o twarzy Roberta Pattinsona.
A zatem czy Joker powinien pojawić się w sequelu Batmana? Jeśli tak, to w roli niewiele większej od tej, w której widzieliśmy go w pierwszym filmie. Koniecznie chciałbym jednak w końcu zobaczyć starcie nowego Batmana ze swoim ikonicznym arcywrogiem. Każde Gotham musi mieć swojego klauna.