5 powodów, dla których DIUNA może być NAJLEPSZYM filmem science fiction DEKADY
Uprzedzając wszystkie kąśliwe i krytyczne komentarze – tak, wiem, że może być też największym niewypałem dekady, filmem udanym średnio lub wcale, albo nawet bardzo dobrym, ale nie dorównującym poziomem czwartemu Mad Maxowi czy drugiemu Blade Runnerowi. I wiem też, że takie opinie powinno się wydawać po seansie. Ale mimo wszystko stwierdzam, że Diuna może być najlepszym filmem science fiction dekady – nie że być nim musi.
A skąd to przekonanie? Postaram się wytłumaczyć w pięciu poniższych punktach.
Materiał źródłowy
Diuna – książka autorstwa Franka Herberta, która rozpoczęła cały cykl powieści – wydana została pierwotnie w 1965 roku i absolutnie zawładnęła umysłami miłośników science fiction. Czytelnicy pokochali kompleksowo wykreowany przez Herberta świat i historię, która znakomicie łączyła przygodę i politykę. Wpływ Diuny sięgnął jednak daleko poza rynek wydawniczy. Powieść stała się inspiracją dla niezliczonych tworów popkultury, stanowiąc m.in. jedną z podstaw do wykreowania kultowych Gwiezdnych wojen George’a Lucasa czy Star Treka Gene’a Roddenberry’ego. Książka Herberta nazywana jest najlepszą powieścią science fiction w historii, a jej (zdaje się) wierna ekranizacja zmierza powoli do kin.
Tematyka
Podobne wpisy
Poza samą fabułą, która skupia się na przedstawieniu losów szlacheckiej rodziny Atrydów, ich odkrywaniu tytułowej planety i starciach z wszechobecnym zagrożeniem, Diunę odczytywać można jako uniwersalną opowieść o potrzebie ekologii i wyniszczającej działalności człowieka. Nie jest to przy tym w żadnym wypadku nadinterpretacja czy dopisany komentarz współczesnego odbiorcy historii napisanej w ubiegłym wieku przez Franka Herberta. Autor wprost bowiem dedykuje swoją najważniejszą książkę właśnie ekologom. Tematyka jest zatem absolutnie aktualna i może jak nigdy atrakcyjna właśnie dla współczesnego widza, świadomego czającej się za rogiem katastrofy klimatycznej.
Założenie
Warner Bros. zdaje się być jedyną wytwórnią filmową, która w opozycji do chociażby Disneya (Gwiezdne wojny, Kinowe Uniwersum Marvela) czy Universala (Jurassic World, Szybcy i wściekli) stawia jeszcze na poważne widowiska. Wymienić tu warto chociażby czwartego Mad Maxa, Blade Runner 2049 czy – jak można przypuszczać – realizowany właśnie kolejny sequel Matriksa. Właśnie tak zapowiada się też bez wątpienia Diuna. Nie chcę przy tym wartościować, które podejście jest lepsze (wiemy, na którym lepiej dziś się zarabia), ale na pewno kinowe science fiction kocha powagę i te najważniejsze dzieła gatunku stawiały zawsze na podobny ton.
Reżyser
Bez wątpienia wcześniejszych punktów jestem tak pewien ze względu na osobę reżysera, czyli Denisa Villeneuve’a. Kanadyjski twórca przez ostatnią dekadę dał się poznać jako naprawdę sprawdzona marka. Od thrillerów i dramatów jak Pogorzelisko, Labirynt, Wróg czy Sicario po właśnie perły kina science fiction w postaci Nowego początku i Blade Runner 2049 dostarcza widzom inteligentnych, emocjonujących i zapierających dech w piersiach produkcji, o których zwyczajnie trudno zapomnieć nawet lata po seansie. Sam sequel kultowego Łowcy androidów stanowi wizytówkę, z której wyczytać można, że Villeneuve tworzy współczesne klasyki i doskonale czuje się w sosie fantastyki naukowej.
Obsada
Na koniec zostawiłem sobie najbardziej pod pewnym względem ekscytujący element tej układanki. Reżyser Denis Villeneuve skompletował na planie swojego widowiska science fiction naprawdę imponującą obsadę. Główną rolę zagra być może największy aktor swojego pokolenia – Timothée Chalamet, a partnerować mu będą m.in. Oscar Isaac, Rebecca Ferguson, Zendaya, Jason Momoa, Josh Brolin, Javier Bardem i Stellan Skarsgård. Każde wymienione nazwisko to ogrom talentu i charyzmy, których wystarczyłoby na kilka innych produkcji. Tu zobaczymy ich w jednym filmie. Wprost nie mogę się doczekać!