ZŁOTE KRABY 2013
Oto 13. odsłona Złotych Krabów, naszych nagród dla najlepszych filmów i twórców roku. Podobnie jak w przypadku wyników Hezekarów, żaden film nie zdominował 2013 roku. Oczywiście było kilku żelaznych kandydatów w najważniejszych kategoriach, bez których żadne podsumowanie nie miałoby sensu, jednak pojawiło się też sporo zaskakujących typów.
W głosowaniu na 25 kategorii wzięło udział prawie 40 osób – redakcja oraz współpracownicy. Poniższe zestawienie jest więc wypadkową wielu gustów i kinowych doświadczeń. Oczywiście, że Wasza lista osobista wygląda całkiem inaczej…
Jak to wyglądało do tej pory? TUTAJ WYNIKI Z POPRZEDNICH LAT.
Film anglojęzyczny
1. DJANGO [Django Unchained], reż. Quentin Tarantino
Najlepszy film Quentina Tarantino od czasu… ostatniego filmu Quentina Tarantino, czyli „Bękartów wojny”, które w 2009 roku również zgarnęły Złotego Kraba za najlepszy film roku. „Django” to dla niektórych poziom jeszcze wyższy, najlepszy film QT od czasu „Pulp Fiction”, ale ja jednak pozostanę nie tyle wstrzemięźliwy w takich ocenach, co po prostu stwierdzę jedno: to wciąż podobna postmodernistyczna baja (bawiąca się konwencją), podobnie przewrotny sposób opowiadania historii (choć tym razem linearny i grzeczny), zabawna metoda odwracania kota ogonem i celuloidowy fetyszyzm w formie doskonałej. Czyli tak jak zawsze, tym razem jednak to miłosne westchnienie Tarantino do ulubionego gatunku, jakim jest western (lub gwoli ścisłości – southern), co widać, słychać i czuć. Znakomite dialogi, wyśmienita obsada w arcyciekawych rolach, kapitalna ścieżka dźwiękowa i najładniej sfotografowany film Quentina – kochać tego nie sposób, szczególnie gdy jest się fanem reżysera. Gdy się nim nie jest, to i tak niemożliwe jest niedocenienie wszystkich składników tej filmowej zupy. No bo jak? Na złość komu? [Rafał Oświeciński]
2. GRAWITACJA [Gravity], reż. Alfonso Cuaron
„Mój Boże, co za widok” – mówi grany przez George’a Clooneya Matt Kowalski, odrywając się na chwilę od naprawy stacji kosmicznej i patrząc na leżący w dole krajobraz Ziemi. Nie mamy wyboru, jak tylko się z nim zgodzić – to jeden z pierwszych, ale broń Boże nie ostatnich momentów, gdy jedyne, co nam pozostaje, to z urzeczeniem i zachwytem podziwiać pracę Alfonso Cuarona i jego zespołu. Bo „Grawitacja” jest pełna takich chwil: to film o tym, co znaczy jeden człowiek w obliczu dojmującej, czarnej pustki kosmosu, o zagubieniu i przerażeniu, które czuje, gdy nagle znajdzie się w niej sam – po ciemnej stronie Ziemi, gdzie promienie słońca nie docierają, a jedynym światłem są jasne punkciki gwiazd – i o odnalezieniu siebie wtedy, gdy jest to najtrudniejsze, dokopaniu się do nadziei tam, gdzie jej nie ma. Wirtuozersko wyreżyserowany i obłędnie sfotografowany podwyższa poprzeczkę, jeśli chodzi o efekty specjalne – jest nowym rodzajem filmowego widowiska, jakiego jeszcze nie było, i niezapomnianym kinowym przeżyciem. [Jerzy Babarowski, fragment recenzji]
3. PRZED PÓŁNOCĄ [Before Midnight], reż. Richard Linklater
Jak mówić w kinie o miłości? Richard Linklater znalazł na to pytanie odpowiedź. Jessie i Celine mają już po czterdzieści lat – to nasze trzecie spotkanie z nimi, choć tym razem ich filmowych postaci nie rozłączyła wieloletnia rozłąka. Przeciwnie – po paryskiej przechadzce z “Przed zachodem słońca” kochankowie postanowili wreszcie zostać ze sobą razem i założyć rodzinę, co zostaje idealnie pokazane w otwierającej film scenie. Ale nawet mimo osiągnięcia względnej stabilizacji uczuciowej i finansowej nie wszystko w ich życiu jest takie, jakby chcieli. Po raz kolejny towarzyszymy im w długiej przechadzce – tym razem w urokliwym krajobrazie Grecji – i po raz kolejny się w nich zakochujemy. Rozgrywane przez Ethana Hawke’a i Julie Delpy postacie nic nie straciły ze swojej naturalności i bliskości, ich rozmowy są równie błyskotliwe, głębokie i wciągające co zawsze – choć na inny sposób – a Richard Linklater po raz kolejny raczy nas parominutowymi ujęciami spacerującej pary. Film ani trochę nie ustępujący “Przed wschodem słońca” i “Przed zachodem słońca” i sprawiający, że trylogia o uczuciu Jessiego i Celine zapisze się jako jedna z najlepszych trylogii filmowych w historii kina. [Jerzy Babarowski]
4. WYŚCIG [Rush], reż. Ron Howard
Produkcja porywająca od pierwszych minut. Ron Howard po raz kolejny udowodnił, jak dogłębnie rozumie działanie materii filmowej. Uczeń genialnego Rogera Cormana ma świadomość tego, że moc kinowego widowiska tkwi w emocjach, a historia pojedynków Hunta z Laudą jest nimi wypełniona po brzegi. Dwaj diabelnie charyzmatyczni aktorzy elektryzują ekran, fabuła perfekcyjnie dawkuje napięcie, a zdjęcia są przepiękne. Reżyserowi udało się wyśmienicie udźwignąć legendę roku 1976, a widz podczas seansu łapczywie spija spływającą z ekranu magię kina. [Radosław Pisula]
5. WIELKI GATSBY [The Great Gatsby], reż. Baz Luhrmann
Rozczarowanie – jak często słyszano te słowa w kontekście najnowszego filmu Baza Luhrmanna. Jego film jest nie taki, jak sugerowały zwiastuny. Nie tak szalony i ekstrawagancki, jak można było się spodziewać po twórcy „Moulin Rouge” i „Romeo+Julii”, co jest pierwszym zaskoczeniem pomimo dużej dawki energii w pierwszych minutach. Drugie zaskoczenie wypływa z tego pierwszego: miast frenetycznego tempa Luhrmann spróbował uchwycić ducha powieści Fitzgeralda; spróbował przywołać słowa, emocje, symbole, charaktery, duchowe i wzniosłe potrzeby bohaterów – i skupić się właśnie na nich, niekoniecznie na formie, która – choć wyśmienita, olśniewająca, pomysłowa – ustąpiła pola historii. Są wspaniale wykreowani bohaterowie, których wzajemne relacje są niejednoznaczne; jest ciekawe historyczne tło, które intryguje; jest morał/myśl, pięknie spuentowane przez narratora, tak rzadko spotykana w kinie czy nawet współczesnej literaturze. Takie niedzisiejsze. „Tak oto dążymy naprzód, kierując łodzie pod prąd, który nieustannie znosi nas w przeszłość”. Leonardo DiCaprio – cudowny. Joel Edgerton odważnie wchodzi na salony wielkiego kina, po raz kolejny ze świetną rolą. Muzyka świetna, choć wybór kontrowersyjny bardzo. Słowem – rewelacja. Z czasem coraz bardziej doceniana. [Rafał Oświeciński]
6. LABIRYNT [Prisoners], reż. Dennis Villeneuve
Amerykańskie kino dawno nas nie uraczyło tak ponurym i nihilistycznym kryminałem. Im dalej brniemy w odmęty tej rozpisanej na ponad dwie i pół godziny mrocznej opowieści, tym bardziej film Denisa Villeneuve odsłania przed nami swoje sekrety i tym mniej się staje klasycznym przedstawicielem kina gatunkowego. Rozgrywająca się na amerykańskich przedmieściach historia poszukiwań dwójki porwanych dzieci nie daje łatwych ani podnoszących na duchu odpowiedzi i odważnie zagłębia się w refleksje nad naturą ludzi postawionych w sytuacji bez wyjścia. Klimat zgnilizny i moralnego zepsucia wręcz wylewa się z ekranu, w czym niemałą zasługę mają niepowtarzalne zdjęcia Rogera Deakinsa. Porażają wspaniałe role dwójki głównych aktorów: Jake’a Gyllenhaala, ale zwłaszcza Hugh Jackmana – rola w “Labiryncie” jest chyba jego najlepszą w dotychczasowej karierze. Mogę tylko żałować, że takich filmów z amerykańskiego systemu filmowego nie wychodzi co roku więcej. [Jerzy Babarowski]
7. KAPITAN PHILLIPS [Captain Phillips], reż. Paul Greengrass
„Kapitana Phillipsa” ogląda się niemal jak telewizyjny reportaż, mający na celu przybliżenie widowni jakiegoś wstrząsającego wydarzenia. Wrażenie autentyzmu i umiejętne operowanie napięciem pełnią w filmie niebagatelną rolę. Ale cechy te podtrzymywane są nie tylko dzięki świadomości obcowania z faktem, lecz także dzięki „ręcznym” zdjęciom, stylistycznie skręcającym w stronę dokumentu. Odpowiedzialny za nie jest nie kto inny jak Barry Ackroyd, który wcześniej współpracował z Greengrassem przy wspomnianym „Locie 93”, a także przy „Green Zone” (…) bardzo dobrym posunięciem było zaangażowanie ludzi kompletnie nie związanych z kinowym mainstreamem, w dużym stopniu naturszczyków. To kolejny atrybut filmu podkreślający jego realizm. Postać lidera pirackiej bandy, brawurowo zagranego przez niejakiego Barakhada Abdi’ego, twórczo koresponduje z postacią Philipsa, nadając ich relacjom charakter pojedynku dwóch, różniących się światów. [Jakub Piwoński, fragment recenzji]
8. KRÓLOWIE LATA [The Kings of Summer], reż. Jordan Vogt-Roberts
Pełna energii opowieść o dojrzewaniu, przypominająca w pewien sposób fenomenalne Stań przy mnie. Nie ma tu głośnych imprez, tajfunu wymiotów czy spółkowania na króliczą modłę, czym przesiąknięte jest młodzieżowe kino XXI wieku. Dostajemy zamiast tego przepiękne leśne okolice, trudy dorastania, wymyślny rodzaj buntu, szczeniacką miłość, trudną przyjaźń, wspaniałą oprawę muzyczną, tony emocji, tyle samo błyskotliwego humoru, a ukoronowaniem tego pysznego posiłku są Nick Offerman oraz grupa utalentowanych młodzików. Film z gatunku tych, które odmładzają na chwilę widza – typ produkcji, który po prostu rzadko się już spotyka. A Biaggio to jeden z najdziwniejszych bohaterów, jakich nosił wielki ekran – bez dwóch zdań. [Radosław Pisula]
9. UCIEKINIER [Mud], reż. Jeff Nichols
Najlepszy film o dzieciństwie w tym roku. Dawno nie widziałem produkcji, która tak celnie i prawdziwie – a jednocześnie nie nudno – opowiadałaby o byciu dzieckiem, o prostocie świata dziecka i czarno-białych podziałach moralnych, jakie się na ten świat składają. Ale widzimy też dlaczego te podziały są u głównego bohatera takie, a nie inne: “Uciekinier” to bowiem też opowieść o ludziach żyjących na mokradłach podmokłej Ameryki Południa: o ich świecie, ich zasadach, ich kulturze oraz spuściźnie, jaką zostawiają potomkom. W świetle tak bogatego tła opowiedziana przez Nicholsa kryminalno-miłosna historia schodzi niemalże na drugi plan – a jednak najwspanialsze jest to, że jest tu nadal najważniejsza, że mimo wszystko zostajemy w nią wciągnięci, ekscytujemy się losami bohaterów, kibicujemy Mudowi w walce o ukochaną kobietę, nie chcemy, aby Ellis stracił swoją niewinność. Na dodatek Nichols podarowuje nam najlepsze role dziecięce od bardzo długiego czasu, najlepszą rolę Matthew McConaughey’a w ostatnich latach i anielską Reese Witherspoon, która po raz kolejny staje się ucieleśnieniem kobiecości: wszystkim, czego mężczyzna potrzebuje do życia i nieuniknionym odrzuceniem, jakie się z tym wiąże. [Jerzy Babarowski]
10. SPRING BREAKERS, reż. Harmony Korine
Smakowita zgrywa Harmony’ego Korine’a z amerykańskiej kultury masowej. Reżyser wyśmiewa ją, używając jej języka. Dlatego w Spring Breakers dominuje refren, brak sensu, błahość, przypadkowość i kicz. Wnikliwa analiza i komentarz do, zjadającej własny ogon, popkultury, której pierworodnym dzieckiem jest Alien (przebojowo zagrany przez Jamesa Franco). Ten film bardzo łatwo znienawidzić, wyrzucić przez okno po piętnastu minutach. Jeśli się tego nie zrobi to wsiąka się w niego bez opamiętania. Scena gdy Franco śpiewa „Everytime” Britney Spears jest (o dziwo!) najbardziej mistycznym momentem jaki dostarczyło nam kino w 2013 roku. [Maciej Niedźwiedzki]
Film nieanglojęzyczny
1. POLOWANIE [Jagten], reż. Thomas Vinterberg
Film porusza istotny w dzisiejszych czasach temat – molestowanie seksualne dzieci. „Polowanie” jest interesujące z racji sposobu ukazania ofiary molestowania – bo tym razem w centrum tragedii nie jest dziecko, ale osoba oskarżona o pedofilię. Reżyser nie skupia się na oczywistościach, jakimi są trauma molestowania i skazanie za to przestępstwo, ale swój film opiera na sytuacji, kiedy osoba podejrzana o pedofilię okazuje się być niewinna. Domniemanym winnym jest przyjaciel/sąsiad rodziny. Samo podejrzenie staje się wystarczającym powodem, by bliscy i społeczeństwo wykluczyło, osądziło oraz ukarało podejrzanego. Film zwraca również uwagę na taki aspekt, jak psychika dziecka, chociażby powstaje pytanie: ile jest prawdy, w tym, co mówi dziecko, co jest niezbitym dowodem na molestowanie, a co jedynie poszlaką? Duński reżyser dokładnie i przekonująco tworzy tło całej historii. Akcja dramatu rozgrywa się w małej społeczności pewnego miasteczka, gdzie wszyscy wszystkich znają, w mniejszy lub większy sposób są ze sobą związani. Ludzie prowadzą życie spokojne, bez większych problemów i nieporozumień. Jednak ta zwyczajna społeczność, która znajdzie się w sytuacji ekstremalnej, również zaczyna zachowywać się ekstremalnie. Niewykluczone, że to zdobywca tegorocznego Oscara w kategorii filmu nieanglojęzycznego. [Ewelina Świeca]
2. HOLY MOTORS, reż. Leos Carax
Film Caraxa w Polsce miał premierę na samym początku stycznia 2013. Do dzisiaj nie da się od niego uwolnić. Ekstrawagancki reżyser nie ma wątpliwości w ocenie człowieka: jesteśmy więźniami rytuałów, póz, scen, każdy z nas co chwila zmienia maskę, by udawać kogoś innego. Carax nie wierzy w szczerość intencji czy bezinteresowność. Żyjemy w epocę zdominowanej przez hipokryzję i fałsz. Holy Motors jest również filmem o plastycznych, malarskich zdjęciach. Paryż zdaje się być tajemniczym, mistycznym i karnawałowym miastem bez jednej tożsamości. Przez nie przejeżdża biała limuzyna z panem Oscarem (niezwykła rola Denisa Lavanta). Jest on miejscowym błaznem, milionerem, starcem, przestępcą, ojcem, kochankiem, Tobą i mną. Każdy widz, w którejś z kolejnych kreacji pana Oscara, ujrzy samego siebie. [Maciej Niedźwiedzki]
3. ŻYCIE ADELI, rozdział 1&2 [La Vie d’Adèle], reż. Abdellatif Kechiche
Najpierw Złota Palma w Cannes, potem zamieszanie za obyczajową śmiałość, teraz Lea Seydoux atakuje reżysera Abdellatifa Kechiche’a za wykorzystanie i nadużycia na planie filmowym. Ten cały szum jest chyba nie na miejscu. Kechiche nie poszukuje skandalu, nie chce go prowokować. Życie Adeli nie jest ani perwersyjne, ani zboczone. Reżyser chce być po prostu całkowicie szczery wobec widza. Swoje bohaterki śledzi z ogromnym skupieniem, za pomocą długich ujęć (głównie zbliżeń), jakby każdy mrugnięcie okiem miało kluczowe znaczenie. Ten sposób prowadzenia narracji nadaje temu filmowi wyjątkowy charakter. No i jest jeszcze Adela Exarchopoulos w tytułowej roli. Jej kreacja całkowicie pochłania: świetnie odgrywa dziecinną niewinność, poszukiwanie tożsamości seksualnej, frustrację i późniejszą dojrzałość emocjonalną. Exarchopoulos przebojem wdarła się w świat kina. Kechiche jest reżyserem wymagającym specjalnej wrażliwości i oczekiwań wobec kina. Łatwo jego twórczość zignorować. Na pewno tak nie jest z Adelą Exarchopoulos. Podejrzewam, że ta aktorka w najbliższych latach nie zdominuje jedynie francuskiej kinematografii. [Maciej Niedźwiedzki]
4. Raj: wiara [Paradies Glaube], reż. Ulrich Seidl
Druga część słynnej trylogii Austriaka Ulricha Seidla, podobnie jak pierwsza, jest filmem budzącym kontrowersje i wprawiającym w konsternację. W tej części reżyser bierze na warsztat wiarę. Tym razem poznajemy życie dewotki – Anny Marii, siostry Teresy z pierwszej części trylogii (która wyjechała na erotyczne wczasy). Sensem życia Anny Marii jest tytułowa wiara. Najważniejszymi elementami jej codziennego dnia są modlitwa i nawracanie niewiernych bądź błądzących dusz. Poza tym pedantycznie i sumienie wypełnia codzienne obowiązki. Wydawałoby się, że to osoba bez skazy. Jednak próbą wiary głównej bohaterki, praktycznym jej sprawdzianem jest konfrontacja z mężem – człowiekiem stanowiącym dla niej balast: schorowany, wymagający opieki i troski, także miłości mężczyzna, w dodatku wyznający inną wiarę niż jego partnerka, to olbrzymi problem dla Anny Marii. Staje on na drodze do jej „raju”. Powoli tocząca się historia dnia codziennego, długie ujęcia, przytłaczające realizmem, wręcz naturalizmem zdjęcia – wszystko to sprawia, że mamy do czynienia z niełatwym, męczącym w odbiorze obrazem. I zdaje się, że to właśnie ma na celu reżyser. [Ewelina Świeca]
5. Wenus w futrze [La Vénus à la fourrure], reż. Roman Polański
Roman Polański po raz kolejny sięga do teatru i znowu opowiada o relacjach mężczyzn z kobietami: tym razem w adaptacji sztuki Davida Ivesa pod tym samym tytułem, która została z kolei zainspirowana powieścią Leopolda von Sacher-Masocha odpowiedzialnego za funkcjonujący w naszej kulturze termin “masochizm”. W rozpisanej na dwójkę aktorów historii możemy odnaleźć właściwie wszystkie charakterystyczne dla twórczości Polańskiego elementy: ograniczoną przestrzeń akcji, skromną obsadę, dominującą postać kobiecą, nieodzowny nóż oraz głęboko egzystencjalne zakończenie. Czuć tu “Nóż w wodzie”, “Matnię” i “Gorzkie gody”. Na plus jak zwykle wybitne, rozkwitające pod okiem Polańskiego aktorstwo oraz błyskotliwe, przesycone humorem dialogi. No i przede wszystkim reżyseria: nowoczesna, dynamiczna, doskonale wyważona i ani przez chwilę nie sprawiająca wrażenia, że odpowiada za nią 80-latek. [Jerzy Babarowski]
Film polski
1. Drogówka, reż. Wojciech Smarzowski
Wszyscy wiemy, jakie jest kino Smarzowskiego. Tutaj nic się nie zmienia. Reżyser po raz kolejny dokonuje wiwisekcji na polskim społeczeństwie, przy okazji prezentując upadek norm moralnych i społecznych oraz ogólną degrengoladę. W „Drogówce” nie ma dobrych bohaterów, nie ma podziału na czarne / białe, jest mnóstwo odcieni szarości, wręcz wylewającej się z kinowego ekranu. Każda z postaci ma coś na swoim sumieniu, a jeżeli nie ma, to za chwilę mieć będzie. Na koniec, nikt nie będzie miał czystych rąk. To bardzo smutny film, ponieważ jest przerażająco prawdziwy. Zasady demokracji mówią nam, że mamy wpływ na to co się dzieje w społeczeństwie – to kłamstwo. Nie mamy na nic wpływu, nic od nas nie zależy, jesteśmy tylko małymi pionkami na planszy do gry, które w każdej chwili mogą zostać usunięte przez Zjednoczoną Partię Właścicieli Polski. Czy możemy zmienić taki stan rzeczy? Pytanie retoryczne, autor ustami jednego z bohaterów mówi nam, że jeżeli chcemy coś zmienić, to zacznijmy od siebie. Święte słowa. Smarzowski znowu bawi się gatunkami. Po thrillerze, jakim był „Dom Zły”, i dramacie pod postacią mocnej „Róży”, przyszedł czas na pełnokrwisty kryminał, którego realizacja może kojarzyć się z hollywoodzkimi produkcjami. Ale, po prostu, jakby to powiedział bohater kreowany przez Arkadiusza Jakubika, akcja de facto była dynamiczna. Twórca specjalnie tworzy, za pomocą wielu cięć i materiałów o słabszej jakości z komórek i kamer przemysłowych, chaos na ekranie, ale jednocześnie każda scena jest po coś. W tym dziele nie ma miejsca na przypadkowe sceny i jestem przekonany, że po seansie zorientujecie się, że pozornie nic nie znaczące sekwencje, mogą mieć kluczowe znaczenie dla akcji. Na ekranie bryluje Bartłomiej Topa, lecz najbarwniejszą kreację bez wątpienia stworzył Arkadiusz Jakubik, a na wspominanie wielu świetnych ról epizodycznych niestety już nie mamy miejsca. Na koniec jedyne co nam pozostaje to zapłakać nad upadającą Polską, znieczulić się „czystą” i odśpiewać „Białego misia”, bo świat na trzeźwo jest nie do przyjęcia… [Krzysztof Połaski]
2. Imagine, reż. Andrzej Jakimowski
Andrzej Jakimowski jest chyba jednym z nielicznych polskich reżyserów, który patrzy na świat przez “różowe okulary”. W jego obrazach nie ma miejsca na marazm, smutek i cierpienie. Zawsze daje nadzieję i nie inaczej jest w przypadku jego najnowszego filmu, zachwycającego już samymi przepięknymi i malowniczymi plenerami, w których został zrealizowany, czyli m.in. w Lizbonie. “Imagine” to film o wierze w siebie i we własne możliwości, o tym, że z pozoru coś niemożliwego do osiągnięcia jest na wyciągnięcie naszej ręki, oczywiście pod warunkiem, że tego bardzo chcemy. To wielki pokaz potęgi wyobraźni. Czasem, aby otworzyć oczy, należy je zamknąć. [Krzysztof Połaski]
3. Chce się żyć, reż. Maciej Pieprzyca
W Macieja Pieprzycę wierzę od czasu, gdy po raz pierwszy w 2000 roku zobaczyłem „Inferno”. Twórca nie zawiódł, chociaż dotknął tematu, który bardzo łatwo „położyć”. Obraz ten wzrusza, ale nie jest to tania zabawa emocjami widza. Tutaj nie dominuje smutek, tylko radość, to bardzo optymistyczne dzieło. W dodatku okraszone ogromną dawką humoru, najczęściej o głosie Wojciecha Solarza. Mistrzowska kreacja Dawida Ogrodnika, który swoje umiejętności w podobnej roli pokazał już w „Nietoperzu” Kornela Mundruczó na deskach TR Warszawa. Na drugim planie błyszczy Arkadiusz Jakubik, a oprócz tego talentem i urodą zachwycają Katarzyna Zawadzka oraz Anna Karczmarczyk. [Krzysztof Połaski]
4. Papusza, reż. Krzysztof Krauze, Joanna Kos-Krauze
Jeden z najlepszych polskich filmów ostatnich lat. Historia jednostki w kontekście grupy społecznej, czyli biografia cygańskiej poetki Papuszy (Bronisławy Wajs) żyjącej w taborze cygańskim: oglądamy kilkadziesiąt lat funkcjonowania taboru na ziemiach polskich, historia zaczyna się na początku XX wieku. Cyganie musieli zamienić swój nomadyczny tryb życia w sąsiedztwie natury na miejskie, podupadłe osiedla. Świetnie zagrany film ze znakomitymi czarno-białymi zdjęciami, scenografią i kostiumami retrospektywnie ukazuje życie taboru, a w zasadzie – jego przemijanie. Reżyserska para, Joanna Kos-Krauze i Krzysztof Krauze, plastycznie i poetycko przedstawia losy Papuszy, która miała to nieszczęście – jak sama to podsumuje – podzielić się swoją twórczością ze światem. Pisarze – Ficowski z pomocą Tuwima – przyczynili się do ujawnienia talentów cygańskiej poetki. Również życie taboru cygańskiego opisane przez Ficowskiego, który w taborze żył kilka lat, znalazło swoje odzwierciedlenie w formie książki. Papusza i Ficowski zostali wyklęci przez środowisko cygańskiego – w odczuciu Romów zdradzili cygańskie tajemnice, które powinny zostać nieopisane. [Ewelina Świeca]
5. Układ zamknięty, reż. Ryszard Bugajski
„Układ zamknięty” Ryszarda Bugajskiego szuka złości u widzów – temat prokuratorsko-skarbowych przekrętów z polityką w tle jak nic nadaje się do emocjonalnego szarżowania. I świetnie, bo dobre kino karmi się tym, co wkurza, irytuje, jest namacalnie bliskie. To dobrze, gdy film otwiera oczy, skupia uwagę na realiach, nawet tych najbrutalniejszych. Jest idealnie, gdy wywołuje wyraźną reakcję: krzyk, płacz, rozgoryczenie. To ta druga strona – obok eskapistycznej – kinowej frajdy. Film Bugajskiego spełnia obietnicę z nawiązką – jest bardzo bliski tu i teraz, wstrząsający w ukazywaniu brudów dnia codziennego. Jest w tym bardzo podobny do „Długu”, trochę do „Placu Zbawiciela” – nie dla wszystkich będzie to dobra rekomendacja, ale to podobnie wywoływane dreszcze, podobna ilość niecenzuralnych słów cisnąca się na usta. Niektórzy to lubią. [Rafał Oświeciński]
CZYTAJ DALEJ (najlepsze seriale, filmy animowane, pozytywne zaskoczenia, reżyser, scenariusz itd.)