search
REKLAMA
Felietony

Co do 25-LETNIEJ SERII może wnieść nowy KRZYK?

Nowy “Krzyk” wcale nie wydaje mi się filmem zbędnym

Filip Pęziński

14 stycznia 2022

REKLAMA

Niższa półka #20: W Woodsboro każdy usłyszy twój krzyk

Z okazji 25-lecia oryginalnego Krzyku Wesa Cravena (dokładna rocznica miała miejsce 18 grudnia zeszłego roku) do kin zawitać ma film o tym samym tytule. Nie będzie to jednak remake czy reboot, ale piąta odsłona cyklu, pierwsza niereżyserowana przez Cravena, który opuścił nasz ziemski padół w połowie 2015 roku. Czego zatem spodziewać się możemy po nowym filmie?

Zacznijmy od początku. Oryginalny film był pomysłową zgrywą i pastiszem slasherów. Bawił się konwencją ukochanego przez Amerykanów odłamu horroru, który to zazwyczaj opiera się na schemacie fabularnym składającym się z mniej lub bardziej demonicznego mordercy i zabijanych przez niego jeden po drugim nastolatków z przedmieść. Podobną dekonstruującą formułę Craven wypróbował już w Nowym koszmarze Wesa Cravena, ale to Krzyk okazał się na tym polu sukcesem i filmem dzisiaj po prostu kultowym. Był zabawny, emocjonujący, krwawy, a przy okazji dość ciekawie mierzył się z publicznym postrzeganiem seksualności kobiet. Specyficzna mieszanka idealna dla epoki postmodernistycznych dzieł braci Coen i Quentina Tarantino.

Nic dziwnego, że hit szybko doczekał się drugiej części, której premiera odbyła się już w 1997 roku, a która bardzo sprytnie wzięła na warsztat zabawę konwencją hollywoodzkiego sequela, w którym wszystko musiało być większe i bardziej, a grzechy kontynuacji zostały sprawnie wypunktowane i świadomie powtórzone. Nie zabrakło nawet finałowego twistu rodem z Imperium kontratakuje.

Trzecia część była pierwszą powstałą bez udziału Kevina Williamsona, autora scenariusza do jedynki i dwójki, i cóż… Czuć to. Klimat jest dużo lżejszy, intryga jeszcze bardziej umowna i mniej przemyślana, sam skrypt mniej zgrabny. Krzyk 3 dość jednogłośnie uważany jest za nieudany, spotkał się też z mocną krytyką recenzentów. Gdy go jednak w oczekiwaniu na piątą odsłonę cyklu po latach odświeżyłem, przyznam, że bawiłem się doskonale. Wszystkie głupoty scenariusza uznałem za zamierzone, doceniłem jeszcze bardziej bezpośrednią kpinę z Hollywood (akcja skupia się na produkcji kolejnej odsłony serii na podstawie wydarzeń znanych z części pierwszej) i kupiłem zabawę konwencją zwieńczenia trylogii filmowej.

Na długie lata to właśnie trzeci Krzyk był ostatnią odsłoną cyklu, ale na fali popularności powrotów do znanych marek, o które pokusili się m.in. producenci Indiany Jonesa, Rocky’ego czy Szklanej pułapki, w 2011 roku (ponad dekadę po trzeciej odsłonie) powstał film znany światu jako Krzyk 4. Na reżyserskim stołku po raz czwarty zasiadł Craven, a jako scenarzysta wrócił Williamson. Sam film, jeśli wierzyć dialogom bohaterów, miał wziąć na warsztat stylistykę remake’u, ale moim zdaniem jest niej w nim bardzo mało. Skupia się on głównie na pokazaniu zmian u klasycznych bohaterów oraz wprowadzeniu nowego pokolenia protagonistów, co czyni go właśnie wzorcowym filmem z nurtu „sequela po latach”. Jako taki wypadł naprawdę świetnie. Ciekawie też udało się zaznaczyć obecność rodzącej się wtedy potęgi social mediów, a główny antagonista filmu jest w moim odczuciu najciekawszym ze wszystkich czterech odsłon.

Co zatem może nam zaoferować piąty Krzyk? Moim zdaniem bardzo dużo, co widać już po tytule, w którym brakuje numerka na wzór nowego Halloween czy Candymana. Mocno sugeruje to czerpanie z nowej fali sequeli klasycznych horrorów – odcinających się od mniej udanych sequeli i stawiających na gorzką i mroczną stylistykę. Oczywiście (?) piąty Krzyk nie zignoruje pozostałych sequeli, ale na pewno mocno zakotwiczy się w oryginale. Mocny i mniej kompromisowy klimat obiecuje już za to sam zwiastun.

Biorąc pod uwagę, jak dużo w horrorze wydarzyło się przez ostatnią dekadę, jak mocno ten gatunek zyskał na znaczeniu w ogólnej recepcji widzów i jak często nazywany jest najciekawszą współcześnie formą ekspresji twórczej w Hollywood, nowy Krzyk wcale nie wydaje mi się filmem zbędnym. Przeciwnie, jeśli okaże się dobrze zaplanowany, może świetnie wpisać się w rozpoczętą ćwierć wieku temu ekranową dekonstrukcję amerykańskiej popkultury.

Oby tylko nowy zestaw twórców (mamy tu aż dwóch reżyserów i dwóch scenarzystów!) godnie przejął serię. Póki co krytycy zza oceanu każą jednak wierzyć, że to naprawdę udany powrót marki. O tym będziemy mogli przekonać się już dziś na salach kinowych w całej Polsce.

Filip Pęziński

Filip Pęziński

Wychowany na "Batmanie" Burtona, "RoboCopie" Verhoevena i "Komando" Lestera. Miłośnik filmów superbohaterskich, Gwiezdnych wojen i twórczości sióstr Wachowskich. Najlepszy film, jaki widział w życiu, to "Najpierw strzelaj, potem zwiedzaj".

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA