search
REKLAMA
Artykuły o filmach, publicystyka filmowa

ŻÓŁTA CEGLANA DROGA #11

Darek Kuźma

10 lutego 2016

REKLAMA

Obejrzyjcie Spotlight Toma McCarthy’ego. Naprawdę, obejrzyjcie. Jeszcze przed Oscarami, ale nie na fali ich sztucznej promocji, która ostatnio przeważnie filmom tylko szkodzi. Nie dla kontrowersyjnego tematu. Nie dla ról aktorskich. Nie dla realizacyjnych fajerwerków. Obejrzyjcie Spotlight dla opowieści o tym, jak powinno wyglądać dążenie do prawdy. Na czym powinno polegać zaangażowane i poważne dziennikarstwo. W jaki sposób język kina potrafi wspomagać takie ważne do opowiedzenia historie, a nie je przesłaniać. Obejrzyjcie Spotlight, żeby zobaczyć, jaki świat jest publicznie i z dnia na dzień, a jaki bywa najczęściej za kulisami. I jaki staje się zaledwie raz na jakiś czas – ciągle brutalny i niesprawiedliwy, ale jednak uczciwy i przyzwoity – lecz na tyle długo, by móc się takim jego obliczem zachłysnąć.

Czuję się trochę nieswojo, gdy o filmie prawiącym o etosie dziennikarskim piszę w przestrzeni internetowej, która dziennikarstwu, temu klasycznie pojmowanemu, systematycznie ubliża, zamieniając je w paradę ideologicznych popisów i pustą słowną ekwilibrystykę. Nie jestem jednak i nigdy nie byłem normalnym dziennikarzem – normalnym w sensie „nie filmowym”; takim, który opisuje rzeczywistość i odkrywa różne jej oblicza, a nie tylko interpretuje słowa, myśli i wizje innych – a dawno, naprawdę dawno temu nie czułem po zakończeniu filmu, że muszę coś o nim napisać. Spotlight to, jak zapewne wszyscy dobrze wiedzą, oparta na faktach opowieść o dziennikarzach śledczych amerykańskiego „The Boston Globe”, którzy naświetlili szeroko stosowaną praktykę zatajania pedofilii w kościele katolickim. Nie chcę jednak filmu recenzować, pisać, że jest taki, a nie siaki, że wypadł mocno intelektualnie, ale coś przeinaczył w prawdziwej historii, że gdzieś dorzucił za dużo, a gdzie indziej czegoś mu zabrakło. Pragnąłbym natomiast zwrócić uwagę na kilka kluczowych aspektów Spotlight, które schodzą często na drugi plan przy jego omawianiu, przesłaniane przez wszędobylskie kontrowersje, słowne manifestacje wiary i niewiary oraz popularne obozy „za”, „przeciw”, „być może”, „może nie” i „nie znam się, to się wypowiem”.

Kadr z filmu „Spotlight”
Kadr z filmu Spotlight

Dziennikarstwo (nie tylko śledcze) ukazane w Spotlight jest oczywiście w pewien sposób „podkręcone” na potrzeby nadania filmowi narracyjnej struktury i fabularnej dramaturgii, ale McCarthy ani go nie idealizuje, ani nie demonizuje. Pokazuje dziennikarstwo w jak najbardziej neutralnej i naturalnej formie, aż by się chciało napisać, że realistycznej, gdyby nie fakt, o którym wspomniałem powyżej. To opowieść o ludziach, którzy z jednej strony chcą walczyć o prawdę i sprawiedliwość, naświetlać okrucieństwa i wypaczenia niezależnie od związanych z tym kosztów, ale z drugiej strony często się w tej swojej donkiszoterii gubią. Popełniają błędy, podejmują niewłaściwe decyzje, są podatni na emocje danej chwili, nie potrafią dostrzegać „szerszego obrazka”. Ale wspierają się wzajemnie, dzielą zadaniami, napędzają własnym zaangażowaniem i starają urozmaicać humorem swoją często nieatrakcyjną codzienność. Przekopują się przez setki starych wycinków prasowych, dziesiątki kartotek i zapisów sądowych, przebijają przez tysiące potencjalnie wartościowych informacji, bo tacy są, bo na tym polega ich praca. Praca, która może być przyjemnością, ale nie musi – może być też koszmarem, ale nigdy nie może przestać być pracą. Polegającą na opisywaniu i naświetlaniu rzeczywistości, i interpretowaniu jej tylko wtedy, gdy takie interpretacje są poparte rzeczowymi dowodami, a nie osobistymi preferencjami.

W rzeczywistości internetowych (i niestety coraz częściej pojawiających się również w mediach tradycyjnych) słownych hulanek i swawoli istnieją podziały na strony, i jedna strona udowadnia drugiej, że ta jest pełna partaczy i w ogóle jest „be”, a tamta dowodzi pierwszej, że „be” jest dobre, bo nie jest „me”. Coraz częściej dziennikarstwo jest więc mylone z emocjonalną wypowiedzią. I z lepiej lub gorzej ukrywaną manipulacją, która niezależnie od tego, czy przyjmuje formę złośliwych memów, czy nienagannych treści sponsorowanych, czy też omijania pewnych faktów na rzecz zarobków w nowej światowej walucie „klików”, pozostaje ciągle manipulacją. W tejże rzeczywistości prowadzone przez lata dziennikarskie śledztwa, poparte dowodami i operujące faktami (czyli czymś, co jest stałe, a nie zmienne), można przekreślić nic nie kosztującymi słowami ignorancji jakiegoś chwilowo popularnego autora. Efektem jest chaos informacji i dezinformacji, który powoduje, że prawdziwe dziennikarstwo przemyka niedostrzeżone. I właśnie dlatego Spotlight jest tak ważny, tak społecznie i kulturowo potrzebny. Bo pokazuje, kim dziennikarze powinni być, jaki etos wyznawać. Być może trochę idealistycznie, ale przecież pracownicy „The Boston Globe” rzeczywiście ujawnili zamiatanie pedofilii pod kościelny dywan. Ba, dostali za to Pulitzera. O tak, dziennikarzy można nagradzać za dobrze wykonaną pracę, nie tylko ładną prezencję czy „klikalność”.

Kadr z filmu „Spotlight”
Kadr z filmu Spotlight

Naczytałem się, za przeproszeniem, bzdur, że Spotlight to dobry film, który mógłby być lepszy, gdyby był bardziej dopracowany – że kładzie go brak emocji i mało wyrazista, telewizyjna wręcz momentami forma. Tylko po co, ja się pytam, Spotlight miałby przykuwać uwagę widza dynamiczną pracą kamery czy komiksowymi kątami ujęć, skoro o wiele więcej można osiągnąć pozostawiając kamerę w bezruchu i pozwalając kilku osobom prowadzić poważną rozmowę? W jakim celu nadawać ruchem i montażem sztucznego tempa historii, która płynie własnym rytmem i jest zorientowana bardziej na słowo i dialog? To właśnie takie pytania powinny zaprzątać głowy recenzentów krytykujących świadomie neutralną i pozbawioną wizualnych błyskotek formę filmu Toma McCarthy’ego. A jednocześnie Spotlight jest zdecydowanie dziełem audiowizualnym i filmowym, nie teatrem telewizji, obraz gra w nim również ważną, chwilami wręcz kluczową rolę. Wystarczy przywołać porozrzucane po całej fabule ujęcia, na których nad rozmawiającymi dziennikarzami lub ujęciami normalnych domów górują majaczące w tle wieże dziesiątek kościołów. Wystarczy zwrócić uwagę na sposób, w jaki McCarthy, autor zdjęć Masanobu Takayanagi i scenograf Stephen H. Carter przemycają do kadrów krzyże i inne symbole wiary katolickiej, jakby chwilami wręcz osaczające głównych bohaterów, gdy ci wychodzą poza redakcję.

Forma służy w Spotlight treści, a nie na odwrót, jak, przykładowo, w Dziewczynie z portretu Toma Hoopera, w której piękne obrazy odwracają uwagę od spłycającej tematykę konwencjonalnej treści. I dalej, dziennikarze oraz redaktorzy McCarthy’ego nie obnoszą się ze swoim zawodem, nie zarabiają kroci, nie wyróżniają się w tłumie ubiorami, fryzurami czy ekscentryzmami. Są przeciętnymi ludźmi, nie herosami, którzy ratują świat w imię Wartości Pisanych Dużymi Literami. Spędzają setki godzin na dokopywaniu się do prawdy, przesiadują na spotkaniach redakcyjnych, dopuszczają się nieposuwających fabuły do przodu wymian zdań. Podobnie zachowują się grający ich aktorzy – Keaton, Ruffalo, McAdams, d’Arcy James, Schreiber, Slattery i inni – którzy robią co mogą, żeby zniknąć w swych rolach. Chwilami im się to nie udaje, raz na jakiś czas można zauważyć jakiś efektowny grymas znany z innego występu czy flagowy aktorski trick, ale nie ma w tym żadnego popisu. To gra zespołowa, której celem są nie nagrody i wyróżnienia, lecz oddanie klimatu i etosu pracy ludzi, którzy odkryli przed światem absolutnie horrendalną aferę, przebijającą poziomem okropności wszelkie wymysły scenarzystów horrorów. A kilka tygodni, być może miesięcy później stali się ponownie anonimowymi dziennikarzami, opisującymi w lepszy lub gorszy sposób rzeczywistość za oknem. Spotlight to film dla nich, to ich uniwersalna nagroda.

Kadr z filmu „Spotlight”
Kadr z filmu Spotlight

Idźcie więc na Spotlight do kin albo poczekajcie na pojawienie się filmu na rynku DVD/BD/VOD, ale go obejrzyjcie. Nawet jeśli jesteście zagorzałymi katolikami, którzy nie wierzą lub nie chcą wysłuchiwać takich oskarżeń pod adresem Kościoła. Mimo że jesteście ateistami, którzy nie potrzebują dodatkowych argumentów, by trwać na swych pozycjach. Wbrew swym poglądom politycznym i ideologicznym popędom. Przełamcie się, choćbyście byli zmęczeni odczuwaniem bezsilności i wściekłości wobec tego, co jedni ludzie potrafią czynić drugim ludziom. Obejrzyjcie Spotlight dla opowieści o prawdziwym dziennikarstwie, którego istnienie jest wartością samą w sobie, w szczególności w czasach fałszywych internetowych i telewizyjnych sztukmistrzów, którzy umieją jedynie obiecywać i manipulować. Obejrzyjcie Spotlight, by zobaczyć, w jaki sposób można komentować rzeczywistość, jednocześnie jej nie wypaczając, nie naznaczając wszystkiego własnymi obsesjami. Obejrzyjcie wreszcie Spotlight, aby zobaczyć, że poznawanie prawdy jest możliwe, nawet w dzisiejszych czasach wypełnionych emocjonalnym kuglarstwem i masową produkcją bodźców. Tyle że wymaga to ciężkiej i często niedocenianej pracy.

Napisz prywatnie do autora: darek.kuzma@gmail.com

korekta: Kornelia Farynowska

REKLAMA