VHS Hell Comes to Frogtown
![frogtownslider2 | Film.org.pl](https://film.org.pl/wp-content/uploads/2020/12/frogtownslider2.jpg)
„Hell Comes to Frogtown” to produkcja zła, niepotrzebna, tandetna, z durnym scenariuszem, brakiem reżyserskiego wyczucia, czy jakiegokolwiek przesłania. Co najgorsze, ten film to seksistowska garść wapna rzucona ręką amerykańskich szowinistów w oczy światowego ruchu wyzwolenia kobiet. Film przedstawiający kobiety jako płeć zdecydowanie słabszą, zależną od mężczyzn, których istnienie ogranicza się tylko i wyłącznie do bycia obiektem seksualnych żądzy, a finalnie chodzącym inkubatorem.
Mamy XXI wiek, żyjemy w wolnej, ekologicznej, jeżdżącej rowerami Europie i oglądanie takiego filmu zwyczajnie boli. Naprawdę nie wiem, na jakim poziomie intelektualnym trzeba się znajdować, aby w jakikolwiek sposób zachwycać się tą produkcją. Oglądałem „Frogtown” ze swoja partnerką i oboje byliśmy głęboko poruszeni i zbulwersowani tym, co się działo na ekranie – więcej, dzień po seansie czułem się wręcz fizycznie chory, z tak bardzo złą produkcją mamy tutaj do czynienia.
Ok, moja kobieta czyta tylko wstępniaki po czym wraca na forum sex-rebelia-sam-umyj-gary.pl
Wcześniej napisałem partnerka, bo za hasła w stylu „moja kobieta” dostaję trzy punkty karne i tydzień w karcerze tj. na kanapie. Nie zrozumcie mnie źle, ona jest bardzo wyrozumiała i wie, że jako facet wiele się jeszcze muszę nauczyć. Zresztą, mógłbym mieć zdecydowanie gorzej. Jej goląca brzytwą głowę koleżanka, urządziła w swoim domu pikietę na 80. osób, tylko dlatego, że jej facet nie opuścił deski klozetowej – poważnie, przez trzy dni, krokiem defiladowym maszerowali od salonu do kuchni. Namioty, żarcie z puszki, płonące kukły, wieczory przy gitarze – totalna anarchia! Od czasu całej akcji koleś działa na pilota i całkowicie zatracił zdolność mowy, czasem jedynie wydaje dźwięki jak R2-D2 w Star Wars – gdzie jest Elżbieta Jaworowicz, gdy jest potrzebna?!
Sami widzicie na czym stoję, zwyczajnie wolę się nie wychylać, jednak jak zapewne już wiecie, „Hell Comes to Frogtown” podobał mi się i to podobał bardzo . Jasne, większość z powyższych przeżyć się zgadza, bo to film mega zły, kiczowaty i wszystko, co najgorsze, ale to także produkcja cholernie zabawna, przyzwoicie zagrana i ciekawie zaaranżowana. Zgadza się też to, że byłem fizycznie chory następnego dnia po seansie, ale tylko dlatego, że zamiast zagryzać seans kebabem (VHS = niezdrowe żarcie) i podlewać to wszystko hektolitrami schłodzonego browara, zaliczyłem “hej, co powiesz na brokuły, kiełki i sojowy jogurt” wtorek, po czym myślałem że zwyczajnie umrę – jeszcze jedna hip rewolucja żywieniowa w naszym domu i zaczniemy jeść słomiane makatki z sosem z alg morskich. Poważnie, kolejna noc sushi z herbatą z wodorostów, w towarzystwie “pracuję w mediach/reklamie” snob-ancymonów z wizją 20/20 ale w Ray-Banach a pęknie mi żyłka. Niskokaloryczny sorbet z papai? Że co?!
Co się stało ze starym, dobrym śledziem w oleju, salcesonem z musztardą i kaszanką jako polskim kawiorem? Gdzie się podziały męskie desery z cyklu pajda chleba ze smalcem i miodem? Gdzie są moi kumple od Ligi Mistrzów, kraty browara i śmierdzenia na kanapie przy South Parku?! Co ja do jasnej cholery zrobiłem ze swoim życiem?! Gdybym tak bardzo się nie bał Jadzi, to bym jej powiedział, co o tym wszystkim sądzę, powiedziałbym też co tak naprawdę myślę o „Hell Comes to Frogtown”, który jest zwyczajnie w dechę!
Sam pomysł jest tak czadowy, że tylko Jankesi za przyzwoleniem wujka Reagana mogli to zrealizować. Świat po trwającym dziesięć dni atomowym holokauście (ruskie musieli ostro zapić, że zajęło to aż tyle czasu). Rząd amerykański chce jak najszybciej odbudować kraj poprzez zwiększenie wyniszczonej wojną populacji, tylko po to by móc kontynuować kampanię przeciwko złym komuchom – w tej sytuacji nawet Stalin miałby dość szarży ułańskich, ale ok, łykam ten pomysł. Wszystko byłoby pięknie, gdyby nie mały problem – mianowicie z powodu promieniowania, nastąpiła naturalna sterylizacja mężczyzn . Tak jest, większość mężczyzn i znaczna część kobiet jest w tym świecie bezpłodna. Zostaje więc powołany specjalny wydział medyczny mający na celu wyszukiwanie płodnych facetów i wykorzystywanie ich jako byki rozpłodowe – brzmi jak pomysł na mocno hardkorowy bawarski pornol, prawda?
Właściwa akcja rozpoczyna się w momencie, gdy oskarżony o gwałt więzień Sam Hell (w tej roli jak zawsze wybitny Roddy Piper) zostaje zmuszony do współpracy z rzeczonym oddziałem medycznym. Tak, dobrze przeczytaliście , nasz heros jest gwałcicielem (jak film pokaże, na zlecenie lub bez). Zabieg w kinie nieczęsty i wymagający od reżysera sporego wyczucia, oraz, jakby nie było, artystycznej odwagi. Kto by pomyślał: Donald J. Jackson to drugi Leone. Z drugiej strony, zgwałcona lasia zaszła w ciążę i wycofała zarzuty, chyba nawet dziękując za to, co ją spotkało – mnie nie pytajcie, ja tu tylko sprzątam. Wychodzi na to – zapożyczając z repertuaru Steve’a Hughsa – że nasz gwałciciel, to w sumie fajny gwałciciel, sami wiecie, taki gwałciciel light, „nie uwierzyłbyś, że to gwałciciel”.„Sam Hell, do kupienia w sklepach na terenie całego kraju. Minister Zdrowia przestrzega: przed użyciem przeczytaj ulotkę dołączoną do opakowania lub skontaktuj się z lekarzem lub farmaceutą”
W międzyczasie dowiadujemy się, że w opanowanej przez zmutowane żaby fabryko-kopalni przebywa grupa porwanych, owulujących dziewic i trzeba je uwolnić, wywieźć i zapłodnić – America Fuck (dosłownie) Yeah!!! Poważnie, opis opisem, ale to zwyczajnie trzeba zobaczyć . To jest taki cyrk, że osobiście ogłaszam „HCTF” częścią amerykańskiego dziedzictwa kulturowego. Sama idea tak poroniona, że gdy kaseta z tym filmem leżała na półkach w wypożyczalniach, to w promieniu kilometra IQ spadało o jakieś dwadzieścia punktów. Do tego filmu trzeba podchodzić w kaftanie z azbestu oraz olbrzymią dozą intelektualnego dystansu, aby wyłapać wszelkie niuanse oraz by móc dokopać się do potężnych pokładów niewidocznej gołym okiem ironii…
Ok, nie będę ściemniać, ten film jest całkowicie na serio i reżyser ze śmiertelną powagą pokazuje swoje polityczne stanowisko wobec świata i kobiet, a wyżej wspomnianego dystansu oczywiście brak, bo nie posądzałbym o autoironię reżysera takich klasyków jak „Big Sister 2000”, czy też legendarnego „Lingerie Kickboxer”.
Wierzcie lub nie, ale „HCTF” jest jednym z ulubionych filmów Kazimiery Szczuki. Tak jest: stara, dobra Kazia corocznie organizuje halloweenowe pidżama party – żadne tam ekscesy, posłanka Senyszyn przygotowuje krwawe, parówkowe paluszki, Manuela Gretkowska zmusza męża, by upiekł ciasto, a od dwóch lat Anka Grodzka wpada z gąsiorkiem jej legendarnej malinówki domowej roboty. No więc, mamy piżamki moro, zakąski i dużo śmiechu, ale że to w końcu Halloween, więc punktem wieczoru są seanse klasyków grozy w stylu: “Pretty Woman”, “Kate and Leopold”, czy też rzeczonego “Hell Comes to Frogtown”. Na dobry sen pozostaje już tylko poczytać felietony JKM (one, two – Korwin’s comming for you…) i można wieczór koszmaru uznać za udany.
Wracając do meritum, mimo tej całej porażki scenariuszowo-reżyserskiej, film ogląda się naprawdę nieźle. Ogląda w dosłownym tego słowa znaczeniu, bowiem mamy tu przyzwoite, jak na tego typu produkcje, zdjęcia, świetną charakteryzację od niezawodnego jak zwykle Steve’a Wanga (praca przy projektach Guyvera, Predatora, Gremlinów, czy też potworów z “Monster Squad”) oraz naprawdę niezłe aktorstwo. Roddy Piper urodził się by grać w B-klasowcach i choć występ w tym filmie nawet nie ociera się o wybitność “They Live”, to koleś nadal daje radę i zwyczajnie fajnie się prezentuje jako rednecki bohater. Do tego dochodzi urocza Cec Verrell w bardzo cameronowskiej roli, oraz jedna z najbardziej niedocenionych aktorek w naszej galaktyce, Sandahl Bergman. Poważnie, jeżeli świat się skończy pod koniec tego roku, to jednym z powodów globalnej katastrofy będzie fakt, że nie udało się tej aktorce zrobić większej kariery. Przypomnę tylko, że ma ona na swoim koncie Złoty Glob za rolę Valerii w „Conan the Barbarian” oraz pamiętny występ w “All That Jazz”, gdzie zaliczyła jedną z najlepszych ( “Take Of With Us”) i najseksowniejszych (“Airotica”) scen tańca, jakie widział filmowy świat. Wszystkie współczesne, modelko-aktoreczki w stylu Megan Fox, czy inne transformerowe pudernice, wymieniłbym chętnie na jedną i niepowtarzalną Sandahl Bergman.
Jak już wspomniałem wcześniej, “HCTF” jest filmem cholernie złym, ale niesamowicie przyjemnym w oglądaniu – zwłaszcza jeżeli lubi się podgatunek filmowy jakim są “postapokaliptyczne, seksitowskie produkcje o super gorących lekarkach i zmutowanych żabach”.
Dla mnie to film-symbol, który otworzył mi oczy i dzięki któremu zrozumiałem, że nie mogę zaprzeczać 200.000 lat ewolucji i szowinistycznych tradycji. Muszę walczyć o to, by podszczypywanie kobiet i strzelanie ze stanika było gwarantowanym prawem w każdym miejscu pracy, żeby kobiety zrozumiały, że sprawdzają się tylko w trzech rzeczach (tutaj odsyłam do twórczości Jona Lajoie) i w końcu, by w każdej polskiej gminie powstały niewspierane przez rząd i niepodrasowywane żadnymi parytetami kluby “NO MA’AM” (National Organization of Men Against Amazonian Masterhood). Chcę powrotu do korzeni, schabowego na obiad, masażu pleców, zimnego browara do meczu i buzi dla Pana Domu, gdy wrócę z pracy. Nie wymagam wiele i jestem gotów wyjść na ulice Warszawy, by o to walczyć! Kurcze, ale dopiero za miesiąc, bo przesoliłem ostatnio zupę i Jadzia dała mi szlaban – a mogła zabić…
A w następnym odcinku…